See & Say to ważne wydarzenie dla polskiej branży kreatywnej. Doświadczeni eksperci w dziedzinie fotografii, grafiki, mody czy twórczego pisania spotykają się z młodym pokoleniem. Rozmowa i przegląd portfolio może być korektą, wymianą doświadczeń albo początkiem nowej drogi zawodowej.
Redakcja „Vogue Polska” już po raz drugi wzięła udział w wydarzeniu. Poznajcie pięć wyjątkowych osobowości, które odkryliśmy podczas tegorocznej edycji.
Agnieszka Sejud
29 lat, studentka Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie
Żyjemy w czasach, w których wszystkie wybory są polityczne, takie są też moje prace. Na fotografiach i obrazach, które tworzę, często pojawiają się znaki współczesnych czasów: wszechobecny plastik, nadmiar i konsumpcjonizm, wątki ekologiczne. Przedmioty, których używam do budowania instalacji czy scenografii do sesji, to głównie znalezione śmieci lub kupione za kilka złotych używane fanty z lumpeksu czy bazaru (staram się nie kupować nowych rzeczy i zwykle się to udaje). Drugi wątek to cielesność i dotyk.
W obrazach multiplikuję, manipuluję, wykrzywiam, wycinam fragmenty swoich zdjęć, buduję nieistniejące rzeczywistości i postacie. Spędzam całkiem sporo czasu przy komputerze, więc w moich pracach widoczna jest estetyka internetu.
Za swój ostatni sukces uważam ukończenie długoterminowego projektu „HOAX” i samodzielne wydanie książki fotograficznej.
„HOAX” będzie można oglądać w Rotacyjnym Domu Kultury w warszawskim Jazdowie od 1 października.
Borys Slobodianiuk
25 lat, absolwent kierunku foto-wideo-design na kijowskim Uniwersytecie Technologii i Designu
Staram się ukazać nie tylko obraz jako taki, ale też wpleść historię, poruszyć ważne tematy. Czasami to wspomnienia z dzieciństwa, tęsknota za domem. Zrobiłem projekt, w którym głównymi bohaterami są moi kuzyni, a teraz pracuję nad sesją, która będzie opisywać, jak różnie odczuwamy i odbieramy świat.
Pracuję na analogowym aparacie średnioformatowym. Patrzę na zdjęcia jak na kompozycję figur geometrycznych i kolorowych kształtów, ludzie są częścią tej geometrii.
Kamila Staniszewska
26 lat, absolwentka grafiki na ASP w Warszawie
Najchętniej zajmuję się muzyką, interesuje mnie tworzenie warstwy wizualnej do tego, czego doświadczamy na koncertach i festiwalach. Fascynuje mnie relacja artysty z publicznością, wymiana energii, zapatrzenie fanów w swoich idoli i upodabnianie się do nich. Jestem tego częścią, ale jednocześnie staram się być obserwatorem.
Kiedy robię autorski projekt, staram się większość stworzyć sama, łącznie z próbami zaprojektowania kroju pisma i napisania tekstów. Ale ważną częścią procesu jest też samo przygotowanie – załatwienie akredytacji, biletów, zdobycie zaufania bohaterów, poznanie kontekstów, dotarcie do materiałów archiwalnych. Te doświadczenia i informacje mogą popchnąć całość w zupełnie innym kierunku, niż pierwotnie zakładałam.
Za swój największy sukces uważam wydarzenie z 2018 roku. Podczas europejskiej trasy Pearl Jam w czasie koncertu w Pradze Eddie Vedder wziął ode mnie plakat informujący o strajku kobiet, który miał się odbyć następnego dnia. Plakat zrobiłam po nocy przespanej w kolejce pod areną w zupełnym poczuciu bezradności. Bezradności wobec sytuacji w Polsce i bezradności grafika wobec aktualnej sytuacji na świecie. Miałam refleksję, że kiedyś plakaty były ważnym nośnikiem informacji – przekazywały ukrytą wiadomość albo były punktem zapalnym do zmiany. Po tym koncercie dotarło do mnie, że dobry plakat nadal ma tę moc. Dwa dni później na koncercie Pearl Jam w Krakowie na telebimach wyświetlono logo strajku kobiet.
Sebastian Fabrowicz
23 lata, student Katedry Mody warszawskiej ASP
Malowanie zaczynam od wymyślenia lub znalezienia pozy dla modela. Potem staram się go w coś ubrać albo i nie.
Lubię rysować ludzi. Czasem próbuję rysować bardziej neutralne twarze, ale jakoś wolę te moje potwory niż śliczne buzie. W brzydkich, starych i zniszczonych rzeczach jest więcej prawdy. Przez to też zacząłem malować na papierze ze starych książek. Nowy, czysty papier zaczął mnie paraliżować i za bardzo spinałem się podczas malowania, myśląc tylko o tym, że musi z tego wyjść coś dobrego. Zazwyczaj nie wychodziło. Poza tym stary papier ma w sobie jakąś tajemnicę, był wcześniej dotykany, ma swój specyficzny zapach.
Lubię połączenie gwaszu i kredki. Używam też akwareli, pisaków, tuszu i pasteli. Czasem robię kolaże.
Chciałbym, żeby ilustracja w pewnym momencie stała się moim jedynym zajęciem. Mam dużo planów, ale na razie niech zostaną w mojej głowie i powoli rosną.
Kamil Wesołowski
24 lata, student projektowania tkaniny i ubioru na łódzkiej ASP
Lubię bawić się konwencją, uwielbiam kicz, zgrzyt i sprzeczność. Moja ukochana tkanina to tafta, mógłbym szyć z niej wszystko, bo potrafi być zarówno wiotka, jak i sztywna, jest ambiwalentna.
Często czuję dumę z efektu pracy, ale ten zachwyt nad nową rzeczą nie trwa długo, szybko potrzebuję kolejnej ekscytacji. W tym momencie mogę opowiedzieć o pracy wideo, którą można było oglądać w Muzeum Sztuki w Łodzi. Tańczę w niej robotyczny taniec w szczotkach do włosów i w butach na platformach.
Największym wyzwaniem jest dla mnie kolekcja dyplomowa. Uszyłem spódnicę z 30 metrów tkaniny. Ale czy jest to potrzebne ludzkości? Może i nie, ale liczę, że gdy ktoś na nią spojrzy, to coś poczuje.
Wystawę prac wyróżnionych uczestników tegorocznej edycji See & Say można do końca września oglądać w warszawskim klubie Warmut.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.