Front Wizualny to najbardziej nieprzewidywalna sekcja Międzynarodowego Festiwalu Filmowego mBank Nowe Horyzonty, w której kino spotyka sztukę. W 2024 roku pojawią się tam nagradzane i prezentowane na światowych przeglądach filmy autorstwa artystek i artystów wizualnych, którzy łamią konwencje, eksperymentują albo brawurowo interpretują klasyczne gatunki filmowe.
Jak mówi dyrektorka artystyczna festiwalu, a zarazem kuratorka Frontu Wizualnego, Ewa Szabłowska: – To najciekawsze filmy z danego sezonu, które przynoszą różne spojrzenia na to, jak kino może się łączyć ze sztuką. Są to filmy tworzone przez artystów, którzy czasem mają potrzebę rozluźnienia klasycznej narracji i nakręcenia filmu eksperymentalnymi środkami, albo po prostu obrazy o sztuce i twórcach.
W 2024 roku będzie to 10 obrazów, pośród których znajdziemy wszystkie filmowe gatunki, od thrillera przez odjechany musical czy tropikalny erotyk po psychoanalityczny esej o twórcy psychoanalizy. Jak pisze w tekście programowym kuratorka: „Łączy je rewolucyjna energia, nieskrępowana wyobraźnia artystów oraz niezgoda wobec konwencjonalnych narracji i przewidywalnych formatów. Front Wizualny to bardziej maksymalizm niż minimalizm, bo wbrew temu, co twierdzą asceci formy i dietetycy kina, more is more”. A obok nich jeszcze zestaw krótkich metraży – zaskakująco awangardowych w formie – biologicznych filmów z Wytwórni Filmów Oświatowych „Życie to ruch, kino to śmierć”. To gościnny program Michała Matuszewskiego z jego wstępem i wykładem opartym na pracy badawczej autora wyboru.
Voguingowy musical, przyrodnicze sci-fi i powrót Denisa Côté
Jedną z najbardziej zaskakujących propozycji wydaje się przebój tegorocznego Berlinale, film „Reas” (hiszp. Królowe) argentyńskiej reżyserki i artystki Loli Arias – dokumentalny musical o więźniarkach. Brzmi jak szaleństwo? Ale jest w nim metoda – reżyserka zaprosiła byłe więźniarki, by wytańczyły i wyśpiewały, w rytm ulubionych przez siebie gatunków muzycznych, osobiste historie i marzenia o życiu po odsiadce. Powstało brawurowe dzieło łączące punkową energię z voguingiem i socjologicznym namysłem. – Wydaje się, że film dziejący się w więzieniu to będzie dół i dramat, a tymczasem jest to prawdziwa emocjonalno-wizualna petarda – mówi Ewa Szabłowska. – Na jego podstawie Arias zrobiła też z bohaterkami filmu spektakl, który ma premierę na tegorocznym festiwalu teatralnym w Awinionie, czyniąc z tego musicalu swoisty projekt społeczno-resocjalizacyjny.
Kolejny nietuzinkowy film hiszpańskojęzyczny Frontu Wizualnego to uhonorowana nagrodą krytyków filmowych FIPRESCI w Berlinie „Ludzka hibernacja” hiszpańskiej artystki wizualnej Anny Cornudelli Castro. Co by było, gdyby to ludzie, a nie zwierzęta, zapadali w zimowy sen? Jak bardzo zmieniłaby się Ziemia? – To eksperyment nie tylko filmowy, lecz także mentalny – uważa kuratorka. – Każe nam skonfrontować się z sytuacją, w której to ludzie muszą poddać się przyrodzie. Nakręcony w immersyjny sposób, oparty na odgłosach, sugestywnych obrazach – sprawia, że czujemy go niemal we własnym ciele.
Na Nowe Horyzonty wraca też filmem „Mademoiselle Kenopsia” znany tutejszej publiczności Kanadyjczyk, Denis Côté. To reżyser, który kręci wysokobudżetowe art house’owe kino popularne na zmianę z osobistymi eksperymentami tworzonymi w kameralnym zespole. Do tego drugiego nurtu należy tegoroczna premiera, która karmi się tytułowym słowem „kenopsia”. To wymyślone przez lingwistę Johna Koeniga pojęcie określa niepokojącą, dziwną atmosferę, która panuje w opuszczonej, niegdyś wypełnionej życiem przestrzeni. W takie właśnie miejsce Côté przenosi widzów i tę „duchologiczną” przestrzeń – połączenie porzuconego szpitala, kościoła, może biura – zwiedza wraz z jego strażniczką i jedyną mieszkanką.
Hybrydyczne dokumenty o Marii Lassnig i Freudzie
Film „Sypiając z tygrysem” Anji Salomonowitz to zwieńczenie wieloletniego projektu reżyserki (na który składały się też krótkie metraże), poświęconego twórczości wybitnej austriackiej malarki Marii Lassnig, jednej z najważniejszych artystek XX wieku. Prawdziwa historia Lassnig, opowiadana w rozdziałach zbudowanych wokół epizodów z jej życia, stanowi bazę dla przyjrzenia się artystycznym kobiecym biografiom w świecie sztuki zdominowanym przez mężczyzn. Ewa Szabłowska: – Z jednej strony Maria była świetną malarką, a od pewnego momentu też eksportową artystką, z drugiej strony – podlegała bezwzględnym regułom gry narzucanym przez rynek sztuki, ukazany w bardzo ironiczny sposób.
Co ciekawe, od dzieciństwa po starość gra ją jedna aktorka, Birgit Minichmayr, i jest to kreacja wybitna. Ten intrygujący formalnie film wymyka się zgranym kliszom klasycznego biopicu i rzuca nowe światło na miejsce kobiet w sztuce (wciąż niedoszacowane).
Z kolei „Mojżesz” to dokument „całkowicie zwariowany”, jak o nim pisano, a także swego rodzaju psychoanalityczny esej o samym twórcy psychoanalizy, Zygmuncie Freudzie. I o Mojżeszu, bohaterze ostatniej książki badacza, wydanej u zarania wojny w 1939 roku. Para fińskich artystów Jenni i Lauri Luhta bierze tę książkę na warsztat, dekonstruuje ją i analizuje, ale w pewnym momencie porzuca Mojżesza, by skoncentrować się na samej postaci Freuda. Wciela się w niego artystka – co w kontekście męskocentrycznej freudowskiej teorii psychoanalizy zakrawa na przewrotny żart twórców. Ten szalony, erudycyjny projekt w istocie bada, jak łączy się ze sobą sfera teorii naukowych, mitów i kultury z brutalnym kontekstem politycznym świata u progu II wojny światowej.
Między Nowym Jorkiem, Lizboną, Bangkokiem a amerykańską telewizją lat 90.
Czas na filmy z filmem w tytule. Hipnotyczny, opowiedziany z czarnym humorem „Pomylony film”, pokazywany w ramach Forum na Berlinale, to debiut fabularny izraelskiej artystki i performerki Keren Cytter, mieszkającej w Berlinie, a potem w Nowym Jorku. – Zasłynęła np. serią fejkowych autokonferencji na biennale w Berlinie, podczas których wcielała się w rozmaite postaci, przyjmując fałszywe tożsamości – opowiada Szabłowska. – Jej film to portret pogubionej nowojorskiej „bohemy drugiej klasy”, aspirujących artystów i influencerów w wiecznym zawieszeniu ekonomicznym i emocjonalnym. Reżyserkę w Berlinie nazwano kobiecym Beckettem XXI wieku, potrafiącym prześwietlić współczesność na wylot.
Inna amerykańska pełnometrażowa debiutantka to Zia Anger i jej „Mój pierwszy film”. W istocie to opowieść o niezrealizowanym „pierwszym filmie”, który reżyserka miała zamiar zrobić, będąc w szkole filmowej. Jak pisze Adam Kruk: „Najważniejszym tematem okazuje się jednak sam proces powstawania filmu, jego uwikłanie w stosunki władzy, niejasne relacje między rzeczywistością a fikcją”.
Te niejasne relacje bada też portugalski, zmysłowy, wypełniony tęsknotą „Baan” Leonor Teles. Nagrodzony w Reykjavíku obraz przywodzi na myśl twórczość Wonga Kar-Waia, specjalisty od złamanych serc. Prowadzi nas przez niespełniony romans dwóch nomadek: El i Kay, między Lizboną i Bangkokiem, które to miasta stają się tu – niczym we śnie – jedną nasyconą emocjami bohaterek metropolią.
I wreszcie „Dream Team” Whitney Horn i Leva Kalmana. Bajkowo-telewizyjna fantazja o amerykańskich latach 90. I kryminał o krwiożerczych koralowcach w jednym. – Jakby Maya Deren kręciła „Baywatch” – opisuje w skrócie Szabłowska.
Kino chodzone i sztuka chodzenia na wystawie „Kroki”
I wreszcie uhonorowany w Locarno Specjalną Nagrodą Jury francusko-belgijski „Kemping nad jeziorem”. – Przeuroczy film, trochę w duchu Agnès Vardy, która portretowała swoich sąsiadów i napotkanych ludzi, zawsze w niezwykle czuły sposób – mówi Ewa. Éléonore Saintagnan robi to samo, bo to ona jest reżyserką, aktorką, ale też narratorką filmu o przymusowym postoju (zepsuty samochód) na kempingu w Bretanii, który niepostrzeżenie wchłania bohaterkę. Wchodzi ona w lokalną społeczność i zaczyna interesować się historią miejsca, jego legendami i obrzędami.
– Saintagnan w ciekawy, szkatułkowy sposób opowiada o otoczeniu – dodaje kuratorka. – Daje widzom możliwość zobaczenia i usłyszenia niesamowitych rzeczy w codzienności.
Ten temat niepostrzeżenie łączy Front Wizualny z inną sekcją tegorocznych Nowych Horyzontów, a mianowicie z Let’s Go i wystawą festiwalowej sceny artystycznej „Kroki” – o chodzeniu.
– To wystawa prac, w których artyści nadają chodzeniu, przemieszczaniu się pieszo, rozmaite artystyczne formy – wyjaśnia Stach Szabłowski, który wraz z Emilią Orzechowską oraz Joanną Stembalską, Alicją Jodko i Mariuszem Jodko kuratoruje tej prezentacji, rozrzuconej pomiędzy trzema galeriami położonymi w odległości spaceru: BWA Studio, Entropia i Krupa Gallery.
Artyści i artystki, wśród których znajdą się m.in. Francis Alÿs, Zofia Krawiec, Robert Kuśmirowski, Zbigniew Libera, Honorata Martin, Sebastián Díaz Morales, Yvonne Rainer i Sara Wookey, Józef Robakowski i wielu innych, przetwarzają temat chodzenia na wiele różnych sposobów – od pielgrzymki przez demonstracje po masową migrację, od miejskiego flaneryzmu i psychografii po Ministerstwo Dziwnych Kroków z Monty Pythona. Chodźmy (!) razem na Nowe Horyzonty!
Szczegóły programowe tutaj: Front Wizualny, Scena Artystyczna:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.