Legendarna komediantka Deborah Vance i znudzona milenialka Ava z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Serial „Hacks” na HBO Max opowiada o spotkaniu dwóch kobiet, przedstawicielek różnych pokoleń, które łączy podejście do życia – cynizm, egoizm i humor.
„Hacks” poleciła mi jedna z moich najlepszych przyjaciółek, która tak jak ja nie przepuści żadnej serialowej nowości. „Na poprawę humoru”, napisała mi, gdy czułam się przytłoczona trwającą wieczność polską zimą. Dowcipy Debory i Avy natychmiast wprawiły mnie w dobry nastrój, bo dystans, ironia i przesada też służą mi za narzędzie samoobrony. Przy produkcji Lucii Aniello („Broad City”, czyli odważniejsza, śmieszniejsza i bardziej absurdalna wersja „Dziewczyn”) śmiech szybko więźnie jednak w gardle. Diagnozy rzeczywistości formułowane przez scenarzystkę nie napawają bowiem optymizmem. Siostrzeństwo to pusty frazes (rodzona siostra Debory odbiła jej męża), feministki niewiele wywalczyły (pokolenie Avy wciąż karmi się uprzedzeniami), a patriarchat odrzuca kobiety, które zdaniem mężczyzn straciły datę ważności (Vance – legendę Vegas – mogą wylać z pracy, bo się zestarzała).
„Hacks”: Humor, który oswaja traumę
W niesprzyjających okolicznościach zaskakujący sojusz zawierają kobiety, które z pozoru nic nie łączy. Deborah Vance to najsłynniejsza komediantka swojego pokolenia, opływająca w luksusy milionerka, której willa w Las Vegas przypomina Wersal, starzejąca się gwiazda osaczona przez paparazzich. Ava to uzdolniona debiutantka, która dezynwolturą już zdążyła narobić sobie problemów w show-biznesie. Deborah to skandalistka, która na scenie przerabia najbardziej wstydliwe doświadczenia ze swojego życia. Ava to znudzona wszystkim samotniczka, której cięty dowcip zazwyczaj oszczędza ją samą. Deborah czasy świetności ma już za sobą, Ava raczej nigdy nie wykorzysta swojego potencjału. Obie są egoistyczne, narcystyczne, skoncentrowane na sobie. Obie używają humoru, żeby oswoić traumę, obie odpychają od siebie ludzi, bojąc się bliskości, obie są przekonane o własnej wyjątkowości, więc ranią innych.
Te dwa żywioły postanowił połączyć ich wspólny agent Jimmy (współtwórca serialu Paul W. Downs), uznając, że Deborze przyda się nowy materiał, a Avie – jakakolwiek praca. Wierzy w jedną i drugą, chce im pomóc, a jednocześnie przeprowadzić mały eksperyment. Jak weteranka zareaguje na nowicjuszkę? Jak milenialka dogada się z boomerką? Jak komediantki z różnych pokoleń zmierzą się z cancel culture, trigger warning i polityczną poprawnością? Deborah i Ava, pisząc nowe żarty, będą musiały wziąć po uwagę to, że najmłodsze pokolenie – dzieciaki TikToka – niewiele biorą w nawias, wszystko traktują dosłownie, świadomie nie czytają ironii. „Hacks” jest więc trochę metakomedią – komedią o tym, jak dziś można, powinno się i wolno żartować. Czy monolog o seksie oralnym jest uprzedmiotawiający? Czy musimy ze sceny mówić o menstruacji, żeby być w kontakcie ze swoim ciałem? Czy możemy zwyczajnie czegoś nie lubić – wrzeszczących niemowląt, uprzywilejowanych nierobów, aspirujących influencerów? Innymi słowy, z czego wolno się jeszcze śmiać.
Narcyzm małych różnic
W równym stopniu co o humorze „Hacks” opowiada o feminizmie. Deborah z Avą ostatecznie się dogadają, bo obie rozumieją, jak wiele muszą z siebie dać jako kobiety, żeby zyskać uznanie na poziomie średnio ogarniętego faceta. Ale nie będą się kochać, co to, to nie. Ich relacja przypomina klasyczne filmowe pary – Flipa i Flapa, Oscara i Felixa z „Dziwnej pary”, Melvina i Simona z „Lepiej być nie może”. Bohaterki będą się nawzajem niszczyć, zwalczać, obrażać. Ava zdradzi bolesne szczegóły z prywatnego życia Debory, by dostać zlecenie na scenariusz, Deborah Avę pozwie. Będą się kłócić i godzić, kłamać i przepraszać, nienawidzić i lubić. Mój mąż nazywa to „narcyzmem małych różnic”. Bo przecież najtrudniej nam się przeglądać w krzywym zwierciadle. A dla schodzącej ze sceny Debory kimś takim jest właśnie Ava, równie zdolna jak ona kilkadziesiąt lat wcześniej. A Ava, jak w zwierciadle Ain Eingarp widzi w Deborze ucieleśnienie swoich marzeń, które okazuje się ich karykaturą.
„Hacks” nie byłoby bez Jean Smart, jednej z najbardziej wyrazistych aktorek swojego pokolenia, która w minionym roku za ten serial wygrała Emmy, a za drugą – zupełnie inną – rolę w „Mare z Easttown” była do nagrody nominowana. Czyni Deborę ekscentryczną, elitarystyczną, egocentryczną, a jednocześnie uroczą, charyzmatyczną, silną. Godną przyjaciółkę i rywalkę znajduje w Avie granej przez Hannę Einbinder, dla której udział w „Hacks” to pierwsza poważna praca, za którą też otrzymała nominację do Emmy. Głównym gwiazdom towarzyszy plejada aktorek drugoplanowych z Kaitlin Olson w roli DJ na czele, zagubionej córki Debory, która pół życia spędziła na odwyku, Megan Stalter o niezwykłej vis comica czy Jane Adams jako neurotycznej matki Avy, która regularnie niszczy córce życie.
Najmocniejsze „Hacks” jest tak naprawdę nie wtedy, gdy śmieszy, ale wtedy, gdy smuci, pokazując, jak niemożliwie trudne jest budowanie otwartych, szczerych, niewinnych relacji międzyludzkich. Niezależnie od tego, czy ma się 60, czy 20 lat.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.