Znaleziono 0 artykułów
18.09.2024

Serial „Prison Break” niemal 20 lat po premierze podbija Netflixa 


18.09.2024
Serial „Prison Break” („Skazany na śmierć”) z lat 2000. o ucieczce z więzienia przebojem na Netflixie (Fot. materiały prasowe)

„Prawdziwi mężczyźni”, przemoc, niespodziewane (i nie do końca logiczne) zwroty akcji – serial „Prison Break”, emitowany oryginalnie w latach 2005-2009, trafił do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych produkcji na Netflixie. Właśnie powstaje też reboot serialu. 

Gdyby na zimno oceniać fabułę „Prison Break”, należałoby się raczej z niej zaśmiać, niż w nią wciągnąć. Błyskotliwy inżynier Michael Scofield (Wentworth Miller) popełnia poważne przestępstwo, by trafić do Fox River, więzienia o zaostrzonym rygorze. Tam na wykonanie wyroku śmierci oczekuje jego brat Lincoln Burrows (Dominic Purcell). Scofield wierzy w niewinność „Linca”, osadzonego za rzekome zabójstwo brata wiceprezydenta. W morderstwo został wrobiony przez służby specjalne. 

Już na tym etapie – ustalenia status quo, punktu wyjściowego akcji – widza mogą trawić wątpliwości. Po pierwsze, nikt nie mógł Scofieldowi zagwarantować, że trafi akurat do tego zakładu karnego. Po drugie, dlaczego służby specjalne miałyby wrobić akurat Burrowsa. Po trzecie, skoro padł ofiarą spisku na wysokich szczeblach władzy, nie będzie łatwo go z macek agentów uwolnić.

Tak jak prawie 20 lat temu „Prison Break” podbił telewizję, tak teraz podbija Netflixa

„Prison Break” bazuje jednak na założeniu bliskim wielu innym produkcjom z lat 2000. – rok przed premierą tego serialu, w 2004 r., na antenę trafił „Dr House” o genialnym diagnoście. W obu przypadkach wybitnie uzdolniony główny bohater przewyższa swoje otoczenie intelektem, rozwiązuje zagadki, nad którymi inni głowią się latami, potrafi przechytrzyć inne tęgie umysły. 

Tak jak House’a wymyślono jako Sherlocka Holmesa medycyny, tak Scofield przypomina Harry’ego Houdiniego i Jamesa Bonda w jednym. Z wprawą iluzjonisty ratuje się z opresji i z odwagą legendarnego agenta pozyskuje współpracowników i eliminuje wrogów.

„Prison Break” pokazuje patologie amerykańskiego systemu więziennictwa  

Zanim trafił do więzienia, Scofield wytatuował sobie na ciele plan ucieczki – nie tylko mapę więzienia, lecz także kolejne etapy tytułowego prison break. Problemem okazują się przede wszystkim ludzie. Linc – wyrywny, ale jednak niewinny – to twardziel o gołębim sercu. Nie można tego powiedzieć o innych skazańcach, z niebezpiecznymi mordercami na czele (do najważniejszych postaci należy przerażający „T-Bag”). Scofield będzie musiał namówić ich na wspólną ucieczkę – we dwójkę sobie z Lincolnem nie poradzą. Jego negocjacje ze zdeprawowanymi złoczyńcami należą do najciekawszych wątków serialu, chociaż z perspektywy czasu przedstawienie zaburzeń psychicznych, którymi obciążeni są przestępcy, wydaje się stygmatyzujące. 

Jeszcze gorszymi złymi okazują się strażnicy – jeśli jakikolwiek pracownik więziennictwa zachowuje się równie nikczemnie jak Brad Bellick, biada osadzonym. Sadystyczni strażnicy to zresztą częsty motyw amerykańskich filmów, których twórcy piętnują grzechy amerykańskiego więziennictwa. Szlachetnością wykazuje się tylko lekarka Sara Tancredi, w której z wzajemnością zakochuje się Michael. Choć miłość nie jest częścią planu, Sara oczywiście się braciom przyda.

W kolejnym kręgu piekła powinni się smażyć bezwzględni agenci. Paul Kellerman, odpowiedzialny za wrobienie Lincolna, działa poza granicami prawa. 

Do kogo dziś trafia serial „Prison Break”?

Scenariusz Paula T. Scheuringa dziś przypomina teorie spiskowe. Brak zaufania do deep state, mroczna wizja więziennictwa, bunt prawych jednostek wobec opresyjnej władzy. Dziś „Prison Break” nie mógłby zresztą powstać, bo w stanie Illinois od 2011 r. zniesiono karę śmierci. Zresztą Burrowsa nie mogłaby czekać śmierć na krześle elektrycznym, bo na kilka dekad przed powstaniem serialu sposób wykonania kary zmieniono na zastrzyk trucizny. U widzów spoza Stanów Zjednoczonych, w których karę śmierci już dawno uznano za nieludzką, seans serialu mógł budzić grozę. I ogromny sprzeciw wobec kraju – pozornie cywilizowanego, w którym przestępców skazuje się na śmierć, a więźniów wciąż traktuje się w sposób niehumanitarny. Ten temat w o wiele subtelniejszy sposób poruszały filmy, takie jak „Przed egzekucją”. 

Można mieć obawę, że „Prison Break” spodobał się dziś wyznawcom teorii spiskowych, z incelami na czele. Mamy tu bowiem wszystkie motywy, które działają na wyobraźnię sfrustrowanych mężczyzn. Niezłomni główni bohaterowie, którym świat rzuca kłody pod nogi. „Prawdziwi faceci”, którzy niczego się nie boją, nie zatrzymają przed niczym, zrobią wszystko dla braci – i tych rodzonych, i tych z wyboru. Kobiety pełniące funkcje opiekuńcze, pięknie płaczące, zakochane po uszy. Sadystyczny system odbierający wolność swoim obywatelom. „Prison Break” to woda na młyn dla wszystkich „myślących niezależnie”.

Pierwszy sezon „Prison Break” do dziś uchodzi za jedno z największych dokonań telewizyjnych lat 2000. Pozostałe – poza murami więzienia, a potem w kolejnym więzieniu – przypominają filmy klasy B. Czy widzom Netflixa serial znudzi się po pierwszym sezonie? Czy zobaczą, jak mocno się zestarzał? A może, paradoksalnie, cofa odbiorców do mniej skomplikowanych czasów, w których bawili się w policjantów i złodziei?

Anna Konieczyńska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Serial „Prison Break” niemal 20 lat po premierze podbija Netflixa 

Proszę czekać..
Zamknij