Wystąpiła przed Beyoncé, zagrała w „Narodzinach gwiazdy”, została pierwszą drag queen kroczącą po oscarowym czerwonym dywanie. Pochodząca z teksańskiego Paryża Shangela, która debiutowała w „RuPaul’s Drag Race”, ma szansę stać się drag queen popularniejszą od samego prowadzącego kultowy program.
– Dopiero zaczęłaś, ale coś czuję, że jeszcze o tobie usłyszymy. A teraz sashay away – powiedział do niej RuPaul już w pierwszym odcinku drugiego sezonu swojego „RuPaul’s Drag Race”. Jak wiadomo, nikt nie chce odpaść z wyścigu po koronę, a tym bardziej w pierwszym odcinku. Ona jednak poległa na dzień dobry. Nie dała sobie rady ani z sesją fotograficzną w anturażu wojny secesyjnej (dwóch pięknych mężczyzn i jedna wielka armata), ani w zadaniu polegającym na przerobieniu zasłon okiennych na pomysłową kreację. To, co stworzyła, wyglądało, jakby miało się zaraz na niej rozpaść. Ale walczyła do końca, w dodatku ze swoją przyjaciółką ze szkoły, nieżyjącą już Saharą Davenport. W walce na lip-sync (śpiew z playbacku) też przegrała, więc musiała opuścić program. Koronę zdobywa Tyra Sanchez. Był rok 2010.
Ale Shangela nie miała zamiaru składać broni, choć rzeczywiście uprawiać drag zaczęła zaledwie kilka miesięcy przez zgłoszeniem się do wyścigu. Wróciła spektakularnie w kolejnym, trzecim sezonie, wyskakując – ku zaskoczeniu pozostałych królowych – ze świątecznego prezentu. Ich miny, szczególnie jednej, mówiły same za siebie. Manila Luzon widziała w Shangeli nie tyle konkurencję do korony, ile po prostu podrzędną drag queen, która nie powinna się znaleźć ani w trzecim, ani w żadnym innym sezonie. Sekowała ją, jak mogła, aż w końcu się jej udało, choć Shangela sama też nie była bez winy. Tym razem poległa najpierw jako piosenkarka country, a potem w konkurencji, w której trzeba było przygotować trzy fantazyjne fryzury i jeden kostium wykonany z całości z włosów. Jurorzy dość zgodnie zwrócili uwagę, że Shangela nadal ma problem ze stylem (i modą, i makijażem), więc dalej już w tym rozdaniu nie zajdzie. Po przegraniu na lip-sync z Alexis Mateo Shangela pod raz drugi usłyszała: sashey away! Manila też nie zdobyła korony, bo sezon wygrała Raja. Był rok 2011.
W zdobywającym światową sławę „RuPaul’s Drag Race” Shangela pojawia się ponownie dopiero po pięciu latach. Tym razem po to, by wystąpić wśród najlepszych. Najpierw gościnnie w jednym odcinku „RuPaul’s Drag Race: All Stars”, a dwa lata później walczy już w „All Stars” o sto tysięcy dolarów i miejsce w Drag Race Hall of Fame. I znów przegrywa. Tym razem z Trixie Mattel, choć niemal wszyscy uważają, że niesłusznie. I trudno się z tym nie zgodzić. Osiem lat po swoich pierwszych występach Sangela była już bowiem inną drag queen. Nie tylko pewną siebie, ale też z wyrobionym smakiem i rozlicznymi umiejętnościami. Wygrana należała się jej jak gejowi zniżka w Zarze. Przyznała to sama Michelle Visage, prawa ręka RuPaula i słynna jurorka rzeczonego show. Na nic się jednak zdały utyskiwania poniewczasie. Zasada „do trzech razy sztuka” tu nie zadziałała. Był rok 2018.
D.J. Pierce urodził się w 1981 roku w Paryżu, ale tym w Teksasie, niewielkiej mieścinie tuż przy granicy z Oklahomą. Niewielka mieścina ma raczej niewielkie możliwości, więc tamtejsza replika wieży Eiffla (w końcu Paryż zobowiązuje) mierzy coś około dwudziestu metrów, ale za to na szczycie umieszczono wielki kowbojski kapelusz (Teksas też zobowiązuje). Bycie gejem w konserwatywnej, południowej i afroamerykańskiej rodzinie to dość sporo. Wielu twierdzi, że za dużo. D.J. dał jednak radę. Mało tego, próbował nawet w liceum występów jako cheerleader. A, umówmy się, żeby zostać cheerleaderem w teksańskim Paryżu, trzeba mieć odwagę i niezły tupet. Tupet, który nijak nie może zmieścić się w prowincjonalnym miasteczku. Wyjechał więc D.J., chcąc spełniać swoje marzenia, do Los Angeles, gdzie tuż przed trzydziestką zadebiutował w roli drag queen. Jego występy od razu zachwyciły publiczność. Na fali tych pierwszych sukcesów postanowił więc, już jako Shangela, wysłać zgłoszenie do nowego, niszowego jeszcze wtedy programu pod tytułem „RuPaul’s Drag Race”. Reszta jest historią.
Historią niezwykłą, bo kolejne niepowodzenia w programie RuPaula napędzały Shangelę do większego wysiłku i kolejnych wyzwań, a tych pojawiało się coraz więcej, żeby tylko wymienić gościnne role w „Glee” czy reaktywowanym „Z Archiwum X” albo występy na gali Film Independent Spirit Awards, koncercie Miley Cyrus czy niedawnej kalifornijskiej gali GLAAD Awards, gdzie zatańczyła i zaśpiewała (lip-sync, baby, lip-sync!) największe przeboje Beyoncé przed samą Beyoncé. Krokiem milowym w jej karierze wydaje się niewielka, ale wdzięczna rólka w głośnych „Narodzinach gwiazdy” Bradleya Coopera w niezapomnianym duecie z Lady Gagą. Dzięki niemu Shangela została pierwszą drag queen kroczącą po oscarowym czerwonym dywanie. Wcześniej było kilka innych czerwonych dywanów, na których lśniła równie jasno.
– Nikt nie może powiedzieć, że się nie starałaś. Z takim napędem zajedziesz daleko – tymi słowami żegnał Shangelę RuPaul, kiedy po raz kolejny wróciła do jego programu, by zawalczyć o tytuł królowej drag. Pewnie się nawet nie spodziewał, że ma do czynienia z napędem iście kosmicznym, a za chwilę narodzi się gwiazda, mająca zamiar zdobyć królewski tytuł, nie prosząc o niego samego RuPaula. Wielokrotnie wyśmiewana i odrzucana, także przez inne drag queens, Shangela wspina się w sposób dość spektakularny na gejowski olimp. Niebawem stanie się być może najbardziej rozchwytywaną drag queen amerykańskiego szołbizu. Halleloo!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.