Kreatywność, którą wraz z innymi edycjami „Vogue’a” celebrujemy w marcowym numerze magazynu, zmienia czasem bieg mody. Redaktor naczelny „Vogue Polska” Filip Niedenthal wspomina kolekcje domów mody, które zrobiły na nim największe wrażenie – i na swój sposób wpłynęły na rozwój branży.
John Galliano jesień/zima 1995-1995
Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że ta kolekcja zmieniła bieg mody. Galliano groziło bankructwo, ale dzięki interwencji Anny Wintour udało mu się w ostatniej chwili uzbierać fundusze na pokaz. Legenda głosi, że stać go było na jedną belkę krepy i trochę satyny, do tego dorzucił znaleziska z pchlego targu. Powstało 18 looków, które tak zachwyciły wszystkich zebranych, że rok później Bernard Arnault mianował Galliano projektantem Givenchy. I tak nastała nowa era w modzie.
Comme des Garçons wiosna/lato 1997
W 1981 roku Comme des Garçons zadebiutowało na paryskim fashion weeku i od tamtej pory projektantka Rei Kawakubo regularnie wstrząsa światem mody. Gdybym miał wybrać kolekcję, którą pamiętam najlepiej, to byłaby to wiosna/lato 1997. Jej oficjalny tytuł to „Body Meets Dress, Dress Meets Body”, ale przeszła do historii jako „lumps and bumps”, czyli po prostu guzy. Nawiązując do XIX-wiecznych turniur i zmieniających się ideałów kobiecego piękna, Kawakubo wypchała modelkom stroje tam, gdzie konwencja, z której od zawsze drwi, tego nie przewiduje. Zaraz minie ćwierćwiecze, a kolekcja wciąż daje do myślenia.
Hermes jesień/zima 1998–1999
Hermes to szczyt luksusu, Martin Margiela słynie z konceptualizmu. Kiedy w 1997 roku ogłoszono, że 40-letni wówczas Belg będzie projektował kolekcje dla najbogatszych kobiet świata, obserwatorzy pukali się w czoło. Pierwsza kolekcja też nie wszystkich przekonała – pamiętam recenzje najważniejszych wtedy krytyków, którzy narzekali na niedosyt przepychu. Margiela bowiem zaprezentował minimalizm w najczystszej (ale i najdroższej) formie. Estetyka, którą ugruntował podczas sześcioletniej kadencji, sprawdza się do dziś. Warto dodać, że w tamtych czasach nikt nie proponował tak zróżnicowanego castingu.
Helmut Lang jesień/zima 1998–1999
Dziś pokazy mody w internecie to chleb powszedni. Ale w 1998 roku? Nie do pomyślenia. A jednak. Helmut Lang uchodził wtedy (a dla mnie wciąż, mimo że od ponad 15 lat nie stworzył żadnej kolekcji) za najbardziej nowoczesnego, innowacyjnego projektanta. Jako jeden z pierwszych w modzie poznał się na potencjale wirtualnych prezentacji. Zamiast zaprosić na pokaz, uwiecznił kolekcję (zresztą – moim zdaniem – jedną z najlepszych w jego dorobku) na filmie i rozesłał prasie i kupcom nagrań – wszystkim, w tym samym czasie, na swojej stronie w internecie. W następnym sezonie wywrócił kalendarz do góry nogami, kiedy postanowił, że nie dość, że zamiast w Paryżu, jak do tej pory, pokazywać będzie od teraz w Nowym Jorku, to jeszcze o wiele wcześniej. W końcu nowojorski tydzień mody zamykał kiedyś sezon; to, że dziś go otwiera, to zasługa wyłącznie Langa. Ale to na inną historię.
Viktor & Rolf jesień/zima 1999–2000 (haute couture)
Kto pamięta, kiedy zaproszenie na pokaz holenderskiego duetu Viktor & Rolf stanowiło najcenniejszą zdobycz podczas pokazów haute couture? Ja pamiętam. I bardzo żałuję, że nie udało mi się go wtedy zdobyć. Szczególnie w lipcu 1999 roku, kiedy panowie sprowadzili wielkie krawiectwo do dziewięciu stopni. Modelka Maggie Rizer kręciła się na obrotowej platformie, a projektanci ubierali ją w kolejne warstwy. Stąd tytuł „Russian Doll”. Brawa dla V&R za pokaz, który do tej pory jest wzorem dla modowych performerów. A dla Maggie order za wytrwałość. Gorąco polecam obejrzenie całości pod linkiem.
Hussein Chalayan jesień/zima 2000–2001
Tak jak z Viktorem & Rolfem, wiele bym dał, by być na pokazie Husseina Chalayana w lutym 2000 roku. Podejrzewam, że każdy, kto interesuje się modą, wie, o czym mówię. W finale modelki zdemontowały scenografię, ubierając się w pokrowce z foteli oraz w drewniany stolik, który przeistoczył się w spódnicę. Efektowne, owszem, ale Chalayanowi, tureckiemu Cypryjczykowi, chodziło o skomentowanie losu uchodźców skazanych na tułaczkę jedynie z tym, co zdołali zabrać z domu. Piękne i poruszające.
Miguel Adrover jesień/zima 2000–2001
Wszystko, o czym dzisiaj mówi się w modzie, Adrover zrobił już dawno. Sezon jesień/zima 2000–2001 należał do niego – nie było wtedy głośniejszego nazwiska. W jego drugiej kolekcji zjawisko upcyklingu – nadawania nowego życia starym ubraniom i materiałom – było kluczowe. Z płaszcza Burberry stworzył sukienkę (za co pozwano go do sądu). Płaszcz zrobił z materaca należącego do ikony kultury queerowej Quentina Crispa, który zmarł kilka miesięcy wcześniej, a zawartość jego mieszkania wyrzucono na ulicę. W następnych sezonach Adrover poruszał takie tematy, jak wyznania religijne, inkluzywność, łączenie sezonów. Po czym zniknął z mody. Dziś mieszka na Majorce i działa na rzecz Extinction Rebellion.
*Szczegółowy program Vogue Polska Festiwal jest dostępny pod linkiem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.