Surowe wnętrza dawnej zajezdni, kuchnia na najwyższym światowym poziomie i sztuka młodych austriackich twórców. Z tych składników Barbara Eselböck i Alain Weissgerber, power-couple gastronomii, stworzyli unikalny koncept, którym żyją wszyscy wiedeńscy smakosze.
Barbara Eselböck i Alain Weissgerber to postaci dobrze znane miłośnikom sztuki kulinarnej. Nie tylko w rodzimej Austrii. Austriaczka i Francuz od lat z powodzeniem prowadzą wielokrotnie nagradzaną restaurację Taubenkobel, znajdującą się w sielskim zakątku Burgenlandu, niespełna godzinę drogi od Wiednia. Otrzymali 18 na 20 możliwych punktów w przewodniku Gault & Millau (pełne „dwudziestki” przyznano dwukrotnie w 50-letniej historii wydawnictwa), 96 w stupunktowej skali ocen magazynu „Falstaff”, dwie gwiazdki w legendarnym czerwonym przewodniku (gdy przewodnik Michelina opisywał jeszcze restauracje poza Wiedniem i Salzburgiem) oraz nagrodę dla najlepszego szefa kuchni Austrii 2018 roku. To tylko niektóre z wyróżnień ekskluzywnej restauracji, przy której działa butikowy hotel zrzeszony w sieci Relais & Châteaux. Kameralna atmosfera, perfekcyjna kuchnia oparta na pozyskiwanych lokalnie ekologicznych składnikach oraz nieszablonowa karta win skutecznie przyciągały do Taubenkobel smakoszy z Wiednia.
Tym razem sytuacja się odwróciła. Jakby chcąc swym gościom sprawić prezent na gwiazdkę, Taubenkobel postanowił odwiedzić miasto. I zrobić to w wielkim stylu. Zamiast jednorazowej kolacji czy gościnnego występu w zaprzyjaźnionym lokalu, Barbara i Alain zdecydowali się na stworzenie pełnoprawnej, choć działającej jedynie przez kilka tygodni, restauracji w dawnej zajezdni tramwajowej w XII dzielnicy. Zamiast idyllicznego wiejskiego otoczenia i bielonych drzewek owocowych – mury, kanały techniczne, dźwigi. Swój pop-up nazwali Lokvogel (w wolnym tłumaczeniu z języka niemieckiego: wabik, zanęta).
Industrialne wnętrza zajezdni Wolfganggasse, które jeszcze kilka tygodni witały chłodem stary cegieł i stalowych konstrukcji, dzisiaj wypełniają nakryte białymi obrusami stoły, przy których każdego wieczoru zasiada kilkudziesięciu gości. Ucztę w Lokvogel rozpoczyna popcorn z truflą, aromatyczna zapowiedź gastronomicznego spektaklu, który czeka przybyłych, oraz kajzerka z wieprzowiną, nawiązująca do tego, co jedli dawni pracownicy zajezdni. Po nich następuje kilkudaniowe, specjalnie opracowane przez kierującego kuchnią Alaina, menu (m.in. cykoria z trocią, rzepa z gęsią wątróbką i wędzoną rybą czy cielęcina dojrzewana w solnej grocie z kapustą i kminkiem), a do tego wyselekcjonowane i nierzadko podawane osobiście przez Barbarę naturalne i biodynamiczne wina, a w końcu – stół zastawiony rozpustnymi deserami, od kasztanów w syropie, przez wieże profiteroli spowitych nitkami karmelu, po tradycyjne migdałowe kruche rogaliki. Po kolacji goście mogą odprężyć się w części bawialnej, przy muzyce zapewnianej przez grających na żywo Dj-ów lub w palarni zaaranżowanej w starym wagonie tramwajowym (to pewnie jedyny tramwaj w mieście, w którym nie obowiązuje zakaz palenia).
Diabeł Lokvogel skrył się w detalach – kontraście wysublimowanych dań oraz pomazanych farbą w spreju ścian, a także surowego betonu i kryształowych kieliszków. Tkwi też w uniformach kelnerów, inspirowanych strojami z początku minionego wieku, czy w ręcznie wykonanych szklankach, kolorowych niczym paciorki z Murano. Nad całością zaś unosi się symbol pop-upu –instalacja Manuela Marte zatytułowana „Es geht um die Wurst #FRIEDEN”, przedstawiająca nadnaturalnych rozmiarów gołębicę, niosącą zamiast gałązki oliwnej – pęto serdelków. Ci, którym szczególnie przypadnie do gustu, mogą się nawet zaopatrzyć w drobne souveniry, nawiązujące do instalacji na mini stoisku, urządzonym w części hali.
Lokvogel to już trzeci pop-up zorganizowany przez Alaina i Barbarę. Poprzednie restaurację zaaranżowano w utrzymanych w stylu Belle Époque pomieszczeniach dawnej siedziby głównej poczty, tzw. Post Palais. Na odwiedzenie Lokvogel chętni mają jedynie cztery tygodnie. Zgodnie z zapowiedzią, pop-up zwinie skrzydła 23 grudnia. Jeśli w przedświątecznych planach mamy wycieczkę do Wiednia, a chcemy przeżyć coś bardziej wyjątkowego niż adwentowy jarmark z filiżanką grzańca, warto pomyśleć o ulotnej restauracji. Po zamknięciu pop-upu dawna zajezdnia ma się przeistoczyć w SoART. Nadal będzie więc wykorzystywana jako przestrzeń wydarzeń artystycznych i gastronomicznych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.