Sama Turner, która dorastała na planie kultowego serialu „Gra o tron”, jest dziś nie tylko aktorką, lecz także działaczką na rzecz praw kobiet.
„Chcę w tych ubraniach spędzić całe życie!” – napisała Sophie Turner na Instagramie, publikując zdjęcia ze swojej najnowszej sesji dla „The Edit”. Nosi obszerne marynarki w stylu lat 80., trencze w neutralnych barwach, spodnie w kant. Jej włosy, które wciąż zmieniają odcień – z filmowego rudego na naturalny blond – zostały zaczesane gładko do tyłu. Brytyjska aktorka w surowym wydaniu wygląda na jeszcze silniejszą niż Sansa, królowa Północy, przed którą ugięli kolano potężni panowie. Pod względem mocy rażenia wygrywa nawet z Mroczną Phoenix, czyli Jean Grey, którą gra w nowej odsłonie franczyzy „X-Men”.
W niczym nie przypomina natomiast trzynastoletniego dziecka, które weszło na plan „Gry o tron” prawie dziesięć lat temu. Twórcy najpopularniejszego serialu ostatnich lat, David Benioff i D.B. Weiss, wspominają, że w przeciwieństwie do swojej najlepszej przyjaciółki i serialowej siostry, Maisie Williams, zadziwiającej ekipę dojrzałością, Turner była jeszcze dziewczynką. Niemal równie niewinną jak jej Sansa Stark. Z długimi rudymi włosami, alabastrową cerą i dworskimi sukienkami bliżej jej było do disneyowskiej księżniczki niż najpotężniejszej kobiety w Westeros. Marzenia Starkówny też były marzeniami podlotka – chciała wyjść za mąż za księcia, urodzić mu dzieci, trwać u jego boku jako królowa. Po gwałtach, niewoli i traumie, których doznała z rąk mężczyzn, została jednak królową całkowicie na swoich warunkach, samotnie, bez króla u boku. – To idealne zakończenie dla Sansy. Byłam szczęśliwa, czytając scenariusz – wspomina Turner.
W finale okazało się więc, że tatuaż Turner, jeden z wielu, z głową wilkora opatrzoną napisem „The Pack Survives”, jednak był spoilerem zakończenia serialu. Zrobiła go jednak, na długo zanim znała zakończenie, w nawiązaniu do pochodzącego z siódmego sezonu cytatu o tym, że samotny wilk ginie, a wataha przeżyje. Przetrwają też przyjaźnie, które Turner zawiązała na planie. W wywiadzie dla „Vogue Polska” aktorka podkreślała, że ma szczęście, bo na samym początku kariery trafiła na plan serialu, w którym było więcej silnych bohaterek niż gdziekolwiek indziej. A show-biznes nie jest przecież bezpiecznym miejscem dla dorastających dziewcząt. Mimo cieplarnianych warunków Sophie i tak zapłaciła za popularność wysoką cenę. Gdy w okresie dojrzewania przytyła, codziennie musiała czytać komentarze widzów na temat właściwej diety dla Sansy. Po załamaniu nerwowym jest na terapii i bierze leki. Głośno mówi też o zagrożeniach dla zdrowia psychicznego, jakie niesie współczesność. To już druga kwestia, którą zajęła się jako aktywistka. Pierwsza to prawa kobiet. – Historia mojej bohaterki odzwierciedla losy wielu kobiet w dzisiejszym świecie. Tych, które były ofiarami przemocy i okrucieństwa, ale miały odwagę stanąć przeciw swoim oprawcom – mówi Turner, nie ukrywając swoich feministycznych poglądów. Aktorka działa na rzecz organizacji Women for Women International, która oferuje kompleksowy program pomocy i zawodowej aktywizacji dla ofiar przemocy seksualnej i wojny.
Jej pomógł odnaleźć szczęście mąż, Joe Jonas, jedna trzecia Jonas Brothers. – Uratował mnie – mówi o nim krótko Sophie. Pobrali się po rozdaniu Billboard Music Awards w Little White Wedding Chapel w Las Vegas. Ślubu udzielał im, jak to w Vegas, sobowtór Elvisa Presleya. W wieku 23 lat wcale nie czuje się za młoda na małżeństwo. Twierdzi, że mentalnie bliżej jej do trzydziestki. – Gdy odnajdziesz właściwą osobę, po prostu wiesz, że chcesz z nią spędzić resztę życia. Poznałam wystarczającą liczbę chłopaków i dziewczyn, żeby wiedzieć, że Joe jest tym jedynym – mówi o muzyku, którego poznała dzięki wspólnym znajomym. Poznali się w końcu jak wiele par ery Instagrama, komentując nawzajem swoje zdjęcia. Zaręczyli się w październiku 2017 roku. Chociaż ma już męża, Turner nie przestaje mówić o Maisie Williams jako o swojej „żonie”. Wspólną okładkę z odtwórczynią roli Aryi Stark podpisała: „Pierwsza po ślubie”. A pokochały się od pierwszego wejrzenia już podczas próbnych czytań scenariusza. Twórcy serialu chcieli sprawdzić, czy dziewczynki będą wiarygodne w rolach sióstr. I stworzyli potwora, jak sami się śmieją. Żadna scena z udziałem Turner i Williams nie mogła dojść do skutku, bo dziewczyny zaśmiewały się do rozpuku.
Odrobinę suchy, absurdalny i prowokujący humor to oczywiście zasługa angielskiego pochodzenia obu aktorek. Turner urodziła się 21 lutego 1996 roku w Northampton. Gdy Sophie była malutka, rodzina przeniosła się do Chesterton. Mama pracowała w żłobku, tata w firmie sprzedającej palety. Rodzice nadal mieszkają w rodzinnym Warwickshire, opiekując się już nie trójką dzieci, lecz Zunni, psem, który w „GoT” grał wilkora Sansy – Lady. Dom Turnerów zawsze był pełen zwierząt. Dzieci – dzisiejszy prawnik Will, lekarz James i najmłodsza Sophie – wychowały się blisko natury. Turner jest też blisko z braćmi. Ich też uwieczniła na tatuażu. Will jest jednym ramieniem platońskiego trójkąta, symbolizującym emocje, James to rozsądek. Ona sama jest pożądliwością, bo ma „niepohamowany apetyt na życie”. To ten apetyt, ale też zmęczenie rodziców trójką małych dzieci, popchnął Turnerównę na warsztaty teatralne w Playbox Theatre. Miała zaledwie trzy lata. Dziesięć lat później została Sansą, a gdy minęła kolejna dekada, wreszcie jest wolna. Do tej pory większą część roku spędzała na planie. Dlatego gdy padł ostatni klaps na planie serialu, poprosiła menedżerkę tylko o jedno – dziewięć miesięcy wakacji. Spędziła je na urządzaniu mieszkania z Jonasem w nowojorskiej dzielnicy Nolita, produkowaniu dwóch kolejnych swoich filmów – „Broken Soldier” i „Heavy”, oraz wchodzeniu coraz głębiej w branżę mody.
Została jedną z ambasadorek domu mody Louis Vuitton i wystąpiła w kampanii kolekcji jesień-zima 2017. Na tegoroczną galę MET Nicolas Ghesquière specjalnie dla niej i dla jej męża zaprojektował zestawy złożone z milionów cekinów. Ale najważniejsze było przez te kilka miesięcy zwyczajne życie – muzeum, kino, kolacja. Z mężem, rodziną, przyjaciółmi. Jak całkiem zwyczajna dwudziestolatka. Z tą różnicą, że jej rówieśniczki nie są fotografowane na każdym rogu ulicy, nie mają za zadanie przywrócić świetności „X-Menom” ani nie nosiły nigdy korony. Sophie kilka wcieleń już z siebie zrzuciła. Teraz jest sobą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.