Znaleziono 0 artykułów
16.04.2019

„Special”: Dwa wyjścia z szafy

16.04.2019
Ryan O’Connell w „Special” (Fot. materiały prasowe)

„Pomyślałbyś jeszcze niedawno, że dożyjemy czasów, w których powstanie serial o geju z porażeniem mózgowym?” – zapytał mnie kolega, który nie mógł uwierzyć, że powstał „Special”. O tym, że serial jest naprawdę wyjątkowy, przekona się każdy, kto odpali Netfliksa.

„Pomyślałbyś jeszcze niedawno, że dożyjemy czasów, w których powstanie serial z osobami transseksualnymi w głównych rolach?” – zapytywał niedawno mój na wskroś homoseksualny kolega. Rozmowa o serialu „Pose” trwała w najlepsze, a ożywiła się jeszcze bardziej, kiedy doszlusowało do nas stadko drag queens. Gestykulacja przybrała wówczas formę klasycznej włoskiej opery przeplatanej minipokazami vogue’ingu i zakończonej awanturą o to, która z królowych z pewnością pokonałaby Elektrę Abundance. Sashay away! – krzyknął w końcu lekko zirytowany kolega i dziewczyny rozbiegły się po Punto jak kuropatwy w żniwa. Mogliśmy spokojnie wrócić do rozmowy.

„Pomyślałbyś jeszcze niedawno, że dożyjemy czasów, w których powstanie serial o geju z porażeniem mózgowym?” – zapytał mnie tydzień później ten sam kolega. Nie mógł po prostu uwierzyć, że powstał serial pod tytułem „Special”. Tym razem spotkaliśmy się śniadaniowo w Yeżycach Kuchni na szakszukę. Dyskutowaliśmy zawzięcie o serialu, który zgodnie uznaliśmy za kolejną przełomową produkcję Netfliksa, wyzywając jednocześnie rzeczoną firmę od najgorszych za zaledwie piętnastominutowe odcinki. Kolega powiedział wręcz, wkładając swój palec w moją szakszukę, że gdyby istniał gejowski sąd, skazałby za to decydentów platformy na co najmniej pięć lat chodzenia w rybaczkach. Nic bowiem nie budzi większego zgorszenia gejowskiej fashionistki niż spodnie do połowy łydki.

Ryan O’Connell opowiada o swojej książce (Fot. Getty Images)

In principio erat Verbum, mówi Pismo. I tak też było w przypadku „Special”. Na początku było słowo Ryana O’Connella, chłopaka z Kalifornii, który urodził się z porażeniem mózgowym. Porażenie może mieć bardzo różne stopnie. U Ryana nie było tak głębokie, by skazać go na przebywanie do końca życia pod nieustanną opieką i uniemożliwić samodzielnego życie. Choć kiedy dorastał, nikt tego do końca nie wiedział. To dorastanie nie było zresztą zbyt wesołe, bo niekończąca się fizjoterapia, bo kolejne operacje, bo szyny ortopedyczne na nogach. Dla dzieciaka chcącego być po prostu takim jaki inni konsekwencje porażenia były druzgocące, choć starał się, jak mógł. Plan niewyróżniania się został ostatecznie pogrzebany, kiedy Ryan w wieku mniej więcej trzynastu lat zdał sobie sprawę, że jest gejem. „To już jednak trochę za dużo” – pomyślał i zamknął się w szafie, a nawet w dwóch.

Z pierwszej wychodzi, kiedy ma lat siedemnaście. Mówi wtedy rodzicom, że jest homo, na co oni reagują tylko wzruszeniem ramion – pełna akceptacja i dużo miłości. Potem organizuje dla przyjaciół coming out party, na którym informuje ich o swojej orientacji. Przyjaciele reagują tak, jak rodzice – pełna akceptacja i dużo miłości. Pytanie, jak zareagują geje. Ryan wyobraża sobie, że oni wszyscy wyglądają jak z oglądanego przez niego namiętnie serialu „Queer As Folk” – sześciopaki i te sprawy, więc chłopak z całym zestawem spowodowanych porażeniem mózgowym niepełnosprawności nie ma żadnych szans. Mówi sobie, że na pewno umrze jako samotna dziewica.

Niska samoocena wpędza go w narkotyki i lekomanię. Próbując zajeść życie pastylkami, zaczyna jednocześnie blogować, co mu bardzo pomaga i przykuwa coraz większą uwagę coraz większej liczby czytelników. Wśród nich znaleźli się redaktorzy nowojorskiego wydawnictwa Simon & Schuster, którzy proponują mu wydanie książki. I tak oto w 2015 roku do księgarń trafia „I'm Special: And Other Lies We Tell Ourselves”, czyli „Jestem wyjątkowy. I inne kłamstwa, które sobie wmawiamy”. To było dla Ryana O’Connella drugie, o wiele trudniejsze wyjście z szafy, bo porażenia wstydził się okrutnie. Do tego stopnia, że mówił wszystkim, że jego utykanie i problemy z koordynacją ruchową są wynikiem wypadku samochodowego (samochód rzeczywiście go potrącił). W książce opowiedział w końcu całą prawdę i tylko prawdę, tak mi dopomóż Cher. A jeden jej egzemplarz trafił w ręce Jima Parsonsa.

Ryan O’Connell w „Special” (Fot. materiały prasowe)

Parsons, gwiazda serialu „Teoria wielkiego podrywu” i gay all the way, ma także własną firmę produkcyjną That’s Wonderful, którą zaprzągł niezwłocznie do pracy nad przerobieniem książki O’Connella na serial. Na koniec zostało im jeszcze tylko znalezienie mainstreamowego dystrybutora, który zechce emitować serial o geju z porażeniem mózgowym. Panowie przez trzy lata chodzili od drzwi do drzwi, aż w końcu otworzył im Netflix. I zgodził się w dodatku, by Ryana zagrał sam Ryan, co było ryzykownym ruchem, zważywszy, że O’Connell nigdy w życiu niczego nie zagrał. Że ryzyko się jednak opłaciło, zrozumie szybko każdy oglądający „Special”. Pomyślelibyście jeszcze niedawno, że dożyjemy czasów…

Ryan O’Connell w „Special” (Fot. materiały prasowe)

 

Mike Urbaniak
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Special”: Dwa wyjścia z szafy
Proszę czekać..
Zamknij