Alicja Węgorzewska: Nie ma jazzu bez muzyki klasycznej
Śpiewaczka operowa, dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej, pomysłodawczyni projektu „Jazz z MACV”, której druga odsłona z polskim kompozytorem i pianistą Marcinem Maseckim zadebiutowała na rynku 30 września. Z Alicją Węgorzewską rozmawiamy o wyjątkowych interaktywnych spektaklach, odczarowaniu muzyki klasycznej i wadze kostiumów scenicznych.
Po oknach leniwie spływają krople deszczu. Poruszane przez Marcina Maseckiego klawisze fortepianu malują nuty „Koncertu E-dur” Jana Sebastiana Bacha. Razem z pianistą na scenie jest Orkiestra Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej. – Są profesjonalistami najwyższej klasy. Ja mogę sobie spokojnie usiąść, słuchać i czerpać z ich wyobraźni i polotu – mówi Alicja Węgorzewska, śpiewaczka operowa, dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej, opowiadając o współpracy z muzykami przy okazji projektu Jazz z MACV. Choć określa się mianem pracoholiczki i perfekcjonistki, artystom, z którymi na co dzień pracuje, lubi dawać wolność i swobodę twórczą. Płyta „Jazz z MACV: Marcin Masecki” to druga, po „Jazz z MACV: Krzysztof Herdzin”, z serii nowych wydawnictw Warszawskiej Opery Kameralnej. Zderzenie jazzu z muzyką klasyczną jest dla Alicji Węgorzewskiej naturalne. – Ten mariaż istniał od zawsze. Kiedy słuchamy muzyki Bacha, nie wiemy, czy grał ją dokładnie tak, jak sugeruje zapis nutowy. Może improwizował? Ówcześni muzycy robili to przecież na co dzień. Bach mógł więc w nutach zapisać tylko część – jazzowej de facto – improwizacji. Mozart często przekomponowywał i przenosił zaaranżowane przez siebie motywy z jednego utworu do drugiego. Mówi się, że także Chopin był kompozytorem jazzowym, bo jego improwizacje i wyobraźnia muzyczna sięgały niezwykle daleko. Krzysztof Herdzin, na pierwszej płycie „Jazz z MACV” gra Chopina w wersji mocno jazzowej i jest to niezwykle naturalne. W tej muzyce nie ma kłamstwa – mówi Alicja Węgorzewska, podkreślając, jak bardzo dziwiło ją, gdy w podstawowej szkole muzycznej mocno oddzielano świat klasyki od jazzu. – Koledzy sporo improwizowali jazzowo, więc dyrektor zakazał im wydawać klucze od sal, bo jego zdaniem niszczyli instrumenty. Podejście do tej kwestii było wówczas zupełnie inne – wspomina.
Masecki i Bach
Marcin Masecki to polski pianista i kompozytor tworzący jazz, muzykę klasyczną i eksperymentalną. Jego edukacja muzyczna od początku polegała na studiowaniu oraz graniu klasyki i jazzu. Bach, od którego zaczyna płytę „Jazz z MACV”, zajmuje w jego repertuarze szczególne miejsce. W 2012 r. nagrał Bachowskie fugi na dyktafonie taśmowym, a wykonał je na zabytkowym fortepianie Steinway swojej babci, który specjalnie przestroił, by zniszczyć jego doskonałe brzmienie. Dodawanie elementów jazzowych do muzyki klasycznej ma ją odczarować? Odrzeć z powagi? Sprawić, by była bardziej lekkostrawna dla młodszego pokolenia? – Jazz dodaje spontaniczności. Kiedyś klaskało się w odpowiednich momentach koncertu, na koncertach z cyklu „Jazz z MACV” publiczność reaguje instynktownie, na przykład po solówkach muzyków. Wkrada się ta naturalna reakcja. Ale oczywiście zależy mi na młodszej publiczności. Naszym zadaniem jest o nią zadbać. Stąd współprace operowe z reżyserami filmowymi, jak z Magdaleną Piekorz czy z Jakubem Przebindowskim, którego najnowsza sztuka czerpie z kina noir lat 40. i 50., ale ma bardzo współczesny przekaz, ponieważ zwraca uwagę na uzależnienie ludzi od telefonów, które zastępują nam ostatnio wszystko – mówi Alicja Węgorzewska, dodając: – Muzyka klasyczna może się kojarzyć z pewną sztywnością i wykwintnością, ale historycznie łączyła się z biesiadami i wolnością. Mozart był przecież strasznym łobuzem!
Spektakle, które przenoszą w miejscu i w czasie
Spektakle Warszawskiej Opery Kameralnej to wyjątkowe wydarzenia, które przenoszą do świata wykreowanego przez artystów. – To duże wyzwanie, by stworzyć scenę, repertuar, zaprosić artystów i zbudować publiczność. Na szczęście nam się to udało. I to w oparciu na projektach, których nikt nigdy nie zagrał, jak na przykład pełna wersja sceniczna „Marii de Buenos Aires” Ástora Piazzolli. Spektakl reżyserowany przez Michała Znanieckiego to interaktywne przeżycie grane na scenie 360 stopni. Choreografia jest znakomita, a ukazane na scenie tango dotyka duszy. To po prostu trzeba zobaczyć na żywo, bo nawet najpiękniejsza realizacja telewizyjna nie odzwierciedla magii, która dzieje się na scenie. W operze „Castor et Pollux” widz jest otoczony multimedialną scenografią, mappingiem. Kostiumy inspirowane są XIV-wiecznymi kartami włoskiego tarota. W „Armide” z kolei kostiumy są replikami strojów barokowych sprowadzanymi z Wersalu. Na naszych spektaklach dzieje się naprawdę sporo. Nie lubię minimalizmu w operze – opowiada Alicja Węgorzewska.
Aksamity, koronki i tiul, czyli magia stroju scenicznego
Kostiumy są nieodłącznym elementem przekazu scenicznego, o który także dba Alicja Węgorzewska. – Często współpracuję z projektantami mody. Do „Telefonu” Gian Carlo Menottiego kostiumy zaprojektował Tomasz Ossoliński, do „Kwartetu” Grzegorza Chrapkiewicza Natasha Pavluchenko. Za kreacje do spektaklu „Matka” Witkacego odpowiada Justyna Petelicka. Uwielbiam to zderzenie reżysera z projektantem mody i próbę połączenia tych dwóch wizji – tłumaczy dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej. – Kostiumy powinny być przede wszystkim długotrwałe, by nawet przy wznowieniu opery wciąż wyglądały zjawiskowo. Najważniejsza jest bardzo wysoka jakość tkanin. Takie kreacje często konstruowane są na stelażach, ze wzmocnieniami, by całość odpowiednio się układała. To wszystko wpływa na występ śpiewaka, który kostium musi odpowiednio ograć. Tak samo, jak modelki na wybiegu – dodaje, dla przykładu opowiadając o kostiumach do „Dydony i Eneasza”, który choć jest spektaklem barokowym, wykonywany jest w konwencji lat 50. – Chcieliśmy oprzeć to na czasach silnych kobiet, jak Margaret Thatcher. Kostiumy są tu wyjątkowo piękne – mówi Alicja Węgorzewska. Który strój sceniczny sama wspomina w wyjątkowy sposób? – Miałam jedną taką kreację w życiu. Była absolutnie zjawiskowa. Pamiętam ją do dzisiaj. Występowałam w niej w „Damie pikowej” w Krakowie. Zaprojektowana przez Zofię de Ines – którą uważam za jedną z największych polskich kostiumografek – była czerwono-czarna, z wielkim kołnierzem i pięknie ułożonymi warstwami materiału, które sprawiały wrażenie, że strój płynnie przechodził z jednego odcienia w drugi – wspomina śpiewaczka operowa.
Życie artystki
Alicja Węgorzewska wciąż szuka nowych wyzwań. Zarówno na scenie, jak i poza nią. – O dziwo, bardzo dobrze poczułam się po drugiej stronie sceny, chociaż przez lata występowania nie wyobrażałam sobie innego życia niż bycie artystką. Potem okazało się, że nadzorowanie wszystkiego poza sceną jest moim drugim żywiołem. Musiałam do tego dojrzeć – mówi dyrektorka Warszawskiej Opery Kameralnej. Współpracowała z największymi. Zapytana o rolę, z której jest najbardziej dumna, z uśmiechem odpowiada: – Myślę, że najlepsza rola dopiero przede mną.
Płyta „Jazz z MACV: Marcin Masecki” dostępna jest na rynku od 30 września. Album zawiera „Koncert E-dur BWV 1053” Jana Sebastiana Bacha, „Koncert c-moll Wq 43/4” Carla Philippa Emanuela Bacha oraz „Koncert C-dur nr 13 KV 415” Wolfganga Amadeusza Mozarta w wykonaniu Marcina Maseckiego oraz Orkiestry Instrumentów Dawnych MACV Warszawskiej Opery Kameralnej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.