Znaleziono 0 artykułów
10.12.2018

Filip Springer: ostatni warszawscy rolnicy

10.12.2018
Ludwik i Jola Majlertowie (Fot. Filip Springer)

W miejscu, które nie istnieje, w błędzie mapy, trwają od pokoleń Majlertowie.

2018 rok

Tutaj?

Wiem, że nie tutaj, ale pozwalam mu jechać. Skręca z Marywilskiej, tak jak prowadzi go nawigacja, w szutrową drogę. Na jej początku już wiadomo, że na końcu nic nie ma. Ale jedziemy. Podwozie szoruje na wybojach, po prawej – zaplecza jakichś magazynów, potem chaszcze, krzaki. Po lewej tory do Trójmiasta. W oddali wysokie, pomnikowe dęby.

Wiem, że to tam, a nie tu, ale nic mu nie mówię. Niech jedzie.

1878 rok: plan majątku

Musi jakiś być. Kupiec nazywa się Wilhelm Meylert, jest synem Jana Wilhelma Fryderyka Meylerta, współwłaściciela fabryki wyrobów platerowanych Norblina i wnukiem majstra rymarskiego Karola Ludwika Meylerta (1775-1844), który do Polski przybył z Poczdamu pod koniec XVIII wieku. On, Wilhelm, jest  pierwszym rolnikiem w rodzie. Będzie. Najpierw zarządzał jednym z majątków na Wawrzyszewie, potem postanowił jednak pójść na swoje. Za 28 tysięcy rubli kupuje Marcelin, gospodarstwo na prawym brzegu Wisły nieopodal drogi do Jabłonny. To 130 hektarów, kilka gospodarskich zabudowań, trochę koni i krów. Musi mieć tego jakąś mapę, plan. 

Nie kupuje przecież w ciemno.

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

1925 rok: plan parcelacyjny

Tym razem im się uda.

II Rzeczpospolita przystępuje do reformy rolnej. W okolicach Warszawy rozparcelowaniu mają podlegać nie tylko grunty państwowe, ale też te majątki ziemskie, których powierzchnia przekracza 60 hektarów. Są różne sposoby ominięcia tych przepisów. Braniccy na południu Warszawy na gwałt przekwalifikowują swoje grunty rolne na działki budowlane. Marcelin jest już znany w Warszawie. Nie tylko ze świetnego mleka, rozwożonego bezpośrednio do sklepów i restauracji, ale też ze szparagów. Majlertowie reformy nie muszą się jednak obawiać, ich parcelacja omija. Wilhelm przekazując majątek synom w 1912 roku, tak go podzielił, że jego poszczególne części nie mają powierzchni podlegającej nowym przepisom. Mogą gospodarzyć spokojnie.

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

1930 rok: plan melioracji

Problemem jest woda. Tereny Marcelina są podmokłe, poziom wód gruntowych wysoki. Od 1910 roku istnieje wprawdzie koncepcja budowy Kanału Żerańskiego, który tylko połączy Wisłę z Narwią, ale trudno powiedzieć, kiedy zostanie ona zrealizowana. Zdzisław Majlert, syn Wilhelma, nie może czekać. Decyduje się więc wykopać na Marcelinie system kanałów odwadniających jego pola i odprowadzających nadmiar wody do Wisły. Ten jego wysiłek zostanie doceniony. Gdy po wojnie Majlertowie będą się starać o zapomogę na odbudowę zniszczonego w czasie walk gospodarstwa, powołają się między innymi na to, że sami przeprowadzili melioracje swoich sadów.

2018 rok

Na pewno tutaj? Jaki tam był ten adres?

Wyspiarska 45, mówię mu, on jeszcze raz to wklepuje w nawigację. Znów jedziemy dalej, bez nadziei, prowadzeni jedynie zwodniczym śpiewem elektronicznej przewodniczki. Dookoła przedmiejska półdzicz.

No nie wiem, czy tutaj – stęka, gdy podwozie znów przyciera o jakiś kamień.

No pewnie, że nie. Gdzie tutaj, jak nic tu nie ma?

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

1944 rok: mapa sztabowa

A na niej kierunki natarcia kolejnych jednostek wyzwalających Warszawę. Z rejonu Jabłonny ma uderzać 2 Warszawska Dywizja Piechoty. Nim to się stanie, 7 grudnia 1944 roku w gospodarstwie Majlertów pojawia się kilku dezerterów z Armii Czerwonej. Przyszli po konia, którego Zdzisław trzyma w piwnicy jednego ze zrujnowanych wcześniejszymi walkami budynków. To przy jego pomocy stara się obrabiać zmaltretowaną ziemię.

Ciało Zdzisława, przykryte pustymi skrzynkami po owocach, zostanie odnalezione kilka dni później.

1945 rok: plan sytuacyjny zniszczeń

25 marca Henryk Norbert Majlert, syn Zdzisława, pisze list do żony Hanny i matki Haliny. Walki przetrwał na Pradze, teraz wrócił do gospodarstwa pochować ojca i zobaczyć, co przetrwało. Wie, że przeszedł przez nie front. Do listu załącza mapkę sytuacyjną.

„Te linie proste i krzywe to okopy z silnie rozbudowanymi bunkrami i całą krętaniną różnych mniejszych fortyfikacji, stanowisk czołgów i artylerii” – pisze. „Kawałki zakropkowane sądząc z oznaczeń nie są rozminowane”.

W całym majątku mają 15 hektarów pól minowych, które sami muszą rozbroić. Po zabudowaniach nie zostało właściwie nic, zostały zburzone niemal do fundamentów. Na terenie samego gospodarstwa zostało 20 wypalonych czołgów, dziesiątki trupów ludzi i koni. W liście do rodziny Zdzisław cieszy się, że w bunkrach zostało trochę drewna, może przy jego pomocy uda się odtworzyć choć część najbardziej potrzebnych zabudowań. 

„Sadu owocującego pozostała 1/3, krzewów 1/2, rabarbaru 2/3. Z młodego sadu została dziesiąta część. Bez uprawy wiosennej nigdzie siać nie można, bo pole jest zryte lejami i zjeżdżone czołgami, świerki wszystkie ustrzelone, zostało z połowy coś przy ziemi.”

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

1950 rok: plan wywłaszczeniowy

Na terenie majątku Majlertów ma powstać Fabryka Elementów Betoniarskich (FaElBet). Rodzina zostaje wywłaszczona z większości ziemi, która znajdowała się w jej posiadaniu. Teraz gospodarzą tutaj synowie Zdzisława – Henryk i Jan. Udaje im się namówić władze fabryki, by na tym skrawku, co im został, zakład pomógł im wybudować nowe budynki gospodarskie i po prostu dom. Te ruiny, co zostały po wojnie, do niczego się nie nadają.

Ale chcą zacząć od nowa.

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

2018 rok

Niech pan podjedzie jeszcze kawałek – mówię, bo chcę zobaczyć, co się wydarzy. Uwielbiam błądzić po manowcach map.

Nawigacja już mu wręcz jęczy, że naprawdę jesteśmy na miejscu, pchamy się jednak dalej w to błoto. Mijamy drewniany krzyż, drogi już właściwie w tej zrudziałej trawie nie widać. On się robi jakiś nerwowy, może myśli, że go tam na końcu napadnę czy co. Po torach przelatuje z hukiem pendolino do Gdyni.

Tu?

Nie tu.

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

1970 rok: plan drogowy

Zabudowania wzniesione z takim trudem po wojnie trzeba rozebrać. Władze wytyczyły ciąg dalszy ulicy Marywilskiej. Pobiegnie ona przez sam środek domu, w którym mieszka Jan Majlert z żoną i dziećmi. Od tej decyzji nie ma odwołania. Już to przerabiali. Wcześniej musieli się zgodzić na poprowadzenie przez ich ziemię wodociągu. W dawnym parku, tym ze starymi dębami, ustawiono słup linii wysokiego napięcia. A to nie koniec. Jeszcze w latach siedemdziesiątych powstają plany budowy tego, co dziś nazywa się Mostem Curie-Skłodowskiej. Według nich przedłużenie biegnącej po nim trasy przejdzie właśnie przez ziemię Majlertów.

Majlertowie przeprowadzają się na Bródno, będą teraz mieszkać w bloku. Ale gospodarstwa nie oddadzą. Jan będzie go doglądał, pomieszkując w zrujnowanej stróżówce. 

1984 rok: plan Ludwika

Zamieszkają w stróżówce. Tylko ona im została. To ta ruinka, stojąca u zbiegu Marywilskiej i Smugowej. Jej adres to Wyspiarska 45, ale tej ulicy już nie ma. Marywilska ją unieważniła, wymazała z mapy. Ludwik ma jednak na to miejsce pomysł, chce spróbować. Skończył SGGW, żeby przejąć gospodarstwo po ojcu. I nie chce mieszkać na Bródnie, chce tutaj. Tę ruinkę więc wyremontują razem z Jolą. Poznali się w górach. Ona pracowała jako instruktorka w szkole narciarskiej w Szczyrku, on jako trener przyjechał tam z ekipą na zawody.

Jola powie później, że oglądając to miejsce po raz pierwszy, nie miała świadomości, że patrzy na swój przyszły dom. Przynajmniej z wyborem kafelków do łazienki nie mają problemów, dostępny jest tylko jeden rodzaj. O ile w ogóle jest. Dawna stróżówka staje się domem. Kilkaset metrów dalej, na innym kawałku majlertowej ojcowizny nazwanej Rysinami, gospodarzy brat  stryjeczny Ludwika, Zdzisław. Będą się tu już trzymać razem. Ludwik pójdzie w nasiennictwo, to jego zdaniem przyszłość. Będzie potem wychodził na pole, patrzył na kwitnącą cebulę albo koper i myślał sobie, że takie to piękne, że aż żal wyciąć. Taki z niego rolnik. Esteta.

Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)
Gospodarstwo Ludwika i Joli Majlertów (Fot. Filip Springer)

2018 rok

No nie tutaj – zatrzymuje się, odwraca w moją stronę z miną niepozostawiającą złudzeń. Płacę, biorę paragon. Wysiadam i odchodzę, zanim się okaże, że będę go musiał z tego błota wypychać.

A zatem jestem, w poszukiwaniu adresu, który nie istnieje, z widokiem na ochłap dawnego parku, z którego sterczy w niebo jak wyrzut słup wysokiego napięcia. 

I z powidokami domów, które rozjechała historia.

Oto stoję na arenie zmagań rodziny Majlertów z nieustępliwą kartografią.

2018 rok: plan miejscowy

Przedzieram się przez ten zdziczały park, przebiegam Marywilską między rozpędzonymi samochodami, a potem kawałek idę polem. Ziemia jest rozmiękła od deszczu, na jej powierzchni utrzymuje się jednak warstewka pozostałego po nocy lodu. Domek Majlertów otoczony jest wysokim drewnianym płotem. Zza niego widzę równo przystrzyżony trawnik, kilka wielkich dyń i przyjaznego psa szczekającego na mój widok. Nie trzeba się go bać.

Jak pan do nas dotarł? – pyta Jolanta Majlert w progu.

Taksówkarz się pogubił – odpowiadam.

Bo to miejsce nie istnieje, wszyscy się gubią.

Siadamy w kuchni przy stole. Pijemy kawę. Ciepło tu, przytulnie. Ciasno.

Od lat siedemdziesiątych jestem pogodzony ze zmieniającymi się tu warunkami, otoczeniem, budową drogi. Ale wierzę, że nawet po jej wybudowaniu, na pozostawionej nam resztce ziemi, możemy stworzyć coś nowego – mówi Ludwik. – Jakoś trzeba żyć, ostatni remont zrobiliśmy osiem lat temu.

Ile to jeszcze potrwa? Nie wiadomo.

Wiosną 2018 roku warszawski magistrat wyłożył plan miejscowy dla tego terenu. Zakłada on przedłużenie trasy Marii Curie-Skłodowskiej, tak jak planowano to już w latach siedemdziesiątych. W miejscu, w którym jest ziemia Majlertów, ma być duży rozjazd. To oznacza koniec tego miejsca. Majlertowie umieszczają w internecie apel. Piszą w nim: „Obecność gospodarstwa w obrębie miasta jest czymś niezwykłym – i niezwykle cennym – a sposób, w jaki ono funkcjonuje, dowodzi, że odpowiada na realne potrzeby jego mieszkańców. Rozwój Warszawy nie może odbywać się kosztem wyrywania z korzeniami jej historii i dziedzictwa”. Potem spotykają się z władzami Warszawy, rozmawiają, tłumaczą. Dziś mówią, że nie wszystko stracone.

Wymazywali was z mapy kilka razy – mówię. – Mieszkacie w domu, który jest dawną stróżówką, pod adresem, który nie istnieje. Po dwóch waszych poprzednich domach nie ma śladu. Dookoła huczy deweloperka, osiedla Białołęki zaraz wejdą wam na głowę. Jak wy to swoje istnienie uzasadniacie? Jak je tłumaczycie?

Ludwik Majlert odpowiada bez namysłu, Jola się uśmiecha.

Nie tłumaczymy – mówi. – Trwamy. To, co jest za nami, ci wszyscy ludzie. Oni po prostu pozwalają nam trwać. 

Ludwik Majlert – Absolwent Wydziału Ogrodniczego Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie specjalizacji Fitopatologia. Zajmuje się produkcją ogrodniczą i organizacją pracy w gospodarstwie. Uwielbia prace polowe: sianie, sadzenie, doglądanie roślin. W każdym sezonie wprowadza do uprawy jakieś nowe warzywo, żeby się nie nudzić. Jego drugą pasją jest narciarstwo i praca trenerska. Jesienią zamienia traktor na narty, a wiosną marzy o wskoczeniu na srebrne Lamborghini – jeden z jego traktorów. www.majlert.pl

Jola Majlert – Ślązaczka, absolwentka Politechniki Śląskiej w Gliwicach, inżynier w stanie spoczynku. Jej królestwo to sklepik w gospodarstwie. Dba o gości przyjeżdżających na zakupy, doradza, organizuje pracę. Przygotowuje zamówione przez restauracje warzywa. Jest szczęśliwa, że zamieniła pracę projektową za biurkiem na pracę w kontakcie z przyrodą. Niekiepska narciarka.

Filip Springer
Sortuj wg. Najnowsze
Komentarze (4)

Tabula Rasa
Tabula Rasa24.02.2019, 13:33
fascynująca Polska

Wczytaj więcej
  1. Kultura
  2. Design
  3. Filip Springer: ostatni warszawscy rolnicy
Proszę czekać..
Zamknij