W 2018 roku Katowice wydadzą 9,2 miliona złotych na 9 kilometrów dróg rowerowych w całym mieście i 20 milionów złotych na maszyny parkingowe dla kolejnych 240 samochodów w ścisłym centrum.
Z Aleksandrem Krajewskim spotykam się na nowym katowickim dworcu, bo on sam wziął się z dworca. Nie tego, ale innego, o wiele mniejszego, na katowickiej Ligocie. Kilka dobrych lat temu odjeżdżał z niego każdego dnia do pracy. Do szału doprowadzał go tamtejszy brud i bałagan. W końcu postanowił dworzec umyć, skrzyknął ludzi w internecie. Z tej inicjatywy wykiełkowała w głowie Krajewskiego myśl, że może warto robić coś więcej. Tak powstało stowarzyszenie Napraw Sobie Miasto, najprężniejszy dziś ruch miejski na Śląsku. Jego działacze przyglądają się poczynaniom władz, konsultują miejskie projekty, prowadzą warsztaty i organizują happeningi. Działają głównie w Katowicach, ale też w innych miastach regionu.
Krajewski, z wykształcenia i zawodu architekt po praktyce między innymi w pracowni Tomasza Koniora, bierze mnie na spacer po mieście. Będziemy dziś mierzyć nowoczesność w zmodernizowanych Katowicach.
A tę można z grubsza opisać, czytając klasyków gatunku, po których sięgają urbaniści i włodarze miast na całym świecie. Jan Gehl („Życie między budynkami”), Jane Jacobs („Śmierć i życie wielkich miast Ameryki”), Charles Montgomery („Miasto szczęśliwe”) czy Janette Sadik-Khan („Walka o ulice”) – wszyscy oni marzyli, a niektórzy wciąż marzą, o miastach opartych na zrównoważonym transporcie i przyjaznych pieszym, rowerzystom, osobom z niepełnosprawnościami czy rodzicom z dziecięcymi wózkami. Miasta szczęśliwe to miasta świadome roli terenów zielonych i miasta, na których kształt mają wpływ mieszkańcy. Rewitalizacja jest w nich rozumiana jako złożony proces społeczny, a nie infrastrukturalny. Miasto nowoczesne, to dziś miasto w ludzkiej skali, tętniące życiem, wyrosłe na krytyce i refleksji nad błędami popełnionymi w epoce modernizmu. To także miasto świadome cywilizacyjnych wyzwań, takich jak ocieplenie klimatu, zanieczyszczenie środowiska i rosnące nierówności społeczne. Stolicą takiego myślenia jest dziś Kopenhaga, lider większości europejskich i światowych rankingów miast oferujących najlepszą jakość życia.
Co się stanie, gdy przyłożymy ten opis do odmienionych kosztem blisko trzech miliardów złotych Katowic? Krajewski nie odpowiada od razu, tylko prowadzi mnie na wyremontowany rynek. Stajemy nad sztuczną rzeką, a gdzieś pod naszymi stopami, zamknięta w betonowym kanale płynie ta prawdziwa, zanieczyszczona i potwornie śmierdząca.
– To jest moim zdaniem jeden z najbardziej wyrazistych symboli tej przemiany. Zamiast zmierzyć się z realnym problemem, przykrywamy go grubą warstwą betonu, a na górze budujemy atrapę i stawiamy palmę – tłumaczy. Patrząc na to nowe śródmieście Katowic, trudno nie odnieść wrażenia, że zrównoważenie transportu starano się tutaj osiągnąć bez nadmiernego wysiłku i przekonania. W tym roku miasto przeznacza ponad 20 milionów złotych na budowę maszyn parkingowych, które mają stanąć w samym centrum, na ulicy Tylnej Mariackiej, zwiększając o kolejnych 240 liczbę miejsc postojowych w tej części miasta. A tych przybyło już wcześniej, w dwóch galeriach handlowych, ale też na gigantycznych parkingach przed Superjednostką, które powstały po wyburzeniu towarzyszących jej budynków. Parkingi miały być tymczasowe, pretekstem do wyburzeń była chęć przygotowania działek dla inwestorów. Ci się jednak nie pojawili, a wyrażona unoszonym przez wiatr szutrem tymczasowość została niedawno zalana asfaltem. Do tego dochodzą jeszcze setki miejsc w Strefie Kultury. Wszystko to sugeruje, że władzom nie zależy na zrównoważeniu transportu. W 2018 roku miasto wzbogaci się o 9,4 kilometra dróg rowerowych, z czego najdłuższy odcinek będzie miał 1,2 kilometra. Budżet na inwestycje rowerowe w Katowicach w 2018 roku to skromnych 9,2 miliona złotych (w tym 1,2 mln na działanie systemu roweru miejskiego). Dla porównania Warszawa wyda w tym roku na rowery 77,6, miliona złotych, Kraków 67,5 miliona, Zielona Góra, Wrocław i Szczecin po 31 milionów, Poznań 18,5 miliona.
– Ale największy problem z tą przebudową mam taki, że ona nie była prowadzona według większego planu. Rynek powstawał sobie, poszczególne budynki Strefy Kultury sobie. Z jednej strony rewitalizowano ulice i przywracano tam życie, z drugiej wybudowano dwie galerie handlowe, które zmieniły oblicze handlu w całym śródmieściu. Trudno się w tym wszystkim dopatrzeć jakiejś nadrzędnej wizji – mówi Aleksander Krajewski i pokazuje mi szeroką ulicę Piotra Skargi. Jeden ze znanych w mieście architektów dostał kiedyś od Urzędu Miasta propozycję jej przeprojektowania. – W ofercie było określone, ile ta ulica ma mieć pasów – śmieje się Krajewski. – Ale skąd dokąd ma prowadzić, jaka ma być jej rola w mieście, jaki jest plan na większą całość tego fragmentu śródmieścia i łączących się z nią ulic – o tym wszystkim nie było tam ani słowa. Urzędnicy chcieli tylko, by na odcinku iluś tam metrów ulica miała dwa pasy. Ale skąd tę potrzebę brali? Sami nie wiedzieli.
– W moim przekonaniu Katowice stały się miastem nowoczesnym. Nie ma nowoczesnej metropolii bez metropolitalnych obiektów, a takimi są sala koncertowa NOSPR, Międzynarodowe Centrum Kongresowe czy Muzeum Śląskie – mówi Piotr Uszok, prezydent Katowic w latach 1998-2014, reżyser Wielkiej Przemiany. Uszok zastrzega jednak, że pojęcie miasta nowoczesnego jest dla niego pojęciem znacznie szerszym. – Powinno ono dawać komfort życia poprzez dostępność wielu usług, takich jak edukacja, kultura, sport, rekreacja, komunikacja. Nowoczesne miasto powinno powszechnie stosować najnowsze technologie – wymienia. – Ale też bardzo ważnym elementem nowoczesnego miasta jest to, że daje poczucie dumy. Bywając w NOSPR, jestem przekonany, że obiekt ten daje mieszkańcom poczucie dumy, zresztą nie tylko on, także MCK, jak i cała przestrzeń Strefy Kultury wraz z Muzeum Śląskim.
Zarzuty dotyczące braku całościowej wizji przebudowy miasta Uszok odpiera. I powołuje się na koncepcję przebudowy śródmieścia Tomasza Koniora wyłonioną w konkursie w 2006 roku. Koncepcję, której ledwie mizerne ślady widzi w przestrzeni sam jej twórca. – Oczywiście budowa miasta nigdy nie jest procesem skończonym, wiele rzeczy pozostaje jeszcze do zrealizowania – dodaje Uszok. Broni też tego, w jaki sposób powstawała sama Strefa Kultury. Tomasz Konior: – Strefa Kultury stanowi kontynuację braku urbanistyki w Katowicach. Każdy z nas – moja pracownia, JEMS i Riegler&Riewe – myślał o własnym kawałku podłogi. Oczekiwano od nas postawienia konkretnych budynków i zorganizowanie ich najbliższego sąsiedztwa. To nas tylko interesowało. A już od naszej dobrej woli zależało, czy jakoś spróbujemy nawiązać do sąsiedztwa. My próbowaliśmy się połączyć z MCK tą kładką nad ulicą, którą nota bene podpatrzyłem w innym projekcie konkursowym i wydało mi się to dobrym pomysłem. Ale już odniesienie się do Muzeum Śląskiego było niemożliwe, bo tam ktoś inny zaplanował parkingi.
Uszok nie zgadza się też z opiniami, że tak kosztowna przebudowa Katowic nie była w wystarczającym stopniu skonsultowana z mieszkańcami. O modernizacji rynku mówi wręcz, że była ona „konsultowana aż za bardzo i za długo”. – Bardzo żałuję, że decyzji o przebudowie nie podjąłem wcześniej – wyznaje. Aleksander Krajewski dobrze pamięta pierwsze konsultacje społeczne w sprawie modernizacji Rynku. – Zaplanowano je na godzinę dziesiątą trzydzieści we wtorek. Przyszło paru dziennikarzy i ja, bo szef zgodził się mnie wypuścić na kilka godzin z pracy. Powiedziałem tam, że to nie jest żadna dyskusja z mieszkańcami, tylko farsa. Na to ówczesny architekt miejski wstał i powiedział, że jak widzę potrzebę takiej dyskusji, to mogę sam ją zorganizować.
No to zorganizował. Przyszedł tłum ludzi, wielu wściekłych, że miasto w tak kluczowym temacie podejmuje decyzje bez nich. Krajewski dodaje, że spośród kilkudziesięciu uwag zgłoszonych przez miejskich aktywistów do infrastruktury rowerowej, która powstała wokół rynku, uwzględniono jedną: zlikwidowano ostry zawijas ścieżki, który zmuszałby ludzi do zatrzymywania się i ręcznego przestawiania roweru o niemal sto osiemdziesiąt stopni. – Przebudowa Rynku nie była prawidłowo skonsultowana. Robiliśmy głównie dużo konsultacyjnego dymu, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to są decyzje polityczne, które już zapadły. To nie był dialog, bo nie miał nim być – mówi mi to menedżer firmy PR, która doradzała katowickiemu magistratowi w czasie przebudowy. – Pod projektem nowego rynku podpisana jest szczecińska pracownia Redan, ale cała ta inwestycja powstała pod dyktando miejskich drogowców z urzędnikami. Ludziom w czasie konsultacji przedstawiono cztery różne warianty, było trochę krzyku o detale, ale pryncypia nie podlegały negocjacji. To samo dotyczy Strefy Kultury.
Cykl reporterski o Wielkiej Przemianie: W swojej krótkiej historii Katowice zmieniały oblicze wiele razy. Słowo „nowoczesność” odmieniano tu przez wszystkie przypadki. W ostatnim dwudziestoleciu Katowice zmierzyły się z niemal wszystkimi problemami, z jakimi borykają się inne polskie miasta. Jednak nigdzie indziej nie występowały one jednocześnie i w takim natężeniu. By je rozwiązać, wpompowano w katowickie centrum setki milionów złotych. W ten sposób największe miasto Śląska stało się polem miejskiego eksperymentu na niespotykaną skalę. Przez ostatni rok Filip Springer przyglądał się jego efektom. W swoim serialu reporterskim analizuje przemianę Katowic przeprowadzoną przy pomocy architektonicznych ikon. I szuka odpowiedzi na pytanie, czym jest miejska nowoczesność w polskim wydaniu.
W następnym odcinku: Dzwonię do Roberta Koniecznego, jednego z najbardziej znanych śląskich architektów i ostrego krytyka Wielkiej Przemiany. Opowiadam mu, że to, co widzę na katowickim Rynku i w Strefie Kultury przypomina bardziej optymistyczną komputerową wizualizację niż rzeczywistość. Bo obie te przestrzenie w słoneczny, wrześniowy dzień pełne są ludzi. – Cieszę się – mówi – nie rozumiem tego zupełnie, ale się cieszę. Widać w Katowicach była tak wielka potrzeba zmiany, że zadziałało nawet coś tak dalece niedoskonałego.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.