Pojawia się i znika. Czasami tylko ją czuć. Rawa płynie przez samo serce Katowic, ukryta i pognębiona. Łączy ją z tym miastem trudna relacja.
Jest
Bo trudno ją wymazać z mapy. Łatwiej byłoby bez niej. Wszystkie te fabryki, kopalnie, nowe osiedla – one muszą jednak jej obecność uwzględniać. Ot, choćby taka Superjednostka, architekt Mieczysław Król musi zaprojektować specjalną betonową platformę, na której stanie potem cały budynek. W tej części miasta grunt jest grząski, niestabilny. Bez tego byłoby ciężko. Wszystko przez rzekę Rawę, przez to jej nieznośne trwanie. Rzeka to kłopot, bo staromodnie płynie wbrew postępowi. Komplikuje rozwój miasta, można co najwyżej do niej spuścić ścieki. Tak robią kopalnie i zakłady stojące w jej pobliżu. O tym, że jest, przez całe lata wiadomo głównie po zapachu.
Nie ma
Ten smród jest nieznośnie dławiący, wszechobecny. Trzeba coś z nim zrobić, jakoś ukryć. Wraz z nim rzekę. Usunąć ją z pola widzenia to zlikwidować ten odór. Tam, gdzie się da, a w Śródmieściu się da, Rawę wpuszcza się więc w kanał. Płynie pod ziemią i nie zatruwa już powietrza. Można o niej zapomnieć, wymazana z pejzażu powoli znika też ze świadomości ludzi. To w Katowicach jest rzeka? A gdzie niby, którędy płynie? Niemożliwe.
Jest
Rok 2006. Koncepcja zagospodarowana śródmieścia Katowic przygotowana przez studio Tomasza Koniora. Na jednej z wizualizacji widać płynącą przez centrum niebieską wstęgę. Ławeczki, drzewa, trawa. Uśmiechnięci ludzie, rodziny z dziećmi. Pięknie jest nad rzeką, a właściwie jej obietnicą. Bo miasto według Tomasza Koniora to jest to, do czego już przywykliśmy: ulica, plac, pierzeja, narożnik. I miasto to także rzeka. Jej obecność nieobarczona wstydem. Tak jest prawdziwiej.
Są podstawy, by o tym marzyć. Od kilku lat w całym regionie budowane są oczyszczalnie ścieków. Zakładów przemysłowych też jest mniej, tym nadal istniejącym nie wolno już po prostu spuszczać nieczystości do rzeki. Rawa będzie kiedyś błękitna, w to wierzy Konior przygotowując swoją koncepcję i chce, żeby uwierzyli też inni. Że jeszcze będzie po co pójść nad rzekę.
Nie ma
Koncepcja Koniora w sporej części pozostaje na papierze. Wraz z nią marzenie o Rawie wyrwanej z zapomnienia. Nadal śmierdzi, choć może już trochę mniej. Nadal płynie betonowym kanałem, który zaczyna się na tyłach gmachu Muzeum Śląskiego, a kończy kawałek za dworcem autobusowym. Przed nim i za nim płynie na powierzchni, ale nikt specjalnie nie zwraca na nią uwagi. Jest, a jakby jej nie było. Nadal nie wiadomo co z nią zrobić, więc nie robi się nic.
Jest
Obietnica, że w końcu będzie przepięknie. Rok 2010, dzielnica akademicka, czyli nieco na wschód od rynku. Prace wzdłuż rzeki dobiegają tu końca. Powstają reprezentacyjne bulwary Rawy. Tak przynajmniej mówią o nich władze Katowic. Są ławki, balustradki, kilka mostków. Są nowe chodniki, trochę zieleni. Wszystko to kosztowało kilkanaście milionów złotych i ma być nowym otwarciem w tej części miasta. Jest też poczucie, że w końcu ktoś sobie o rzece przypomniał, bo to pierwsze od dziesięcioleci przedsięwzięcie uwzględniające jej obecność w mieście. I wiarę, że rzeka niesie ze sobą jakąś wartość.
Nie ma
Ludzi nad Rawą. Bulwary zieją pustką, w dwa lata po ich otwarciu wręcz straszą. Zwłaszcza w cieplejsze dni, kiedy smród bijący od rzeki jest wręcz nie do wytrzymania. Chodniki poprzerastane trawą, zdezelowane lub połamane ławki, zdziczała zieleń i walające się wszędzie tłuczone szkło oraz śmieci. Reanimacja się nie udała, ale pewnie udać się nie mogła. Bulwary biegną znikąd donikąd, dookoła nich po obu stronach rzeki ciągną się dzikie, parkingowe pola, szutrowe i betonowe wygony, na których codzienne rozgrywa się zaciekła bitwa o najlepsze miejsce postojowe.
Rzeka nigdy nie była tu ważna i nadal nie jest. Marnieje na dnie betonowego koryta, tak jak marniała kiedyś. Tyle, że teraz tego trupa ubrano w groteskowy kostium.
Jest
Rok 2013, prace remontowe w pełni. Katowicki rynek wkrótce ma odzyskać nowy blask, ale na razie przypomina wielki plac budowy. W związku z przebudową całego obszaru odsłonięta zostaje też Rawa. Niektórzy na jej widok aż przystają z wrażenia. Już dawno wymazali z pamięci fakt jej istnienia w tym miejscu. Żyli w mieście bez rzeki, przywykli do tego, nie czuli braku. W tamtych dniach odsłonięta Rawa przypomniała im o swoim istnieniu. Niektórzy zaczynają za nią tęsknić.
Podobne artykułySpringer: Wielka PrzemianaFilip Springer Nie ma
Nowy pomysł na tę część śródmieścia po raz kolejny nie uwzględnia jednak jej obecności. Rawa cieszy się wolnością tylko przez chwilę, wkrótce zostaje ukryta pod warstwą betonu. Znów można o niej zapomnieć.
Jest
Atrapa. Śladem tej prawdziwej rzeki, wtłoczonej siłą pod ziemię, wytyczono na powierzchni jej cień, ślad lub powidok. Meandrujące między rosnącymi w donicach palmami złudzenie. Płynie w nim woda, ale taka z kranu. Są ławeczki, coś w rodzaju mostków, są ludzie. Jest ogólna radość ze szmeru strumyka. Jest wodotrysk, który ma rzekę zastąpić. Tak jest łatwiej – udawać.
Nie ma
Pieniędzy. Prawdziwa rzeka wypływa spod tej sztucznej między budynkami na wschód od Rynku. Widać ją z przystanku tramwajowego, można spojrzeć w zbieżną perspektywę stojących do niej plecami gmachów i zmartwić się jej losem. Władze Katowic przez kilka lat obiecywały, że to miejsce zagospodarują. Do mediów trafiły nawet wizualizacje. Znów widać na nich uśmiechniętych ludzi, rodziny z dziećmi, miasto, które odkryło swoją rzekę. Bulwary łagodnymi stopniami schodzą nad samą wodę.
Ale jest rok 2017 i miejscy urzędnicy przyznają, że owszem byłoby pięknie, ale nie ma na to pieniędzy. Można więc sobie pomarzyć. Nic więcej.
Jest
Zachód słońca. Zmierzcha już, za moimi plecami przetaczają się ze zgrzytem kolejne tramwaje. Spoglądam w głąb tego ponurego kanionu, którego dnem płynie pognębiona rzeka. W dalszej perspektywie niewysoko nad wodą wisi artystyczna instalacja – kolorowy neon z hasłem „Zachód Słońca”. Elektryczne światło zalewa całą okolicę i marszczy się w burej rzece. Sztuczny zachód słońca, tyle że na wschodzie. Wszystko na opak.
*
Cykl reporterski o Wielkiej Przemianie: W swojej krótkiej historii Katowice zmieniały oblicze wiele razy. Słowo „nowoczesność” odmieniano tu przez wszystkie przypadki. W ostatnim dwudziestoleciu Katowice zmierzyły się z niemal wszystkimi problemami, z jakimi borykają się inne polskie miasta. Jednak nigdzie indziej nie występowały one jednocześnie i w takim natężeniu. By je rozwiązać, wpompowano w katowickie centrum setki milionów złotych. W ten sposób największe miasto Śląska stało się polem miejskiego eksperymentu na niespotykaną skalę. Przez ostatni rok Filip Springer przyglądał się jego efektom. W swoim serialu reporterskim analizuje przemianę Katowic przeprowadzoną przy pomocy architektonicznych ikon. I szuka odpowiedzi na pytanie, czym jest miejska nowoczesność w polskim wydaniu.
W następnym odcinku: Audyt. Jak powiedzieć „sprawdzam” Wielkiej Przemianie? Czy to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich lat w Katowicach rzeczywiście przybliżyło je do nowoczesnych, europejskich metropolii. Jak głęboka jest ich metamorfoza?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.