Weganie, którzy żyją w niesformalizowanym związku, a na dodatek nie mają dzieci. Ona – była zastępczyni rzecznika praw obywatelskich, teraz kandydatka do europarlamentu z ramienia Wiosny, on – prawnik i politolog, najbliższy współpracownik Roberta Biedronia. Para w życiu publicznym i prywatnym – Sylwia Spurek i Marcin Anaszewicz, których łączą miłość, przyjaźń i lewicowe poglądy, napisali razem książkę „Związek partnerski. Rozmowy o Polsce”.
To musi być strasznie nudne.
Marcin: Ale co?
Tak się zgadzać we wszystkim.
Marcin: My po prostu wierzymy we wspólnotę wartości i nie wyobrażamy sobie bycia w związku, który nie jest w tej kwestii w pełni kompatybilny
Ale chyba można mieć od czasu do czasu różne opinie na jakiś temat.
Sylwia: My się zgadzamy co do pewnych generalnych założeń. Natomiast różnimy się często w pomysłach na ich realizację. Marcin jest nastawiony na cel i idzie ostro do przodu, a ja zawsze oglądam się na boki, sprawdzając, czy nikt nie został na drodze realizacji tego celu poszkodowany. W domu mamy podobnie, ja zajmuję się ogarnianiem spraw domowych. Nazywam to uprawianiem krzątactwa.
Marcin: Ale, żeby nie wyszło, że mamy stereotypowy dom, bo ja się też krzątam – w kuchni.
Sylwia: To prawda, u nas to Marcin gotuje, nie ja.
Nie znudziliście się sobą po 18 latach związku?
Marcin: Ja się nie znudziłem, a ty, Sylwia?
Sylwia: Nim się nie można znudzić. Marcin jest naprawdę fantastycznym człowiekiem. Nawet gdzieś ostatnio powiedziałam, że jeśli się kiedyś przestaniemy kochać, bo w życiu nigdy nic nie wiadomo, zawszę go będę bardzo ceniła i szanowała.
Marcin: I co ja mam teraz powiedzieć?
Sylwia: Dziękuję, również bardzo cię kocham.
Marcin: Nam się nie może znudzić bycie razem, bo my przez cały czas robimy rzeczy ważne: albo dla nas samych, albo dla innych. Dbamy o swój rozwój, realizujemy swoje pasje, podróżujemy. Nasz model związku polega właściwie na ciągłym wspieraniu się. Każde z nas zwykle wie wszystko o projekcie drugiego. Mam poczucie, że kiedy Sylwia pisała doktorat, wiedziałem o nim tyle, że mógłbym go sam dokończyć. I odwrotnie, ona mogłaby skończyć mój doktorat i potem go jeszcze obronić.
Sylwia: Niektórzy się nawet dziwią, że tyle wiemy o swoich działaniach, ale to sprawia, że nasza wspólnota jest tak mocna.
Marcin: Choć ma zmienną dynamikę
Sylwia: To prawda. Był taki czas, kiedy ja bardziej zajmowałam się wspieraniem kariery Marcina. Byłam wtedy skromną urzędniczką Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Pracowałam po prostu osiem godzin dziennie, sumiennie wypełniając swoje obowiązki. Ale kiedy Adam Bodnar zaproponował mi funkcję zastępczyni rzecznika praw obywatelskich, Marcin najbardziej mnie zachęcał do przyjęcia tej propozycji i bardzo mocno wspierał moją karierę. Ciągle mnie inspirował, podpowiadał, motywował.
Sielanka.
Marcin: No dobra, przyszły mi do głowy dwie rzeczy, w których Sylwii w ostatnich latach nie wsparłem. Nie pomogłem jej się nauczyć jeździć samochodem i nie wsparłem jej odpowiednio wcześnie w transferze do świata polityki, bo uważam, że Sylwia już dawno powinna się w nim znaleźć
Dlaczego?
Marcin: Jej kompetencje, które budowała przez całe życie, oraz wiedza o działaniu państwa i prawa są wybitne. Powinny być od co najmniej kilku lat wykorzystywane w polskim życiu politycznym. Teraz staram się to opóźnienie naprawić, więc namawiałem Sylwię razem z Robertem Biedroniem do startowania do Parlamentu Europejskiego. I w efekcie nastąpiło jej kandydowanie z pierwszego miejsca wielkopolskiej listy Wiosny.
Sylwia ma takie CV, że każdy facet z jedną czwartą jej dorobku chwaliłby się nim na prawo i lewo.
Marcin: To jest konsekwencja systemu patriarchalnego, który powoduje, że mnóstwo kobiet z najwyższymi kompetencjami stoi nadal w blokach startowych, a faceci już biegną. My wierzymy w to, że państwo powinno dążyć do balansu płciowego, że trzeba wspierać osoby zagrożone wykluczeniem. Przy czym każda z dyskryminowanych grup potrzebuje innego rodzaju wsparcia. Osobom LGBT wystarczy równouprawnienie, a kobiety należy wesprzeć na przykład parytetami.
Sylwia: Ale, żeby była jasność, nie byłam nieszczęśliwa jako urzędniczka, bo wkładam maksymalny wysiłek we wszystko, co robię, i staram się pomóc ludziom. Jedni brylują w mediach, inni wykonują ciężką robotę, pisząc ustawy lub prowadząc ratyfikację antyprzemocowej konwencji stambulskiej.
Skąd pomysł na europarlament?
Sylwia: Stąd, że powinniśmy mieć w Brukseli więcej ciężko pracujących posłów i posłanek, więcej osób z pojęciem, czym jest prawo i jak je tworzyć. Tym bardziej że przez Parlament Europejski przechodzi większość prawa obowiązującego potem w Polsce. Naprawdę warto się nad tymi papierami pochylić.
Tylko wcześniej trzeba przebrnąć przez kampanię wyborczą.
Sylwia: Niestety kampania wyborcza w Polsce to głównie pyskówki i debaty, z których kompletnie nic nie wynika, a ja jestem z natury merytoryczna, więc nie lubię tracić czasu na pozorowane działania. Dlatego nie ukrywam, że kampania nie jest czymś, co najbardziej lubię, ale takie są reguły demokracji.
Marcin: Sylwia chciałaby juz siedzieć w Brukseli i pracować nad rezolucjami, lobbować za nowymi dyrektywami i rozporządzeniami. Ale ja też już bym chciał, żeby było po kampanii, bo ledwo żyję. To już trzeci rok rozkręcania z Robertem Wiosny.
Nazwalibyście wasz związek nieszablonowym?
Sylwia: Ślubu nie mamy, dzieci też, w niedzielę do kościoła nie chodzimy. I do tego wszystkiego jesteśmy weganami.
Widzę, że różni szatani są tu czynni.
Marcin: Ale jest nam dobrze. Także dzięki temu, że otaczamy się ludźmi podzielającymi nasze przekonania, choć pewnie rodzice woleliby, żebyśmy mieli ślub i dzieci. Kiedyś ciągle zwracali nam na to uwagę, ale na szczęście dali spokój.
Sylwia: Choć mieli już nawet wybrane imię dla naszego syna!
Marcin: Jeżeli jest jakaś sfera, w której jesteśmy poszkodowani, wiąże się ona tylko z tym, jak państwo polskie traktuje związki nieformalne.
Sylwia: Gdyby się zdarzyło, że któreś z nas wyląduje w szpitalu, przepisy prawa widzą nas jako obcych ludzi. Możemy udowadniać, że pozostajemy we wspólnym pożyciu, jak mówi ustawa o prawach pacjenta, ale wszystko zależy od dobrej woli i znajomości tego prawa przez lekarza. Jesteśmy więc w podobnej sytuacji jak osoby LGBT.
Marcin: Nie możemy też rozliczać wspólnie podatku i tak dalej. Ale i tak nie mamy zamiaru brać ślubu.
Dlaczego?
Marcin: Nie wzięliśmy go z dwóch powodów. Po pierwsze, małżeństwo jest dla nas konserwatywną instytucją, a po drugie, solidaryzujemy się w ten sposób z naszymi przyjaciółmi LGBT, którzy nie mogą w Polsce sformalizować swoich związków.
Sylwia: Poza tym naprawdę są różne modele związków i każdy wybiera taki, jaki mu czy jej pasuje. My wybraliśmy nieformalny związek partnerski i jest nam z tym dobrze. Być może byłoby nam trudniej, gdybyśmy nie byli ze sobą tak blisko, bo ta bliskość pomaga jednak przebrnąć przez trudności, które stwarza nam od czasu do czasu zewnętrzny świat. Ale też mam wrażenie, że najwięcej kontrowersji nie budzi to, że nie jesteśmy małżeństwem, ale nasz weganizm. Nikt nigdy mnie tak nie dopytywał o feminizm, jak o weganizm.
O co tak zawzięcie pytają?
Sylwia: Od tego, co jemy, zaczynając, na pytaniach o wyniki badań krwi kończąc.
Weganami też zostaliście razem.
Marcin: Postanowiliśmy któregoś razu, że będziemy ograniczać czerwone mięso.
Sylwia: To była metodyczna ewolucja. Po odstawieniu czerwonego mięsa przestaliśmy jeść drób, a potem ryby. Jedliśmy jednak nadal inne produkty pochodzenia zwierzęcego, jak jaja, masło czy sery. W końcu, chcąc być konsekwentnymi, cztery lata temu przeszliśmy na weganizm.
Marcin: I powiem ci, że kiedy normalnie to ja jestem w różnych sprawach osobą bardziej radykalną od Sylwii, to w kwestii weganizmu ona jest bezwzględną radykałką.
A gdybyś przyszedł pewnego popołudnia do domu i powiedział, że wróciłeś do zajadania mięsa? Co się wtedy dzieje ze związkiem partnerskim?
Marcin: Chyba się rozpada.
Sylwia: Nie wyobrażam sobie tego. Bo to tak, jakby Marcin przyszedł do domu i powiedział, że homoseksualiści powinni się leczyć.
Nie przesadzacie?
Marcin: Wszystko dla nas opiera się na wartościach. Także to, co jemy. Dla wielu może się to wydać dziwne, ale tak jest. Być może bierze się to stąd, że od dawna byliśmy otoczeni ludźmi zajmującymi się prawami człowieka, zwierząt czy środowiskiem naturalnym. Dla nich pewne zasady pozostawały niewzruszone. I pamiętaj, że nasza decyzja o przejściu na weganizm nie była szalona, tylko bardzo świadoma, i wynikała ze zdobywanej wiedzy.
Robert Biedroń, wasz szef, nie jest weganinem.
Sylwia: W biurze Wiosny jest!
Marcin: Robert się zmienia i my to doceniamy. Staramy się cały czas przekonywać ludzi do przejścia na jasną stronę mocy i to się często udaje. Kiedy byłem z Robertem w Słupsku, pierwsi zakazaliśmy w mieście występów cyrków ze zwierzętami, a potem kolejne miasta wprowadzały podobny zakaz. Można? Można. My w ogóle z Sylwią uważamy, że z przyczyn środowiskowych, etycznych i zdrowotnych weganizm jest przyszłością, a to, co dzisiaj wydaje się kontrowersyjne i radykalne, za 20 lat będzie powszechne i zwyczajne.
Sylwia: Najpierw cię ignorują, potem wyśmiewają, potem z tobą walczą, a na koniec wygrywasz.
Marcin: W Polsce jesteśmy na etapie wyśmiewania. Nam to nie przeszkadza, bo widzimy dokonującą się realną zmianę. Doskonale pamiętam, jak pięć lat temu wszyscy na pytanie, czy jawny gej może zostać wybrany na prezydenta miasta, pukali się w czoło. Wielu wydawało się to po prostu niemożliwe. Tymczasem Robert został prezydentem Słupska, a od kilku lat jest w pierwszej trójce wszystkich sondaży prezydenckich.
Sylwia: Poza tym życie przynosi nam nieraz niespodziewanych sojuszników. Niedawno byłam pod Wrześnią, gdzie mieszkańcy walczą z fermami zwierząt futerkowych, które zamieniły ich życie w śmierdzące piekło. Bardzo bym chciała im pomóc. I choć pewnie wiele może nas światopoglądowo dzielić, ich postulaty wpisują się w politykę Wiosny, która chce zakazać hodowli zwierząt na futra i uchwalić ustawę antyodorową. Możemy więc działać razem.
Z punktu widzenia przeciętnej polskiej rodziny jesteście pewnie z kosmosu.
Sylwia: Wiem, ale mogę cię zapewnić, że zastanawiamy się nieustannie, jak – myśląc o równości, godności, niezależnym życiu osób z niepełnosprawnościami, godnym starzeniu czy dobrostanie zwierząt – rozmawiać z ludźmi. Bo my sami nie mamy poczucia, że jesteśmy z kosmosu, choć rozumiem, że tak możemy być przez część ludzi postrzegani. Nie zamykamy się w żadnej bańce, nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Nigdy tego nie chcieliśmy. Wręcz przeciwnie. Ja, zajmując się prawami człowieka, mam nieustanny kontakt z ludźmi i ich problemami, a moja praca przez lata polegała przecież na ich rozwiązywaniu.
Macie sporo czasu na zajmowanie się sprawami innych.
Marcin: Na pewno też dlatego, że nie mamy dzieci.
Sylwia: Chociaż w Polsce decyzja o nieposiadaniu dzieci jest zwykle traktowana jako nieodpowiedzialny egoizm. Oczywiście inaczej są oceniani mężczyźni, którzy teoretycznie mogą płodzić dzieci, kiedy chcą, a inaczej kobiety, którym się nieustannie przypomina o tykającym zegarze.
Dlaczego napisaliście wspólnie książkę?
Marcin: Po pierwsze, chcieliśmy powiedzieć, że istniejemy, bo zwykle ciężko pracowaliśmy na tyłach i postanowiliśmy w końcu stanąć w pierwszym szeregu. Po drugie, chcieliśmy powiedzieć o tym, co jest dla nas ważne. I powiedzieć to naszym językiem, prosto z mostu, bez owijania w bawełnę.
Sylwia: I po trzecie, chcieliśmy się przedstawić, opowiedzieć o tym, skąd jesteśmy, jak się wychowaliśmy, jaką przeszliśmy drogę, jakie osiągnęliśmy sukcesy i jakie zaliczyliśmy porażki. I, co ważne, niczego o sobie nie ukrywamy, choć kilka osób, które przeczytały książkę przed wydaniem, sugerowało nam parę zmian. Usłyszeliśmy, że to jest zbyt kontrowersyjne, a tamto lepiej powiedzieć inaczej, bo będzie źle odebrane. Ale my nie chcieliśmy inaczej, dlatego żadnej z tych uwag nie uwzględniliśmy.
Marcin: Ta książka jest, można powiedzieć, naszym coming outem. Nie ukrywamy, że chcielibyśmy odegrać w przyszłości polityczną rolę – Sylwia w Brukseli, ja w Polsce, bo wierzymy, że w Europie i Polsce naprawdę jest możliwa dobra zmiana.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.