Steve’a Brady’ego nie da się nie lubić – godny zaufania, prostolinijny, wrażliwy. Mąż Mirandy Hobbes nie zasłużył sobie na los, jaki zgotowali mu twórcy „And Just Like That...”. Fani „Seksu w wielkim mieście” są oburzeni, że Miranda ponoć nigdy nie kochała ulubieńca publiczności. Analizujemy fenomen Steve’a.
– Biedny Steve – mawiały przyjaciółki Mirandy Hobbes, Carrie Bradshaw, Samantha Jones i Charlotte York z „Seksu w wielkim mieście”. Ona sama nie litowała się nad Steve’em Bradym, swoim kochankiem, potem chłopakiem, a w końcu mężem. Przeciwnie, traktowała go obcesowo. Może właśnie dlatego Steve wziął się w garść – po latach pracy jako barman założył własny lokal. – Zawdzięczam to tobie – powiedział zresztą Mirandzie podczas wielkiego otwarcia. Towarzyszyła mu wtedy inna kobieta, a Hobbes była singielką. Czuła jednak, że jej historia ze Steve’em jeszcze się nie skończyła.
Kiedy Steve poznał Mirandę
Miranda poznała Steve’a w restauracji, w której umówiła się z Carrie. Gdy ta ją wystawiła, Miranda wdała się w pogawędkę z barmanem. – Słuchaj, nie jestem suką, po prostu mam zły dzień – mówiła. On tylko się uśmiechał. Nad ranem wylądowali w jej mieszkaniu.
Gdy po południu się rozstawali, Miranda, z właściwym sobie cynizmem, życzyła Steve’owi miłego życia. – Dzięki za świetny seks! – rzuciła z przekonaniem, że przeżyła jednorazową przygodę. Gdy spotkali się ponownie, nie chciała dać mu szansy. Ostatecznie się złamała. Bo przecież Steve był uroczy – prostolinijny, czuły i, co najważniejsze, do szaleństwa w niej zakochany. A do tego przystojny, a zdaniem niektórych nawet seksowny. Jak mogłaby mu się oprzeć?
Długa droga do happy endu
Zanim Miranda Hobbes i Steve Brady powiedzieli sobie „tak”, przeszli długą drogę. Najpierw poróżnił ich styl życia, potem wzajemne oczekiwania. Wielokrotnie schodzili się i zrywali ze sobą, ale zawsze gdy Miranda tego potrzebowała, mogła na Steve’a liczyć. – Steve to dobry człowiek – powtarzała często. Lekkoduch z natury, sprawiał, że nieugięta nowojorska prawniczka, która nigdy nie wzięła wolnego, mogła się odprężyć. Akceptował jej wszystkie wady, nigdy nie oceniał. – Steve jest do bólu przewidywalny, ale to jedna z tych cech, które w nim kocham. Dzięki temu czuję się przy nim bezpiecznie – mówiła.
Ostatecznie postanowili zostać „tylko przyjaciółmi”. Tylko od czasu do czasu pozwalali sobie na coś więcej. Gdy Miranda zaszła w ciążę, Steve się oświadczył. – Jaja sobie robisz? – wyśmiała go. Ale zgodziła się, żeby był obecny w życiu ich syna. Wkrótce oboje byli już w nowych związkach, ale Mirandzie wciąż go brakowało. W końcu oświadczyła się Brady’emu, nie chcąc już dłużej udawać, że go nie kocha.
Nieszczęśliwa Miranda z „I tak po prostu”
Fani „Seksu w wielkim mieście” nie kryli zaskoczenia, gdy w jednym z odcinków „And Just Like That...” Miranda zdradziła: – Nienawidzę mojego małżeństwa i mojego życia. Jestem nieszczęśliwa. Gdy dodała, że czuje się tak od zawsze, nawet Carrie była w szoku. I zareagowała tak, jak każdy wierny fan serii: – To nieprawda – powiedziała.
Wielbiciele serialu wściekłość wyrazili na platformie Reddit. „Miranda nigdy nie kochała Steve’a? To jakaś bzdura!”. „Niszczą najbardziej realistyczny i po prostu najlepszy związek "Seksu w wielkim mieście”. „Przecież łączyła ich wielka miłość, no i seks był zawsze gorący”. „Ci, co pisali scenariusz do I tak po prostu, chyba nie oglądali ani jednego odcinka starego Seksu”. „Okropnie obeszli się ze Steve’em, to nie fair”. To tylko niektóre z komentarzy.
Steve Brady: Zwyczajny, miły gość
Cóż, Steve Brady, w którego wciela się aktor David Eigenberg, zawsze cieszył się dużą sympatią widzów. Nie jest snobem z nowojorskiej elity ani pretensjonalnym artystą, tylko zwyczajnym, miłym gościem. Steve’owi się ufa, na Stevie można polegać, Steve’owi się wybacza. Dlaczego więc scenarzyści „And Just Like That...” zdecydowali, że para nie będzie żyć długo i szczęśliwie?
Już w pierwszym odcinku kontynuacji „Seksu” widać, że Miranda jest zagubiona – żyje ze Steve’em w białym małżeństwie, łączy ich tylko podjadanie zdrowych przekąsek i oglądanie seriali. Być może dlatego Miranda popada w alkoholizm. Steve’a jest w „And Just Like That...” jak na lekarstwo. Wiemy jedynie, że nie stracił swojego oldschoolowego brooklyńskiego akcentu i że ma problemy ze słuchem. Obserwujemy też jego szczere wzruszenie tuż przed pogrzebem Mr. Biga. Tak jak niemal 20 lat temu nie wstydzi się emocji. Ta cecha zjednywała mu sympatię – i widzów, i bohaterów serialu. – Zawsze lubiłam Steve’a – mówi w jednym z odcinków Charlotte. Bo jego po prostu nie da się nie lubić. I chyba nie zasłużył sobie na los, jaki zgotowali mu twórcy „And Just Like That...”. Na szczęście zostały jeszcze trzy odcinki, więc nic nie jest przesądzone. Trzymajmy kciuki za nowy, dojrzały happy end.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.