Z artysty, którego warto obserwować, został tym, który na listach przebojów i w rankingach najlepiej ubranych rywalizuje z największymi – Beyoncé, Harrym Stylesem i Doją Cat. Jego styl jest taki, jak muzyka: nieoczywisty, niezależny i wyrazisty.
Oglądanie Steve’a Lacy’ego może być niezłym testem podzielności uwagi. O atencję zabiegają bowiem nie tylko jego wymykające się schematom kompozycje, lecz także stroje stanowiące przykład bezkompromisowego i indywidualnego podejścia do mody. Gdy już damy się wciągnąć w wir, zobaczymy artystę, którego charyzma wykracza daleko poza scenę i który robi wszystko z niezwykłą łatwością i luzem.
Na tegorocznym rozdaniu nagród Grammy odebrał statuetkę za album „Gemini Rights”. Podczas jego występu do hitu „Bad Habit” jak zahipnotyzowani podrygiwali Taylor Swift i Beyoncé, Kendrick Lamar i Machine Gun Kelly, Doja Cat i H.E.R. Umiejętność niedotrzymywania wierności konkretnym gatunkom jest jedną z największych zalet Lacy’ego jako muzyka. Miłośników rocka potrafi przekonać do soulu i funku, a fanów hip-hopu do elektroniki. To samo robi z modą, do której podchodzi jak do projektu DIY – miksuje i przełamuje w niej schematy, odważnie eksperymentuje, kwestionuje zasady.
Steve Lacy: Outsider na świeczniku
2022 r. był dla niego przełomowy. Z niezależnego artysty znanego głównie ze współpracy z największymi gwiazdami (pisał piosenki dla Solange, nagrywał z Kendrickiem Lamarem) stał się muzykiem, którego nazwisko pojawiło się obok nich na listach przebojów. Gigantycznym sukcesem okazał się wydany w lipcu 2022 r. album „Gemini Rights” – trafił do czołowej dziesiątki rankingu magazynu „Billboard”, a pochodzący z niego singiel „Bad Habits” został największym przebojem lata i viralem na TikToku, gdzie pojawił się już w ponad milionie klipów.
Mimo międzynarodowej sławy Lacy pozostał pewnego rodzaju outsiderem. Taki wizerunek pasuje mu, bo jest spójny z tym, jak podchodzi do procesu tworzenia. Jego utwory i jego stylizacje sprawiają wrażenie, jakby mogły nigdy nie ujrzeć światła dziennego, jakby Lacy komponował je wyłącznie dla zaspokojenia swojego kreatywnego popędu. Jest w nich coś intymnego, surowego i inspirująco przypadkowego. Stanowią wybuchową mieszankę, która niczym fala niewinnej radości, autentyczności napędzanej spontanicznymi decyzjami i wielkimi pokładami wrażliwości elektryzuje odbiorców.
24-letni dziś Lacy jako nastolatek dołączył do zespołu The Internet – części muzycznego kolektywu r’n’b Odd Future. Do ekipy zaprosił go kolega ze szkoły Jameel Bruner – lider bandu i młodszy brat znanego basisty Thundercata. W The Internet Lacy głównie grał na gitarze, do której miłością zapałał jako dziesięciolatek. Od początku odrzucał dążenie do technicznej precyzji na rzecz intuicyjnego, czasem nawet impulsywnego grania. W jego rodzinnym domu muzykę kochała przede wszystkim matka, która w młodości marzyła o karierze piosenkarki. Dziś jest nie tylko jego najwierniejszą fanką, lecz także ma wkład w jego twórczość – razem z trzema starszymi siostrami Lacy’ego śpiewa chórki w większości jego piosenek.
Lacy i The Internet szybko stali się ambasadorami nowego brzmienia – nieoczywistego i eklektycznego, czerpiącego zarówno z klasycznych gatunków, jak i z tych powstających w wyniku ulicznych eksperymentów. Ich talent i oryginalne podejście do muzyki nie przeszły niezauważone – w 2015 r. (Lacy miał wtedy 17 lat) zgarnęli pierwszą nominację do nagrody Grammy.
Muzyka Steve’a Lacy’ego zachwyciła krytyków
Steve już wtedy wyróżniał się wizerunkiem. Nie ubierał się jak inne dzieci. Zamiast sneakersów miał na nogach mokasyny z frędzlami, które najchętniej nosił z białymi lub kolorowymi sukienkami. Od bluz czy T-shirtów wolał kardigany i marynarki, na które po latach można patrzeć jako na luźną inspirację stylem młodego Steviego Wondera i Little Richarda. Tak wyrazisty strój nie wynikał jednak z potrzeby zwracania na siebie uwagi. Jak wspominali po latach nauczyciele Lacy’ego, był jednym z najskromniejszych uczniów, jakich znali. Był pełen pokory, mocno stąpał po ziemi. Nie czuł, że musi cokolwiek udowadniać.
Choć członkowie The Internet byli zgraną grupą, niektórzy chcieli działać solo. Lacy akurat najmniej – chciał po prostu brzdąkać na gitarze i sklejać bity, co najczęściej robił w aplikacji na iPhonie. Zmontował jednak nagrane domowymi sposobami utwory i w 2017 r. wypuścił w świat epkę „Steve Lacy’s Demo”.
Sześć krótkich piosenek miało ogromną siłę rażenia. Krytyków zachwycił eklektyczny miks rytmów i stojących za nimi inspiracji (jedni dopatrywali się nawiązań do Steviego Wondera i Marvina Gaye’a, inni wyczuwali dziedzictwo Kurta Vile’a albo akcenty w stylu wczesnej twórczości Pharrella Williamsa), a także warstwa liryczna. Słowa piosenek Lacy’ego niosły solidny ładunek emocjonalnej dojrzałości, nawet jeśli wokalista śpiewał o problemach z tożsamością. Sygnalizowały, że mamy do czynienia z artystą wrażliwym i oczytanym, niebojącym się kreatywnego chaosu.
Steve Lacy jest zadziorny w muzyce i w modzie
Później przyszła pora na debiutancki album, „Apollo XXI” z 2019 r. Wydany trzy lata później „Gemini Rights” jest jego kontynuacją, ale i zapisem emocji po rozstaniu z chłopakiem (Lacy jest biseksualny) – opowieścią o drodze do samoakceptacji, o wątpliwościach i tęsknocie, ale także o radości, jaką czerpie z odkrywania siebie na nowo. Utwory są alternatywne i kolorowe – po raz kolejny stanowią rezultat eksperymentalnej mieszanki dźwięków od tych nawiązujących do rocka po rozmaite wariacje na temat melodii zaczerpniętych z r’n’b i przełamywanych akcentami głośnej perkusji oraz gitary. Choć są przykładem ponadprzeciętnego talentu, nie sprawiają wrażenia, jakby powstały w procesie, którego celem jest stworzenie wielkiego muzycznego dzieła. Są swobodne do tego stopnia, że przypominają fragmenty napisanych do szuflady utworów zagranych bliskim znajomym podczas kameralnych spotkań. Lacy odkrywa na nich duszę, lecz bez patosu i melancholii, raczej z zawadiackim, trochę zadziornym uśmiechem typowym dla mężczyzny w jego wieku. Chłopaka, który wie, że osiągnął dużo, i który nie poddaje się presji, by zrobić jeszcze więcej.
A jego styl? Jest równie oryginalny jak wtedy, gdy chodził do szkoły i zdobywał nagrody dla najlepiej ubranego ucznia. Nosi farbowane dżinsy od Mowaloli i krótkie kolorowe pulowery. Total looki od Balenciagi i Saint Laurent, w których projekty dla mężczyzn miksuje z tymi z kobiecych kolekcji. Moda jest ważną częścią jego wizerunku – na scenie i poza nią. Jak mówi, z ubraniami łączy go bardzo osobista relacja – traktuje je poważnie, bo, podobnie jak muzyka, pozwalają realizować pozytywną dziwaczność, łączyć wyrafinowanie z szaleństwem i kontrolę z chaosem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.