Wspólnie z bratem i szwagierką prowadzi jedną z najgorętszych marek mody w Skandynawii. Sama jest w czołówce inspirujących kobiet w branży. Susanne Holzweiler w rozmowie z „Vogue Polska” mówi o tym, dlaczego warto zwolnić tempo i nie żałować sobie pizzy. To kolejna bohaterka cyklu, w którym prezentujemy najsłynniejsze bywalczynie wydarzeń mody.
Jest jedną z najbardziej inspirujących kobiet na skandynawskiej scenie mody. Susanne Holzweiler, bo o niej mowa, wraz z bratem i szwagierką Marią stoją za sterami rodzinnej firmy – Holzweiler. Marka z Oslo jest jedną z najbardziej wpływowych i pożądanych na międzynarodowym rynku – dość powiedzieć, że jej obroty wzrosły w ostatnich latach o 3100 proc. Holzweiler podbiła serca osobowości świata mody i zaprzyjaźnionych it girls, łącząc modę z pasją do sztuki i architektury. Ostatni pokaz marki współtworzyli m.in Alex Carl, Pat Bogusławski i Loke Rahbek.
Jak to się wszystko zaczęło?
Mój brat Andreas i ja od zawsze marzyliśmy o stworzeniu własnego biznesu. W 2006 roku, kiedy duńskie marki modowe rozkwitały, on mieszkał w Kopenhadze, a ja w Oslo, gdzie było niewiele lokalnych marek, ale dużo dobrych punktów sprzedaży. Założyliśmy więc agencję mody i zaczęliśmy wprowadzać do Norwegii najpierw duńskie, a następnie międzynarodowe marki. Po roku zatrudniliśmy tatę. Był pierwszym naszym pracownikiem.
Prowadziliśmy agencję, ale cały czas marzyliśmy o stworzeniu wspólnej marki mody. W 2012 roku dołączyła do nas mama i pomogła nam opracować pierwszą kolekcję. Bazowała na szalikach. Natychmiastowy sukces zachęcił nas do kolekcji ready-to-wear. Główną projektantką została Maria, żona Andreasa. Dziś w Holzweiler zatrudniamy 70 pracowników, ale nadal czujemy się wszyscy jak wielka rodzina.
Jak zdefiniowałbyś DNA marki?
Ważne jest dla nas tworzenie klasycznych, jak również funkcjonalnych projektów, które można stylizować na wiele sposobów. Łączymy progresywne pomysły z ponadczasowymi ideałami. Wierzymy w modę pozbawioną sezonowości. Oczywiście zdarza się, że trafiamy w trendy, ale nie gonimy za nimi. Szukamy innowacyjnych pomysłów i rozwiązań, ale nie zapominamy, skąd pochodzimy.
Jaka była główna idea waszej kolekcji na jesień–zimę 2020/2021 zaprezentowanej podczas ostatniego tygodnia mody w Kopenhadze?
Nazywa się „Nasza ziemia” (w znaczeniu: gleba – przyp. red) i opowiada o dziedzictwie Norwegii, o tym, skąd pochodzimy. Nie jesteśmy typowo modowym krajem, za to mamy pokaźne dziedzictwo związane z narodowymi strojami – są one wykonywane ręcznie i na zamówienie. To niezwykłe kostiumy dla kobiet i mężczyzn zdobione lokalnymi haftami, charakterystyczne dla poszczególnych regionów. W najnowszej kolekcji Holzweiler zgłębiamy tę tradycję.
Niewielu markom udaje się przetrwać pierwsze trzy lata na rynku. Wasze obroty w ciągu ostatnich czterech lat wzrosły o 3100 proc.
Nawet tego nie wiedzieliśmy. W ubiegłym roku zdobyliśmy prestiżową norweską nagrodę Gazela Biznesu dla szybko rozwijających się i rentownych firm. Wzrost o 3100 proc.? Byliśmy niesamowicie zaskoczeni i bardzo szczęśliwi.
Co jest kluczem do sukcesu?
Przede wszystkim wierzymy w znaczenie pracy zespołowej. Musimy mieć pewność, że ludzie, z którymi współpracujemy, są dobrze traktowani i czują się częścią wielkiej rodziny. Jesteśmy też otwarci na różne perspektywy, dlatego współpracujemy też z profesjonalistami spoza firmy.
Dobrym przykładem jest utalentowana Alex Carl, która zajmuje się stylizacją na naszych pokazach. Zawsze możemy liczyć na jej szczere opinie. Współpracujemy z osobowościami świata mody, ale też z artystami.
Ali Gallefoss, wykorzystując szaliki z poprzednich kolekcji Holzweilera, stworzył w naszym pop-upie artystyczną instalację „The Elephant in the Room”. Rzeźba poruszała problem nadmiernej konsumpcji oraz nadprodukcji w branży mody, tym samym podkreślając zaangażowanie marki w procesy recyklingu i upcyklingu. Każda taka współpraca daje nam impulsy, które nas rozwijają. Dzięki temu idziemy do przodu.
W jakie wartości wierzycie i o czym chcecie rozmawiać ze swoimi odbiorcami?
Jedną z naszym wartości jest wspólne spędzanie czasu. „Hanging together, hanging with the Holzweiler” – to hasło, którego używamy w kontekście budowania społeczności z ludźmi, którzy chcą spędzać razem czas, chcą być częścią czegoś większego.
Do tego przesłania pasuje nasze logo. Długo szukaliśmy czegoś znaczącego, ale nic nie pasowało. Mój brat ma na ramieniu wytatuowany wieszak. Zrobił ten tatuaż wiele lat temu jako symbol miłości do branży, w której zawsze był obecny. Pewnego razu jego żona spojrzała na ten wieszak i powiedziała: „Oto nasze logo”. Wtedy i dla nas wszystkich stało się to oczywiste – wiedzieliśmy, że to jest to!
Jak ważny jest dla ciebie kierunek zrównoważonego rozwoju w modzie?
Dwa lata temu mogliśmy powiedzieć, że kierunek zrównoważonego rozwoju jest dla nas ważny, ale teraz, w 2020 roku, powinien być ważny dla wszystkich. Dlatego staramy się pracować nad wieloma aspektami naszej działalności i nie tylko ulepszać tkaniny, ale także udoskonalać proces produkcyjny. Szaliki w 60 proc. wytwarzamy z wełny pochodzącej z recyklingu. Tworzymy nowe produkty na bazie starych ubrań. Dawanie im nowego życia jest dla nas niezwykle interesujące. W miarę możliwości używamy zarówno kaszmiru z recyklingu, jak również innych tkanin z odzysku. Wymieniliśmy torby plastikowe na opakowania biodegradowalne. Staramy się działać w obiegu zamkniętym. Jest wiele rzeczy w branży, które zmieniają się. My musimy być częścią tej zmiany.
W jaki sposób pandemia zmieniła twoje postrzeganie świata mody i wizję marki?
To były trzy bardzo ciekawe miesiące. Mieliśmy czas na przemyślenie naszej działalności biznesowej i wszystkiego, co robimy. Zaczęliśmy zadawać sobie pytania: dlaczego i dokąd tak pędzimy?. Zdecydowaliśmy, że zwolnimy tempo.
Od 2021 roku chcemy prezentować dwie zamiast czterech kolekcji rocznie i całkiem porzucić sezonowość. Wspieramy ruch naprawy świata mody, bo mamy nadzieję, że wspólnie będziemy w stanie zmienić kalendarz mody, który jest naprawdę przestarzały i nie służy zrównoważonemu podejściu do biznesu.
O wielu z tych rzeczy rozmawiamy od dłuższego czasu. Jednak doświadczenie z COVID-19 sprawiło, że ruszyliśmy do przodu. To pozytywny wynik tej sytuacji. Myślę, że zmiany w kalendarzu mody będą duże – ubędzie tygodni mody, pewnie skończą się tak intensywne podróże.
Jak opisałabyś swój styl?
Ubieram się w zależności od samopoczucia. Bardziej w kierunku klasyki niż trendów. Strój powinien sprawiać, że poczuję się lepiej i będę pewniejsza siebie.
Najcenniejsze ubrania w twojej garderobie?
To z pewnością rzeczy codziennego użytku, jak dobrze skrojona marynarka lub świetnej jakości dzianiny, które noszę, kiedy chcę poczuć się bardziej swobodnie. Ale najcenniejszą rzeczą, która sprawia, że się uśmiecham i jestem dumna za każdym razem, gdy widzę ją w mojej szafie, jest czarna długa suknia, będąca częścią pokazu kolekcji Holzweiler na jesień–zimę 2016.
Zimą 2018 roku otrzymałam zaszczytne zaproszenie na kolację do Pałacu Królewskiego w Oslo. Na tę okazję wybrałam właśnie tę suknię. Kolacja w towarzystwie norweskiej rodziny królewskiej, księcia Williama, księżnej Kate oraz pozostałych gości była niezwykle surrealistycznym doświadczeniem. A jedną z najlepszych rzeczy był zakaz używania telefonów. Dzięki temu wszyscy byliśmy obecni na kolacji w stu procentach. W świecie, w którym dokumentujemy na zdjęciach każdą chwilę, wieczór bez zdjęć, kamer czy mediów społecznościowych był pięknym doświadczeniem. Ta sukienka przypomina mi o tych wspaniałych chwilach.
Jakich kosmetyków używasz do pielęgnacji i makijażu?
Podstawą mojej codziennej pielęgnacyjnej rutyny jest oczyszczanie i nawilżanie skóry. Poza tym dobra maseczka na twarz, krem z filtrem przeciwsłonecznym stosowany przez cały rok i jak najbardziej naturalne produkty kosmetyczne. Trzymam się z daleka od wszelkiego rodzaju zabiegów iniekcyjnych. Czuję się częścią ruchu kobiet starzejących się naturalnie. Nie wiem, czy on już działa, ale dobrze, gdyby zaczął. Zmarszczki są o wiele piękniejsze niż twarz pozbawiona mimiki.
Jaki masz przepis na zdrowy tryb życia?
Uważam, że we wszystkim, co robimy, kluczowa jest równowaga. Uwielbiam wszelkie nowinki związane ze zdrowym stylem życia, kocham jeść warzywa i czuję się o wiele lepiej, kiedy zdrowo jem, ćwiczę i medytuję. Ale czasami potrzebuję tylko pizzy i dużego kawałka czekolady.
Przez ostatnie cztery lata codziennie medytowałam i dzięki temu naprawdę nauczyłam się, jak ważne jest, by raz, dwa razy dziennie po prostu „wylogować się” – ćwiczyć oddech i zrelaksować się. Jestem bardzo podatna na stres, więc musiałem znaleźć sposób, jak go złagodzić. Uwielbiam także ashtanga jogę. Teraz jestem w ciąży z trzecim dzieckiem, więc ostatnio nie ćwiczyłam zbyt wiele. Ale już nie mogę się doczekać powrotu na matę.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.