Nowy film Agnieszki Holland to studium osobowości wewnętrznie skonfliktowanego legendarnego czeskiego uzdrowiciela. A także słodko-gorzka love story tytułowego szarlatana Jana Mikoláška i jego asystenta. Pokazany premierowo na festiwalu w Berlinie film oznacza powrót reżyserki do świetnej formy.
„Nasza przyjaciółka. Przyjaciółka Berlinale” – tak na premierze „Szarlatana” przedstawił Agnieszkę Holland nowy dyrektor artystyczny festiwalu, Carl Chatrian. To nie były czcze pochlebstwa. Trzy ostatnie filmy polskiej reżyserki miały premierę właśnie na berlińskim festiwalu. Dziwić może, że jej najnowsze dzieło pokazano poza konkursem. Ten prosty, ale bazujący na świetnym scenariuszu i obsadzie dramat biograficzny błyszczałby na tle wyjątkowo wielu miernych produkcji walczących w tym roku o Złotego Niedźwiedzia. Ale może to i dobrze, że Holland nie uczestniczyła w tej artystycznej sztafecie? Poprzeczka w tym roku była postawiona wyjątkowo nisko. Poza tym być może reżyserka nie musi już nikomu niczego udowadniać?
Tytuł jest zwodniczy. Główny bohater, Jan Mikolášek, grany przez jednego z najpopularniejszych czeskich aktorów, Ivana Trojana, nie jest oszustem ani nawet uzdrowicielem korzystającym z tajemniczych supermocy. Ten legendarny czeski zielarz potrafił ocenić stan zdrowia pacjentów na podstawie badania moczu. Był w swoim fachu wybitnym specjalistą, posiadającym fenomenalny dar obserwacji. Przed jego domem codziennie ustawiały się długie kolejki. Wśród jego pacjentów byli angielski król Jerzy VI i prezydent komunistycznej Czechosłowacji, Antonin Zapotocki.
W przeciwieństwie do krystalicznie czystego moralnie bohatera jej poprzedniego filmu „Mr. Jones”, Garetha Jonesa, Mikolášek jest bohaterem niejednoznacznym, złożonym, niekiedy wręcz niegodziwym. – Zafascynował mnie jako ktoś, kto jest wewnętrznie skonfliktowany. Pomagał wielu ludziom, ale zarazem był niesamowicie dumnym człowiekiem, miał wielkie ego. Wierzył narcystycznie, że jego dar czyni go kimś wyjątkowym – powiedziała Agnieszka Holland podczas spotkania z małą grupą zagranicznych dziennikarzy na Berlinale. – Uważał, że jego misja jest tak ważna, że miał prawo zapomnieć o innych wartościach. Stąd wziął się jego konformizm – dodała reżyserka, mając na myśli lata jego beztroskiej kolaboracji w czasach faszystowskiej inwazji na Czechosłowację. Gorzej układało mu się z władzą komunistyczną. Kłuł w oczy jego majątek, jakiego dorobił się na sprzedaży własnych mieszanek ziół.
„Szarlatan” na szczęście opowiada nie tylko o wyzwaniach, które opresyjny aparat państwa stawia nietuzinkowym jednostkom takim jak Mikolášek. Holland opowiada bowiem także słodko-gorzką love story między nim i jego przystojnym asystentem, Františkiem (słowacki aktor Juraj Loj). – Mikolášek na zewnątrz deklarował swoje przywiązanie do wiary katolickiej i tradycji, ale nie umiał zaakceptować swojej homoseksualności. Gdy rozmawiałam z Ivanem o jego roli, mówiłam mu o przykładzie Kevina Spacey’ego, który nie umiał w otwarty sposób żyć w zgodzie z własną seksualnością. Za ten brak niezgody i zaprzeczenie zapłacił wysoką cenę. Myślę, że Mikolášek również ją zapłacił – mówi reżyserka. Dodaje, że odważna rola była wyzwaniem dla Ivana Trojana. Zanim zgodził się zagrać w filmie, odbył długą rozmowę z żoną. Na planie pomógł mu Loj, reprezentujący młodsze pokolenie i bardziej otwarty na rolę homoseksualnego kochanka.
„Szarlatan”, w przeciwieństwie do wielu innych filmów Holland, nie jest w oczywisty sposób polityczny. Trudno jednak nie odbierać go tak w kraju, w którym homofobia stała się narzędziem politycznej walki. – Homofobia zastąpiła w Polsce antysemityzm. Władze chcą nas przekonać, że osoby homoseksualne rzekomo zagrażają tradycyjnej rodzinie i dzieciom. Homoseksualizm łączy się z pedofilią. W tej zapiekłej i okrutnej walce przeciwko prawom osób homoseksualnych uczestniczy w Polsce Kościół katolicki, co jest absurdem, biorąc pod uwagę, że nawet 50 procent duchownych może mieć homoseksualną orientację. A to oznacza, że wielu z nich żyje w takim samym zaprzeczeniu i hipokryzji jak mój bohater – mówi Holland.
„Szarlatana” nakręciła w Czechach. Zapytana o pracę w tym kraju, uśmiecha się od ucha do ucha: – Studiowałam w Czechach. Kocham tam pracować, bo to dla mnie drugi, a czasami pierwszy dom. Studiowałam tam. To był dla mnie czas wielu inicjacji: artystycznej, erotycznej, obywatelskiej. Brałam udział w strajkach studenckich w 1968 [podczas Praskiej Wiosny – przyp. red.]. Mam tam wciąż wielu przyjaciół. Uważam, że Praga jest najpiękniejszym miastem na świecie. To także moje wymarzone miejsce do zdjęć. Uwielbiam czeskie ekipy filmowe, które łączą amerykański poziom produkcji ze słowiańską fantazją.
Tej fantazji nie widać tak bardzo na ekranie. „Szarlatan” jest filmem nakręconym bez wizualnych i narracyjnych fajerwerków. To raczej prosto opowiedziana historia, momentami w telewizyjnym stylu koturnowa, ale nadrabiająca scenariuszem, w którym jest miejsce na finezję. Najwięcej subtelności udało się reżyserce zawrzeć w scenach ilustrujących relację mężczyzn, a także dwoistą naturę Mikoláška, który pomógł wielu ludziom, ale trudno nazwać go dobrym człowiekiem. Kibicujemy mu, chociaż nie sposób zaakceptować jego skłonność do okrucieństwa. Reżyserka daje kilka wskazówek pozwalających zrozumieć, skąd wzięły się jego zasadniczość i egoizm.
Zadziwiająca jest pracowitość Agnieszki Holland. Kręci film za filmem, serial za serialem, a przy tym znajduje czas na aktywność polityczno-obywatelską. Pracuje szybko, intensywnie, nie zwalnia. Ma trzy pomysły na kolejne filmy, ale jeszcze nie wie, który wyreżyseruje w pierwszej kolejności. Jeden z nich chciałaby zrealizować według oryginalnego scenariusza Olgi Tokarczuk. Pisarka i reżyserka się przyjaźnią. Holland towarzyszyła Tokarczuk w Sztokholmie, gdy odbierała Nobla. Obie charakteryzują prostolinijność, otwartość i polityczność. – Konserwatywne rządy obawiają się emancypacji osób LGBT, które stanowią od 3 do 5 procent społeczeństwa, ale ich prawdziwym wrogiem nie są homoseksualiści, tylko kobiety – śmieje się reżyserka. – Emancypacja kobiet zmienia wszystko, w tym status mężczyzn, którzy na wielu polach muszą rywalizować z kobietami jak równy z równym. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Świat zmienia się bardzo szybko, kierunek tych zmian wygląda groźnie, ale niewykluczone, że wydarzy się coś, co ten kierunek gwałtownie zmieni – dodaje.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.