Michał Żytniak – malarz i muzyk – tworzy intuicyjnie, spontanicznie, szybko. Na profilu na Instagramie uwiecznia codzienne życie, spotkania z odbiorcami swoich obrazów i kulisy pracy.
Kiedy i w jakich okolicznościach zająłeś się sztuką?
Rysowałem od zawsze – po dłoniach, zeszytach, książkach, ławkach, ścianach, ale tak na serio to dopiero w 2015 roku poszedłem na grafikę warsztatową. Tam był przedmiot: malarstwo sztalugowe. Ze studiów zrezygnowałem po miesiącu, ale malowanie po płótnach spodobało mi się na tyle, że zostało
Co malujesz?
Ludzi w różnych dziwnych sytuacjach życiowych. Opowiadam historie. Pokazuję życie w mieście, a czasem jakiś ładny widoczek, typu basen czy kort.
Jak wygląda twój tryb pracy?
Zbieram pomysły, zapisuję w notatniku albo w telefonie, robię screeny, chodzę, szukam starych albumów w antykwariatach.
Czasem kiedy mam jakiś pomysł i akurat mogę, to siadam od razu i maluję. Pracownię mam w domu.
Maluję szybko i intuicyjnie. Nie zastanawiam się za dużo wcześniej nad kolorystyką, rzadko robię szkice.
Jak łączysz malarstwo z muzyką?
Tematyka w obu przypadkach jest podobna. Sposób tworzenia też – szybki, samoistny, bez specjalnych poprawek.
Czym się inspirujesz?
Lubię duże miasta, szczególnie Nowy Jork. graffiti, modele butów, filmy Woody'ego Allena, jakieś śmieszne historyjki z imprez, muzykę elekroniczną, biografie ciekawych ludzi.
Jak traktujesz Instagram?
To narzędzie pracy, bo stąd jest najwięcej klientów na obrazy. Facebooka nie mam od dawna, a strony za bardzo nie prowadzę.
Traktuję Instagram z dystansem, nie wczuwam się, nie mam jakiś specjalnie zrobionych zdjęć, czy filmów – raczej działam spontanicznie.
Co poradziłbyś młodym artystom?
Dajcie sobie spokój, nie róbcie mi konkurencji.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.