Outsiderzy, wyrzutki, dziwacy. Inność postanowili przekuć w atut, buntując się przeciwko wykluczającemu społeczeństwu. To opowieść o Charles’u Baudelairze, Oscarze Wildzie, Tamarze Łempickiej i innych, którzy z życia uczynili dzieło sztuki.
Spór o to, czym jest piękno, trwa nieprzerwanie od czasów antycznych. Definicji szukali filozofowie, granice przekraczali artyści poprzez swoją twórczość, powołując je do życia. Jedni szukali go w przyrodzie, inni w miastach, dla jednych jego źródłem były symetria i matematycznie doskonała perspektywa, dla innych – chaos i niedoskonałość otaczającego nas świata oraz nas samych.
Sztuka życia
Obok kanonicznych definicji piękna zawsze pojawiały się alternatywne, które często powstawały na marginesie życia społecznego. Jedną z nich zaproponował francuski poeta Charles Baudelaire, który sformułował postulat pięknego życia. Zgodnie z tą regułą piękna należało szukać w każdej, nawet najbardziej ulotnej chwili codzienności – we śnie, w pracy, w zabawie, w domu, na ulicy czy w knajpie, a przede wszystkim w samym sobie. „Piękno jest zawsze dziwne. Dziwność jest niezbędnym składnikiem piękna” – pisał autor „Kwiatów zła”. Postulował, by sam twórca, jego ciało, styl, sposób poruszania czy wysławiania się byli traktowani jako dzieło sztuki.
Nazywany enfant terrible XIX-wiecznego Paryża, żył według wyznaczonej przez siebie reguły. W biedzie, ledwie wiążąc koniec z końcem i tułając się od przytułku do przytułku, ale zawsze dbając, by prezentować się nienagannie. Zarobione pieniądze wydawał na najmodniejsze stroje, drogie perfumy i wyszukane dania. Dużą wagę przykładał nawet do gestykulacji i wymowy.
Znało go całe miasto, ale oczywiście nie mógł utrzymać się z poezji. Również dlatego, że tomik wywołał skandal i został poddany cenzurze, a jemu wytoczono proces o demoralizację. Po przegranej sprawie popadł w uzależnienia, podupadł na zdrowiu. Zmarł w 1867 roku, w wieku 46 lat.
Jego twórczość została odkryta i doceniona wiele lat później. On sam zaś stał się symbolem i patronem XIX- i XX-wiecznej bohemy, która kontynuowała i rozwijała jego postulat pięknego życia.
Bohema: Rodzina zastępcza
„Cierpię na samotność” – pisał Baudelaire w listach do matki. Choć do grona jego fanów należeli najważniejsi artyści tamtych czasów, jak Gustave Flaubert i Eugène Delacroix, on sam pozostał na marginesie świata sztuki.
Niedługo po śmierci poety do Paryża przyjechał Arthur Rimbaud. Niespełna 16-letni chłopak uciekł z domu, by zasmakować życia w stolicy. Już wtedy blady i szczupły, o niespokojnym, bystrym spojrzeniu był nazywany cudownym dzieckiem, uchodził za obiecującego poetę. Zupełnie sam, bez grosza przy duszy, ale z jasnym celem wyruszył na podbój miasta.
Szybko przekonał się jednak, że rządzona przez bogatych mieszczan i zamożnych przemysłowców metropolia za nic ma jego artystyczne ambicje. Z braku pomysłu został stałym bywalcem kawiarni i zajazdów, w których dni upływały mu na piciu i pisaniu listów do znanych poetów. Jedynym, który odpisał na jego wiadomość, był Paul Verlaine. Młodzi poeci pisali do siebie niemal codziennie, aż się spotkali. Wzajemna fascynacja przerodziła się w uczucie, a Rimbaud i Verlaine stali się jedną z najbardziej rozpoznawalnych par w Paryżu.
Do ekstrawaganckiego duetu zaczęli przyłączać się kolejni artyści i artystki. Słynęli z krzykliwych kreacji, głośnych imprez i skandali, które wywoływali, gdziekolwiek się pojawili. Miejskich nomadów nazywano bohème, nawiązując w ten sposób do wędrownego trybu życia mniejszości romskiej. Bohema stała się zastępczą rodziną dla tych, dla których nie przewidziano miejsca w społeczeństwie – kobiet, osób LGBT, imigrantów, ludzi koloru i nędzarzy. Nie mogąc do niego należeć, tworzyli własne mikrospołeczności. Najważniejszymi przedstawicielami bohemy byli, obok Rimbauda i Verlaine’a, m.in. Amedeo Modigliani, Aimée Crocker czy Henri de Toulouse-Lautrec.
Pochodzili z różnych światów, ale łączyły ich miłość do sztuki, potrzeba wolności i chęć bycia sobą. Jak pisał Albert Parry, znany badacz europejskiej bohemy, pierwszą i naczelną regułą cyganerii było „oddanie czy wręcz uzależnienie od jednej z siedmiu sztuk. Drugą było ubóstwo”. Gdy brakowało im pieniędzy, by kupić nowe płótno, farby czy pióra, dziełem sztuki stawało się codzienne życie. Odrzucani za swoją inność przekuwali ją w swój największy atut. Ich styl życia szybko zyskał rozgłos i Paryż musiał w końcu uznać ich istnienie. Choć wielu z nich nie doczekało szczęśliwego zakończenia (Rimbaud zmarł w wieku 37 lat, a jego twórczość odkryto na nowo dopiero po jego śmierci), to ich biografie na stałe wpisały się w historię sztuki.
Warszawa, Kraków, Zakopane
Stolicą europejskiej bohemy był Paryż, ale na przełomie XIX i XX wieku we wszystkich ważniejszych miastach artyści skupiali się w mniej lub bardziej formalne grupy. Na ziemiach polskich m.in. w Warszawie, Krakowie i Zakopanem. Najważniejszą postacią polskiej bohemy przez lata pozostawał Stanisław Przybyszewski. Pisarz, poeta i dramaturg uchodzi za założyciela krakowskiej cyganerii, którą wzorował na tych znanych mu z Berlina. Tam studiował, ale rzucił medycynę, by poświęcić się pisaniu. Jego talent docenili niemieccy awangardziści. Wśród nich była Dagny Juel, norweska pianistka, która wprowadziła go do berlińskiej bohemy.
Po powrocie do kraju pisarz zamieszkał w Krakowie, gdzie skupił wokół siebie najważniejszych polskich artystów. Ich hasłem stała się „sztuka dla sztuki”. W gronie bohemy obowiązywała równość wszystkich, artyści opowiadali się również za swobodą obyczajów, prawami kobiet i mniejszości, a także rozdzieleniem państwa i Kościoła.
Tworzyli i skandalizowali, stając się pierwszymi polskimi celebrytami, o których romansach, waśniach, wzlotach i upadkach rozpisywała się prasa. Przybyszewski nie zagrzał tu długo miejsca, bywał w Gdańsku, Toruniu, Warszawie i, oczywiście, Zakopanem.
To właśnie Zakopane było najważniejszych miastem dla drugiego ważnego przedstawiciela polskiej bohemy, czyli Witkacego. Po wojennej tułaczce, która rozpoczęła się na Nowej Gwinei, a skończyła w Petersburgu, pisarz, malarz i dramaturg wrócił do Polski, gdzie większość czasu spędzał w Tatrach. Znalazł się w centrum ekscentrycznej śmietanki artystycznej, do której należeli, m.in. Irena Solska, Stanisław i Kazimiera Alberti, a później również Zofia Nałkowska i Bruno Schulz. Oni również manifestowali swój artyzm poprzez ubiór, rozrywki czy używki, od których nie stronili, a także spotykali się ze społecznym potępieniem. Tym, co różniło artystów od innych cyganerii, był ich majątek – Witkacy do końca żył dostatnio. Zawrotne tempo życia, depresja i wybuch II wojny światowej popchnęły go jednak do samobójstwa. Do dziś uchodzi on jednak za jedną z najciekawszych postaci rodzimej sztuki.
Dandys i dandyska
„Ludzie dzielą się na trzy grupy: tych, którzy pracują, tych, którzy myślą, i tych, którzy nie robią nic, poświęcając się eleganckiemu życiu” – pisał Balzac. Francuski powieściopisarz opisał w ten sposób postaci, które pojawiły się na scenie artystycznej równolegle do bohemy. Choć zarówno dandysi, jak i członkowie cyganerii uosabiali postulat pięknego życia, to dandyzm był formą absolutnego indywidualizmu. Dla bohemy najważniejsza była wspólnota, tworzenie mikrospołeczności, natomiast dandysi w centrum swojego wszechświata stawiali siebie i swoje potrzeby. Ta skrajnie hedonistyczna postawa przejawiała się przede wszystkim w obsesyjnej dbałości o wizerunek – zarówno na poziomie ekstrawaganckich strojów i dodatków, jak również w zakresie społecznej opinii na temat artysty.
Jednym z najbardziej znanych dandysów w historii był Oscar Wilde. „Człowiek nie może być przesadnie ubrany ani wyedukowany” – mawiał naczelny narcyz. Zapytany o zawód odpowiadał: „Elegancja”. Od dziecka lubił się wyróżniać. Do szkolnego mundurka przypinał świeże kwiaty, a od czasu do czasu podkradał również biżuterię matki – szczególnie upodobał sobie jej pierścionki i naszyjnik z pereł. Choć początkowo koledzy wyśmiewali go, Wilde zaskarbił sobie ich sympatię ciętym humorem i pewnością siebie.
Talent i zamiłowanie do eleganckich strojów zapewniły mu również miejsce w brytyjskiej socjecie. Artysta uwielbiał skrojone na miarę garnitury i wymyślne krawaty, kolekcjonował buty i kapelusze. „Człowiek powinien nosić dzieła sztuki lub sam się nim stać” – powtarzał. Wizerunek zaskarbił mu wielu przyjaciół i fanów, jak również wrogów. Poecie wytoczono proces, oskarżając go o demoralizację i związki homoseksualne. Wilde’a skazano na dwa lata ciężkich prac. Po wyjściu z więzienia nigdy nie wrócił do zdrowia. Skazany na banicję, spędził ostatnie miesiące życia bez grosza przy duszy. Do końca jednak dbał o nienaganną fryzurę i strój.
Choć dandyzm kojarzony jest przede wszystkim z mężczyznami, to historia zna wiele przykładów ekstrawaganckich kobiet. Na miano naczelnej dandyski zasłużyła Tamara Łempicka. Nazywana Baronową z pędzlem, polska malarka uchodziła za jedną z najciekawszych postaci w świecie międzywojennej sztuki. Dorastała otoczona sztuką, a pierwsze portrety malowała, mając 10 lat. Już wtedy wiedziała, że zostanie artystką. W poszukiwaniu inspiracji zwiedziła pół Europy. Wszędzie, gdzie się pojawiała, wcielała się w inną rolę, opowiadając wymyślne historie o swoim szlacheckim rodowodzie, znajomościach z największymi artystami czy osiągnięciach. Pewna siebie, charyzmatyczna, o nietypowej urodzie. Jej znakiem rozpoznawczym stały się upinane w najróżniejsze kombinacje loki, wyrazisty makijaż i obowiązkowy papieros w dłoni – Łempicka kochała być w centrum uwagi.
Jej wypełnione luksusami życie przerwały I wojna światowa i wybuch rewolucji październikowej. Łempicka razem z mężem musieli szukać azylu w Londynie. Narodziny córki zmusiły ją do sprzedaży części obrazów. Artystka wiedziała, że uda jej się to tylko, gdy zdobędzie uznanie londyńskiej, a później paryskiej śmietanki towarzyskiej. Nie omijała więc żadnego balu, a na każde przyjęcie starannie dobierała kreacje (które zwykle kupowała na kredyt) – szczególnie upodobała sobie długie czarne suknie z obowiązkowym kapeluszem oraz męskie garnitury. „Nawet gdy nie masz pieniędzy, ubieraj się jak królowa” – mawiała. Mówił o niej cały Paryż, bo poza tym, że dobrze się ubierała, to źle zachowywała – bywała bohaterką i inicjatorką licznych skandali.
Jej sława dotarła za ocean, gdzie Łempicka (w tym czasie przedstawiała się już jako Tamara de Lempicka, przekonując, że jest urodzoną arystokratką) odnosiła kolejne sukcesy. Jej portrety w stylu art déco sprzedawały się tam za rekordowe sumy, a ona sama została bywalczynią najważniejszych salonów. Pytana o klucz do sukcesu, odpowiadała: „Oryginalność. Nigdy nie kopiuję”.
W Stanach Zjednoczonych zastał ją kryzys – artystka została bez środków do życia. Jednak stanęła na nogi – sprzedała cały dobytek po zmarłym mężu i zorganizowała wystawy w kilku ważnych galeriach w USA i w Europie. Na liście gości znaleźli się, m.in. Salvador Dali, Georgia O’Keeffe i Willem de Kooning. Wystawy okazały się sukcesem, a za zebrane pieniądze artystka kupiła posiadłość w Meksyku, gdzie mieszkała do śmierci. Ekscentryczna artystka i świadoma skandalistka na stałe zapisała się na kartach historii sztuki.
Awangardziści, hipisi, hipsterzy
Odrzucanie zasad społecznych, sprzeciw wobec wykluczeniu, otwarta manifestacja swojej tożsamości, propagowanie wolności ekspresji, równości i swobody obyczajów oraz niezapomniane kreacje – XIX- i XX-wieczne cyganerie i dandysi do dziś inspirują artystów oraz całe ruchy społeczne. Ich fascynującym historiom poświęcono powieści, sztuki teatralne i filmy.
Mianem bohemy do dziś mianuje się (lub mianują się same) ruchy awangardowe i kontrkulturowe, które czerpią z dorobku artystów. Cyganerią nazywano zarówno międzywojennych futurystów, komuny hipisowskie, twórców kultury ballroomów, jak i współczesnych hipsterów, e-girls/e-boys oraz inne niszowe subkultury. Wśród współczesnych dandysów i dandysek można by wskazać takie osobowości jak Andy Warhol, Salvador Dali, Bianca Jagger, André 3000, Janelle Monáe, czy Harry Styles.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.