Brak szacunku zachęca do braku szacunku, przemoc wywołuje przemoc – słyszę ciągle w głowie słowa Meryl Streep, a wraz z nimi także słowa prezydenta Adamowicza, który odnosząc się do nienawistnych komentarzy związanych ze swoim udziałem w gdańskiej Paradzie Równości powiedział: Ten jest zepsuty, który odnosi się do drugiego z wrogością, trzyma rękę wyciągniętą w nienawiści.
Było to niemal równo dwa lata temu, kiedy odbierała kolejną ze swoich niezliczonych nagród. Tym razem nie za konkretną rolę, ale za życiowe osiągnięcia – za to bowiem przyznaje się na gali Złotych Globów Cecil B. DeMille Award. Mało kto osiągnął w aktorstwie tyle, co ona. A może nawet nikt. Nagroda była więc jak najbardziej zasłużona. Ale nie o najnowsze trofeum poszło, zupełnie nie, tylko o jej wspaniałą przemowę, o której następnego dnia dyskutowała cała Ameryka. Meryl Streep postanowiła bowiem – nie po raz pierwszy i zapewne też nie ostatni – na poruszenie tematu niepokojącego w jej kraju zjawiska. Zjawiska zwanego agresją, rozprzestrzeniającego się dzisiaj nie tylko po Stanach Zjednoczonych, ale po niemal wszystkich zachodnich demokracjach niczym śmiercionośna niegdyś dżuma.
W swojej genialnej przemowie, Streep wróciła do szeroko opisywanego wówczas w prasie incydentu, kiedy podczas jeden z konferencji prasowych Donald Trump zaczął przedrzeźniać, ku uciesze swoich zwolenników, Serge’a Kovaleskiego, niepełnosprawnego reportera „New York Timesa”. Ten instynkt by upokorzyć – idący z samej góry – jest potem filtrowany w dół i daje przyzwolenie na robienie tego samego innym. Brak szacunku zachęca do braku szacunku, przemoc wywołuje przemocy. I kiedy wpływowi ludzie używają swojej pozycji do jej stosowania, wszyscy na tym tracimy – mówiła aktorka, wywołując owację filmowych tuzów zgromadzonych w Beverly Hilton w Los Angeles.
To niezwykle mądre i poruszające wystąpienie wróciło do mojej głowy wczoraj, kiedy tak, jak cała Polska czekałam na wieści z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie trafił poważnie (jak się niebawem okazało – śmiertelnie) ranny prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Chwilę wcześniej mówił rozradowany ze sceny na Targu Węglowym: Gdańsk jest szczodry! Gdańsk dzieli się dobrem! Gdańsk chce być miastem solidarności! Za to wszystko wam serdecznie dziękuję, bo na ulicach, placach Gdańska wrzucaliście pieniądze, byliście wolontariuszami. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani! Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie! Dziękuję wam! Zaraz potem zamachowiec wbił mu w serce nóż. Zrobił to podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, kiedy miliony Polek i Polaków cieszyły się z kolejnej rekordowej sumy pieniądzy uzbieranej na pomoc tym, którzy jej potrzebują. Nie ma słów.
Brak szacunku zachęca do braku szacunku, przemoc wywołuje przemoc – słyszę ciągle w głowie wypowiedziane z emfazą słowa Meryl Streep, a wraz z nimi także słowa prezydenta Adamowicza, którzy odnosząc się do nienawistnych komentarzy związanych ze swoim udziałem w gdańskiej Paradzie Równości powiedział: Ten jest zboczony, który sieje nienawiść. Ten jest zepsuty, który odnosi się do drugiego z wrogością, trzyma rękę wyciągniętą w nienawiści, chce rzucić kamieniem, chce potraktować go pałką. Ten, który mówi złe słowa, złą energię wysyła do drugiego człowieka. Ten jest, przepraszam, zboczony. Jakże współgrają ze sobą przesłania hollywoodzkiej gwiazdy i polskiego samorządowca, nieprawdaż?
Myślałem, nie mogąc zasnąć, że wszyscy daliśmy się wciągnąć w pułapkę stosujących nieustannie przemoc agresorów, że nie umiemy odpowiadać na ten ciągły łomot inaczej niż łomotem, że jak ktoś nas opluwa, do głowy przychodzi nam już tylko plunięcie z jeszcze większą siłą. I tak nakręcamy tę spiralę przemocy, która – czy komuś to trzeba tłumaczyć? – kończy się zawsze tam samo. Niemal sto lat temu skończyła się zastrzeleniem prezydenta Gabriela Narutowicza, a kilka dni temu – prezydenta Pawła Adamowicza. Zmieniają się tylko uwarunkowania społeczno-historyczne, ale mechanizmy są identyczne. Każdy czytający „Gotowych na przemoc” Pawła Brykczyńskiego zrozumie to po kilku stronach lektury.
Tragiczna śmierć Pawła Adamowicza stała się też ostatecznym powodem rezygnacji Jurka Owsiaka z kierowania jednym z największych fenomenów III Rzeczpospolitej, jaką jest bez wątpienia Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Człowiek, który dzięki swojej charyzmie zebrał w ciągu niemal trzydziestu lat miliard złotych na doposażanie polskich szpitali w najnowocześniejszy sprzęt, został w stulecie niepodległości Polski totalnie zaszczuty. Skierowana przeciw niemu kampania nienawiści jest być może największą aberracją współczesnej Polski i hańbą niemożliwą to wytłumaczenia dla kogoś spoza naszego kraju. Bo niby jak? Jak można komuś wytłumaczyć to, że tak pozytywny człowiek jak Owsiak, angażujący kolejne pokolenia Polek i Polaków w wielką akcję pomocy drugiemu człowiekowi, której symbolem jest serce, niszczony jest każdego niemal dnia? No jak?
W nowy rok i w nasze kolejne polskie stulecie weszliśmy w najgorszy z możliwych sposobów, ale w jakże – piszę to ze smutkiem – dla nas charakterystyczny. Legendarna, bezinteresowna polska zawiść, okraszona idącą z samej góry nienawiścią, okazała się śmiercionośną mieszanką. I już naprawdę tylko od nas zależy, czy chcemy się w niej taplać, czy pluć chcemy, obrażać i niszczyć, czy walić chcemy coraz mocniej na oślep i w rynsztoku brodzić? Agresorzy, to pewne, nie przestaną, ale my możemy przynajmniej spróbować przestać się dawać w tę narrację wciągać, bo jak mówiła dwa lata temu Meryl Streep „wszyscy na tym tracimy”. I jak mówił dwa dni temu Paweł Adamowicz: „ten jest zboczony, który sieje nienawiść”. Może czas wziąć te słowa do serca? Serca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która ma grać do końca świata i jeden dzień dłużej. Z Jurkiem Owsiakiem ma grać.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.