Wiosenny rytuał botanicznej pielęgnacji włosów
Porównanie dbania o włosy do opieki nad roślinami pozostanie najbardziej inspirującą metaforą, a jednocześnie najlepszym sposobem na wyjaśnienie, dlaczego z myślą o dobrej kondycji pasm warto zacząć od podstaw – skóry głowy. Pomaga w tym bliższe spotkanie z naturą, nawet jeśli ogranicza się tylko (a może aż?) do formuł kosmetyków. Zainspirowana botanicznym dziedzictwem Yves Rocher komponuję rytuał pielęgnacyjny do codziennego dbania o włosy i skórę głowy.
Pora, w której kwitnące pola na zachodzie Francji zachwycają feerią kolorów ciągnącą się aż po horyzont, to najlepszy moment, by zmienić swój codzienny rytuał pielęgnacji włosów na bardziej wiosenny i bliższy naturze. Inspiracja uprawami Bretanii nie jest tu przypadkowa – to z etycznych upraw położonych w La Gacilly, na 60 hektarach własnych pól respektujących bioróżnorodność, pochodzą roślinne składniki wykorzystywane w produktach marki Yves Rocher. Wyobrażając sobie podróż w tamte rejony, testuję kosmetyki do włosów, które wybrałam z portfolio marki według swoich potrzeb.
Krok 1.: Oczyszczająca maska peelingująca przed myciem włosów 2w1 z algami bio
O tym, by pierwszym etapem mycia włosów nie było sięgnięcie po szampon, od kilku miesięcy mówią wszystkie włosomaniaczki, polecając metodę OMO, produkty typu pre-szampon czy detoksykujące peelingi. Ponieważ moja skóra głowy mocno się przetłuszcza (a końce włosów pozostają suche – efekt dawnego rozjaśniania i naturalnych włosów u nasady), sięgam po hybrydę maski z peelingiem. Morskie „błotko” na bazie alg od Yves Rocher nałożone na suchą skórę głowy przyjemnie chłodzi i daje wrażenie ukojenia. Po kilku minutach wykonuję masaż skalpu i doceniam, jak delikatnie peelingują go naturalne drobinki kosmetyku. Z ulgą stwierdzam, że skóra nie jest podrażniona tarciem, co niejednokrotnie zdarzało mi się przy innych peelingach mechanicznych o silnych detoksykujących formułach. Mam też wrażenie, że maska wyciąga ze skóry pozostałości po silnym produkcie do stylizacji (dzień wcześniej wygładziłam włosy żelem, robiąc modny sleek bun na wieczorową okazję), więc gdy ją spłukuję, czuję przyjemną czystość i odświeżenie głowy.
Krok 2.: Szampon odbudowujący z olejkiem jojoba bio
Do właściwego oczyszczania wybieram szampon odbudowujący Yves Rocher, bo liczę na delikatne działanie, a po porządnym oczyszczeniu na wcześniejszym etapie nie boję się, że zbyt odżywcza formuła nie rozpuści zanieczyszczeń, sebum czy pozostałości po kosmetykach. Jestem fanką przezroczystych konsystencji, więc do kremowych podchodzę sceptycznie – nie lubię gęstych szamponów. Na szczęście ten od Yves Rocher do nich nie należy – ma konsystencję mleczka do demakijażu o perłowej, świetlistej poświacie. Czy to zasługa „złota pustyni”, jak mówi się o cennym składniku odżywczym pozyskiwanym z krzewu jojoba, czyli wosku przerobionym na olejek i umieszczonym w produkcie? Tak to sobie wyobrażam. Tymczasem szampon bardzo delikatnie myje, świetnie się spłukuje i jest bardzo wydajny. A do tego obłędnie pachnie.
Krok 3.: Odżywka do włosów odbudowująca z olejkiem jojoba bio
Największe nadzieje pokładam w odżywce, która chwilę dłużej (ale nie za długo) pozostając na moich włosach, ma szansę zadziałać na nie odżywczo. 60 sekund – dokładnie tyle czasu jestem w stanie poświęcić codziennie rano na regeneracyjne działanie produktów do włosów (zazdroszczę wszystkim, którzy mają go więcej). To idealny moment, by pochylić się (dosłownie, bo włosy myję zawsze z głową w dół) nad etykietą kosmetyku. Odżywka Yves Rocher zachwyca składem, w którym ponad 98 proc. komponentów pochodzi z natury. W tym olejek jojoba, który potrafi wniknąć we włókno włosa i naprawić jego strukturę, odżywić i nawilżyć. Zawiera też niezbędne dla włosów witaminy (A, E, F i z grupy B), kwasy tłuszczowe oraz cenne minerały, m.in. miedź, cynk, selen i chrom. Plusem odżywki (jak i wszystkich produktów francuskiej marki) jest też całkowicie biodegradowalne opakowanie. Co ciekawe odżywka jest trochę tępa w dotyku i wydaje mi się, że matowi włosy. Tymczasem już podczas spłukiwania robią się one supergładkie i lśniące. Podoba mi się ten efekt.
Krok 4. Płukanka z octem malinowym przywracająca blask
Zanim zakończę etap „na mokro”, decyduję się na jeszcze jeden produkt, który choć pełni funkcję pielęgnacyjną, daje piękny wizualnie efekt. Przy okazji poddaję się modzie na ocet – trend w wellbeingu – w wersji malinowej płukanki do włosów. To zmysłowa podróż do pełni lata, która rozpoczyna się już po odkręceniu nakrętki – wszystko za sprawą rozchodzącego się po łazience zapachu owoców. Płukanka octowa, którą polewam pasma włosów, ma zadziałać jak woda lameralna – wygładzić i nabłyszczyć pasma, a do tego przywrócić im odpowiednie pH. Tak też się dzieje.
Krok 5. Wzmacniające serum termoochronne przeciw łamaniu się włosów z olejkiem jojoba bio
Po odsączeniu włosów – tak jak polecają to robić włosomaniaczki: za pomocą delikatnego ręcznika z mikrofibry – zauważam, że w zasadzie nie muszę ich rozczesywać. Przyznaję, że moje włosy są z natury proste i nie mają skłonności do plątania, ale dzięki wszystkim poprzednim krokom w zasadzie rozdzielają się same. Oczywiście pomagam im grzebieniem o szeroko rozstawionych ząbkach i przygotowuję okrągłą szczotkę. Przed suszeniem sięgam jednak po jeszcze jeden kosmetyk – odżywczy fluid Yves Rocher, który ochroni pasma przed działaniem wysokiej temperatury nawet do 230°C. Jego kremowa konsystencja sprawia, że nie mam potrzeby używania oddzielnego serum na rozdwojone końcówki. Suszę włosy, a następnie śmiało nakręcam na lokówkę.
Krok 6. Suchy szampon oczyszczający z algami bio
Trik z suchym szamponem stosowanym od razu po umyciu, czyli na czystych, a nie brudnych włosach, podejrzałam u mojego fryzjera, który to właśnie ten produkt wybiera do wykończenia stylizacji, a nie np. lakier do włosów. W ten sposób odbija je od nasady, co świetnie sprawdza się zwłaszcza w przypadku, gdy zrobię sobie na długości modne fale. Fryzura zachowuje wtedy równowagę, bo włosy nie są przyklepane u nasady. Do tego fryzura jest dłużej świeża. Wiem, że to kosmetyk, który budzi kontrowersje, jednak to kwestia składu – ten z talkiem można wyrzucić do kosza (a najlepiej nie kupować). Natomiast suchy szampon od Yves Rocher z algami z Bretanii do absorbcji sebum wykorzystuje puder pochodzenia naturalnego – skrobię ryżową. Dzięki temu jest też niezwykle lekki i najważniejsze – nie zostawia białego osadu. Nie drażni też zbyt intensywnym zapachem. To produkt, który zostanie ze mną na dłużej.
Mimo że użyłam aż sześciu produktów do włosów, dzięki ich kompatybilnym składom (choć kosmetyki pochodziły z różnych linii Yves Rocher!) udało mi się zbudować odżywienie, a nie dociążyć włosy jedną bogatą formułą. Kosmyki nabrały też fajnej objętości, ale nie miękkiej od spuszenia, tylko jakby od wypełnienia od wewnątrz. Miały odpowiedni ciężar i bardzo dobrze się stylizowały. Komu poleciłabym produkty francuskiej marki? Wszystkim, którzy nie polubili się do tej pory ze składami bliskimi naturze. To dobre produkty rekrutujące, bo zachowują odpowiedni balans między tym, za co kochamy kosmetyki konwencjonalne, a tym, co może dać nam natura. Idealne rozpoczęcie wiosny i zapowiedź zbliżającego się lata.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.