Znaleziono 0 artykułów
18.01.2023

„The Last of Us”: Czas apokalipsy

18.01.2023
(Fot. materiały prasowe)

Twórca „Czarnobyla”, Craig Mazin, podjął się ekranizacji gry komputerowej „The Last of Us”. Powstała równie poruszająca, co przerażająca opowieść o życiu po końcu świata. Serial od dnia premiery bije rekordy popularności na HBO Max. 

Przyszłość dzieje się teraz. Akcja „The Last of Us” wcale nie rozgrywa się w dalekiej przyszłości. W czasoprzestrzeni serialu Craiga Mazina, adaptacji gry komputerowej Neila Druckmanna sprzed 10 lat, koniec świata nastąpił w 2003 r. Pasożytniczy grzyb, przed którym ostrzegali naukowcy, znalazł nowego gospodarza. Zainfekowani ludzie przeobrażają się w krwiożercze zombi. Dla nastoletniej Sarah (Nico Parker) dzień zero zaczął się dosyć zwyczajnie. Chciała zrobić dla ojca (Pedro Pascal) naleśniki na urodzinowe śniadanie. Po lekcjach poszła naprawić jego zegarek. Przed jego powrotem z pracy odwiedziła po sąsiedzku staruszkę. Dostrzegała, ale ignorowała sygnały ostrzegawcze – radiowe doniesienia o tym, że coś niepokojącego dzieje się w Dżakarcie, drżenie rąk koleżanki z klasy, helikoptery latające nad głowami. Doświadczeni pandemią Covid-19 zwrócilibyśmy uwagę na te detale. Wywołałyby w nas uważność, niepokój, nieufność. Gdy Joel i jego brat Tommy (Gabriel Luna) orientują się, że w ciągu kilku godzin wszystko się zmieniło, zaczynają uciekać. Ich desperackie ruchy obserwujemy z ich punktu widzenia, by poczuć się jak gracze „The Last of Us”. Zombi opanowały ulice, samoloty spadają, domy płoną. Nie ma ratunku. W 2003 r. życie się zatrzymało. A w każdym razie tak mogłoby się wydawać.

 

Ale serial Mazina przenosi nas 20 lat w przyszłość – do 2023 r. To nie nasza rzeczywistość. A może jednak? The Last of Us – niedobitki, ostatni ludzie, ci, którzy przeżyli (za jaką cenę?) – żyją w QZ, strefach kwarantanny kontrolowanych przez militarną dyktaturę FEDRY. Wśród nich ci, którzy nie znali świata sprzed zarazy, w tym szkolona na żołnierkę sierota Ellie (Bella Ramsey), buntownicy z rewolucyjnej organizacji Fireflies na czele z Marlene (Merle Dandridge) i Joel, który stracił wszystko. Ima się różnych prac – od przemytu do palenia zwłok. Chce przeżyć za wszelką cenę, choć z drugiej strony, właściwie nie ma po co żyć. Gdy spotka Ellie, dostanie nowy cel. Dziewczynka – prawdopodobnie pacjentka zero – może nosić w sobie lek, zbawienie. Ma szansę uratować ludzkość. Trzeba ją tylko przeszmuglować przez całe Stany Zjednoczone – z dawnego Bostonu na zachodnie wybrzeże. Ale poza murami QZ są nie tylko zainfekowani, lecz także handlarze niewolnikami, kaznodzieje, mordercy. Każdy z nich nosi w sobie tragedię, swoją własną opowieść o tym, jak przetrwał, czasem też nadzieję na inną przyszłość.

(Fot. materiały prasowe)

Wydawałoby się, że po 11 sezonach „The Walking Dead”, dziesiątkach innych seriali o zagładzie (choćby niedocenione i zapomniane „Jerycho” z 2006 r.) i kameralnej, subtelnej, niepokojącej „Stacji Jedenastej” z minionego roku trudno na nowo pokazać świat po końcu świata. Pamiętamy też kinowe przeboje z lat 90. z „Armageddonem” czy „2012” na czele.

Mazinowi, którego „Czarnobyl” z 2019 r. wypadało oglądać, się udało. Użył nowego, postironicznego języka, o którym mówiło się w kontekście „Diuny” Denisa Villeneuve’a. Długie ujęcia, wolne tempo, zaskakujący w przypadku dystopii realizm. „The Last of Us” łączy oczywiście konwencje horroru, serialu obyczajowego, analizy stosunków władzy, ale nie gra na jednej tonacji – nie jest kampowe, przerysowane, śmieszne. To prosta, a jednocześnie pogłębiona opowieść o relacjach międzyludzkich na tle zmieniającej się rzeczywistości. W nich leży nadzieja – nawet w jądrze ciemności ludzie budują więzi, chcą kochać, tworzą własne, małe, utopijne światy na przekór dystopii. 

(Fot. materiały prasowe)

Choć po naszej Ziemi nie chodzą jeszcze zombi, mierzymy się z wirusami, zbyt wolno reagujemy na kryzys klimatyczny (w pierwszej scenie naukowiec z lat 60. minionego wieku przestrzega, że grzyby zaczną ewoluować, gdy zrobi się cieplej, ale te złowróżbne informacje, tak jak odkrycia astronomów w filmie „Nie patrz w górę”, są puszczane mimo uszu), pozwalamy dyktatorom odbierać ludziom podstawowe prawa. Obserwujemy okrucieństwo, przemoc, wojny. 

Oglądając „The Last of Us”, zaczęłam się nerwowo rozglądać, czuć nieprzyjemny dreszcz na skórze, narastający niepokój. Jakby we mnie żył już pasożyt, jakbym przestawała być sobą, jakbym sama zaraz miała przeobrazić się w zombi. Serial jest zdecydowanie too close for comfort. Brutalnie wyrzuca nas poza nawias strefy komfortu, każąc zmierzyć się z tym, że nasz 2023 r. może wcale nie różni się tak bardzo od tego ekranowego.

Anna Konieczyńska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „The Last of Us”: Czas apokalipsy
Proszę czekać..
Zamknij