Timothée Chalamet o zmierzwionych lokach we francuskim stylu, pracy ze Scorsesem i roli ambasadora Bleu de Chanel
Subtelny, ale wyrazisty – mówi Timothée Chalamet o zapachu Bleu de Chanel, którego został ambasadorem. Film reklamowy z udziałem gwiazdora nakręcił w Nowym Jorku Martin Scorsese. Tylko nam aktor opowiada o młodzieńczych filmowych premierach, zakupach w Topshopie i groomerce odpowiedzialnej za jego zmierzwione loki.
Timothéego Chalameta dziennikarze rzadko pytają o rutynę pielęgnacyjną. Ale nie da się nie wspomnieć o jego fantastycznie zmierzwionych włosach. Gdy spotykamy się w dżdżysty wiosenny poranek w Nowym Jorku, siedzi rozparty wygodnie w miękkim skórzanym fotelu, ubrany cały na czarno – T-shirt Nike, spodnie w stylu workwear, sneakersy od Craiga Greena, a do tego delikatnie zmierzwione loki z przedziałkiem z boku, które w jego wizerunku zdecydowanie grają pierwsze skrzypce. – Tak naprawdę jesteś pierwszą osobą, która pyta o moje włosy. Jaki jest ich sekret? – powtarza, speszony przez to, jak zaczynam rozmowę. – Nie ma żadnego. Wyglądam tak, jak budzę się rano. Włosy mam po tacie – mówi aktor.
Jeśli Chalamet swoje niewymagające specjalnych zabiegów włosy zawdzięcza ojcu, Francuzowi, nosa do perfum ma po amerykańskiej babci. – Pamiętam, jak podarowała mojej siostrze Chanel No. 5 – wydaje mi się, że był to prezent urodzinowy – miała też małą torebkę Chanel – mówi o babci, która przez 95 lat mieszkała w tym samym bloku w Hell’s Kitchen, w którym Chalamet dorastał. – Była bardzo, bardzo elegancką damą w najlepszym tego słowa znaczeniu – elegancka subtelnie, a nie na pokaz.
Subtelny, ale wyrazisty zapach Bleu de Chanel
Bez wątpienia doceniłaby zapach, który wnuk ma dziś na sobie: Bleu de Chanel. – Jest subtelny, ale wyrazisty – mówi gwiazdor, unosząc nadgarstek do twarzy, by wciągnąć w nozdrza aromatyczne nuty drzewa sandałowego. – Nie zawsze używam perfum. To dla mnie sposób na podkreślenie wyjątkowych momentów.
Dziś po południu 27-letni aktor po raz pierwszy wystąpi oficjalnie jako nowa twarz męskiego zapachu Chanel. Zaraz rozpocznie się sesja, a następnego dnia po naszym spotkaniu zrobione przez paparazzich zdjęcia Chalameta na planie wyreżyserowanego przez Martina Scorsesego spotu znajdą się we wszystkich tabloidach. Od czasu reklamy Chanel No. 5 z Nicole Kidman nakręconej przez Baza Luhrmanna żadna kampania nie była tak oczekiwana. Podobnie jak Kidman, Chalamet ma rzadko spotykany talent do wzbudzania sensacji zarówno w Hollywood, jak i w świecie mody. Dodatkowo, jest jednym z niewielu namaszczonych przez Chanel mężczyzn.
– Przyjaźnię się z ludźmi, których nie interesuje high fashion, ale gdy mówię im, że nagrywam w Nowym Jorku krótki film z Martinem Scorsesem, słuchają uważnie – mówi Chalamet, który poznał Scorsesego przez Robbiego Robertsona, gitarzystę współpracującego z Bobem Dylanem. – Tworzenie filmów jest dla niego wszystkim – mówi o legendarnym reżyserze.
Sezon premier
Chalamet kończy właśnie prace nad własnymi projektami filmowymi. W listopadzie odbędzie się premiera drugiej części „Diuny”, w grudniu na ekrany wejdzie „Wonka”, wyreżyserowany przez osławionego przez ekranizację „Paddingtona” Paula Kinga, w którym aktor gra tytułowego producenta czekolady. – Praca nad projektem, którego odbiorcami będą pozbawieni cynizmu młodzi ludzie, była dla mnie wielką radością. Dlatego się nim zainteresowałem. W czasach intensywnej debaty politycznej, gdy w serwisach informacyjnych ciągle spotykamy się ze złymi wiadomościami, mam nadzieję, że film ten będzie jak kostka czekolady – mówi aktor.
A oto kolejna dobra informacja: latem tego roku w Nowym Jorku filmowana będzie oczekiwana od dawna biografia Boba Dylana. Chalamet sam zaśpiewa wszystkie piosenki. – Przygotowuję się do tego od wieków – wzdycha. Teraz wiąże się to z codziennymi sesjami z trenerem głosu, choć z tego, co mówi, wynika, że szykował się do tego od czasów nauki w szkole artystycznej. – Nie spodziewam się, by wiedział to ktokolwiek spoza nowojorskiego systemu oświatowego, ale na YouTubie można obejrzeć produkcję „Cabaret” z LaGuardii z moim udziałem – mówi z dumą. Po zanurkowaniu w odmęty YouTube’a okazuje się, że Chalamet jest też niezłym tancerzem. – Pamiętam, że krytyk z „New York Timesa”, Ben Brantley, bardzo mnie chwalił, więc będę to podkreślał.
Z Topshopu na czerwony dywan
Jako nastolatek Chalamet robił większość zakupów właśnie na Broadwayu, choć trochę dalej w stronę centrum miasta. – Szczerze mówiąc, dla mnie był to dział damski w Topshopie – mówi Chalamet o zamkniętym teraz brytyjskim sklepie. – To rzeczy, które po prostu na mnie pasowały, gdy dorastałem. Z wiekiem swoim stylem przekracza coraz więcej granic. W jego repertuarze looków na czerwony dywan znalazły się perłowe chokery, ogniście czerwony, wiązany na szyi top z odkrytymi plecami od Haidera Ackermana, który założył na zeszłoroczny Festiwal Filmowy w Wenecji, oraz jego ulubiony look wszech czasów: nieskazitelnie białe spodnie dresowe i conversy, które na Met Galę w 2021 r. zestawił z marynarką od smokingu w pasującym kolorze.
A co planuje zakładać jesienią podczas promocji nowych filmów? Oczywiście, poza Chanel. – Około półtora roku temu byłem na przymiarce u Craiga Greena. Jest genialny, więc teraz to tylko kwestia ustalenia, kiedy założę jego projekty – mówi. I choć nie będzie miał wiele cennego czasu, by szukać nowych looków w czasie nagrań w Nowym Jorku, będzie scrollował aplikację Vogue Runway i zapisywał screenshoty ulubionych stylizacji. Chalamet podobno nie ma stylisty, nie zdradza też kulisów powstawania swoich kreacji.
Tajemnicza groomerka
Dopiero gdy kończymy rozmowę, a Chalamet jest wzywany na plan, zaczyna coś przebąkiwać. – Wiesz, tak naprawdę Jamie zna wszystkie sekrety... na temat moich włosów – mówi. Jaka Jamie, pytam? – Ludzie wiedzą... – mówi, krzywo się uśmiechając. Okazuje się, że jestem chyba jedyną osobą na świecie, która nie wie o Jamie Taylor, która od sześciu lat pracuje jako groomerka Chalameta. Oboje jesteśmy zdania, że to określenie nie do końca oddaje to, czym się zajmuje. – Spotkałem Channinga Tatuma na imprezie u Jaya-Z. On pracuje z Jamie dużo dłużej niż ja. Więc podziękowałem mu. A on na to: „O nie, nie ma problemu, nie ukradłeś mi jej, nie przejmuj się!” A potem ktoś inny, nie powiem kto, zapytał: „Rozmawiacie o swojej groomerce?”. Pomyślałem, o kurczę, wszystko jasne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.