W XXI wieku internet przekroczył ramy ekranów, zacierając granice między online i offline. Przytłoczeni ogromem tej rozszerzonej rzeczywistości ukojenia szukamy w sztuce. Artyści, od filmowców po projektantów mody, wskazują dwie formy oporu – wzmocnienie i wycofanie.
„Is the Internet dead?” („Czy internet umarł?”) pytała już blisko dekadę temu niemiecka artystka Hito Steyerl. Wtedy jej pytanie potraktowano jako przewrotną prowokację cenionej awangardzistki. W końcu dopiero co świętowaliśmy narodziny ery mediów społecznościowych – w 2013 roku niesłabnącą popularnością cieszyły się Facebook i Twitter, za nimi plasował się YouTube, a dalej, poszukujący własnego miejsca na aplikacyjnym horyzoncie, Instagram. W tym samym roku platforma wymyślona do publikowania zdjęć umożliwiła zamieszczanie krótkich filmików, stając się ulubioną aplikacją młodych internautów. Dziś uważa się ten moment za początek internetowego zwrotu ku formatowi wideo, który ostatecznie przypieczętował następca Instagrama, czyli TikTok. Wraz z końcem 2013 roku dostępem do sieci cieszył się już co trzeci mieszkaniec planety, a przedstawiciele przeróżnych dziedzin nauki, sztuki i mediów zaczęli na poważnie badać wpływ dojrzałego wcielenia Web 2.0 na naszą rzeczywistość. Skąd zatem pomysł, żeby pytać o kres wszechobecnego internetu?
Hito Steyerl powiedziałaby zapewne, że odpowiedź została zawarta w pytaniu. W artykule „Too Much World: Is the Internet Dead?” opublikowanym na łamach magazynu „e-flux journal” artystka pokazała, jak żarłoczna sieć zaczęła zjadać własny ogon, a wraz z nim wszystko wokół. „The Internet is not dead; it is undead. In fact, it’s everywhere” („Internet nie umarł, jest nieumarły. Jest wszędzie”), pisała Steyerl, pokazując, jak pękający w szwach Web 2.0 rozbił szklany sufit wszechobecnych ekranów, by pochłonąć naszą trójwymiarową rzeczywistość. Granice między online i offline ostatecznie się zatarły. Język to już nie tylko suma słów, ale również emotikonów, memów i wirali. Nasze zmysły zostały przeprogramowane na kadrowanie otoczenia w poszukiwaniu nowych treści do publikacji. Tak kolacja z przyjaciółmi stała się instagramowym stories, miłosny zawód przyjął formę mema, a rozmowa z bliskimi – podcastu. Internet nie jest już odbiciem fizycznej rzeczywistości, to „rzeczywistość w 4D”, której rozmiary przekraczają ludzkie pojęcie. Nadmiar świata zaczyna ciążyć, nie oferując już słodkiego eskapizmu ani w cyfrowym detoksie, ani w bezmyślnym scrollingu.
Tekst Steyerl wydaje się szczególnie ważny dziś, gdy stajemy u progu Web3, nowego rozdziału sieci, obiecującego powrót do jej utopijnych założeń z lat 90. To internet w trzech wymiarach, w którym „każdy może być sobą”, a prywatność i wolność słowa mają być szczególnie chronionymi wartościami, moderowanymi jedynie przez algorytmy i samych użytkowników. Web3 obiecuje systemowy reset sieci. Jednak jej przyszły kształt zależy w dużej mierze od tego, kto pierwszy podbije terra incognita metawersów. Dlatego do kolonialnego wyścigu stają zarówno największe techkorporacje z Metą na czele, jak i oddolne kolektywy pokroju Institute of Digital Fashion czy digi.gxl. Paradoksalnie, najmniej zainteresowani tymi podbojami wydają się sami użytkownicy. Według ostatnich badań przeszło 60 proc. internautów nie rozumie, czym jest metaświat, a ponad 70 proc. nie planuje być jego częścią (2022 U.S. Consumer Trends Report). Jednocześnie niemal tyle samo respondentów przyznaje, że rozważa usunięcie mediów społecznościowych i ograniczenie korzystania z internetu. Wśród powodów wymieniają poczucie wypalenia, problemy ze zdrowiem psychicznym i rozczarowanie siecią. Wygląda na to, że niemiecka artystka trafnie przewidziała, że mieszkańcom usieciowionej rzeczywistości będą doskwierały – występujące jednocześnie – nadmiar i niedobór świata.
Cały tekst znajdziecie w grudniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dwoma okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.