Czy mogę zapomnieć o byłym jak Kate Winslet w filmie „Zakochany bez pamięci”?
Jeden Osiem L i Michel Gondry mają ze sobą coś wspólnego. Hiphopolowy skład z Płocka snuł w hicie „Jak zapomnieć” fantazję o wybiórczej amnezji, a nagrodzony Oscarem francuski reżyser w filmie „Zakochany bez pamięci” zrealizował marzenia o technologii, która pozwala „po prostu nie pamiętać sytuacji, w których serce klęka”. Dziś, gdy maszynka do kasowania wspomnień o nieszczęśliwej miłości nie jest już surrealnym gadżetem z kina science fiction, pozostaje zadać jedno pytanie. Ile dałabyś, by zapomnieć?
Michel Gondry w swoim wielkim przeboju sprzed 20 lat nie tylko bezczelnie pogrywa z formą, miksując romans z science fiction i komedią absurdu, lecz także opowiada filozoficznie ponadczasową historię o człowieku, który zrobi wszystko, by uśmierzyć ból. Gondry poddaje swoich bohaterów medycznym eksperymentom, które usprawiedliwia cytatem z Nietzschego. „Błogosławieni ludzie o krótkiej pamięci: ci bowiem zapominają także o swych głupstwach”. Z kolei tym, którzy nie pamiętają filmu Gondry’ego, przypomnę. Joel – świetny w nieoczywistej roli wycofanego smutasa Jim Carrey – dowiaduje się, że jego była partnerka wykasowała wszystkie wspomnienia o nim i ich relacji, korzystając z zabiegu wykonywanego w nowojorskiej klinice Lacuna. Skoro Clementine – równie świetna i nieoczywista w roli ekstrawertycznej buntowniczki Kate Winslet – sobie w ten sposób ulżyła, to dlaczego on miałby cierpieć, dręczony wspomnieniami o kobiecie, która złamała mu serce? Joel poddaje się więc identycznej procedurze. W dwudziestą rocznicę premiery filmu Gondry’ego wróciły pytania o samą technologię, która w 2004 roku, gdy tytuł wchodził do kin, była kompletną abstrakcją, a dziś wydaje się realnym remedium na bolączki człowieka poturbowanego w nieudanych związkach. Czy skończoną miłość faktycznie można wymazać ze świadomości? A jeśli tak, to czy aby na pewno to się opłaca?
Pigułka po, czyli jak zatrzymać atak wspomnień
Ustalmy to od razu: przed nami jeszcze długie lata bardzo zaawansowanych i kosztownych badań, zanim taka klinika jak Lacuna z filmu „Zakochany bez pamięci” będzie mogła powstać, a zabiegi, które leczą ze złych wspomnień, staną się powszechnie dostępne. Nie ma też co marzyć o pigułce, która ekspresowo wycisza autodestrukcyjną tendencję do rozpamiętywania i zatrzymuje nagłe ataki flashbacków. Niemniej jednak badacze i badaczki pracują nad różnymi sposobami manipulowania wspomnieniami i szukają metod pracy z osobami dotkniętymi traumą, bo działanie ludzkiej pamięci to coś, co w takim samym stopniu rozgrzewa wyobraźnię poetów i neuronaukowców. Na przykład w 2009 roku na uniwersytecie w Toronto przeprowadzono serię udanych eksperymentów na myszach, którym wstrzyknięto truciznę w ciało migdałowate – tę część mózgu, która przetwarza emocje – właśnie po to, by zablokować im dostęp do niektórych wspomnień. Znana jest też terapia dźwiękiem – pacjentowi czy pacjentce podczas snu odtwarza się bardzo konkretne dźwięki, które pomagają wymazywać trudne, niekomfortowe wspomnienia. I choć w tym ostatnim rozwiązaniu upatruje się sporą nadzieję chociażby w pracy z osobami dotkniętymi zespołem stresu pourazowego, badaczki i badacze zgodnie przyznają, że wszelkie formy manipulacji ludzką pamięcią są inwazyjne i dwuznaczne etycznie. Składamy się z doświadczeń – z tego, co nam się przydało, i wspomnień o tym – więc ingerowanie w pamięć jest ingerowaniem w tożsamość i może mocno naruszyć nasze poczucie „ja”. To mało optymistyczna kalkulacja, w której koszty są wyższe niż potencjalne korzyści, nawet jeśli wydaje się, że osoba, która kasuje wspomnienia o przemocowym partnerze, może przecież tylko zyskać.
Złudna sztuka upychania emocji
Wyobraź sobie, że możesz usunąć wszystkie wspomnienia o związku, w którym traktowano cię źle, zdradzano, okłamywano, a rozstanie było nagłe, brzydkie i dojmująco trudne. Wizja, żeby tego wszystkiego nie pamiętać, brzmi kusząco, prawda? – Wśród osób, które zgłaszają się do gabinetu terapeutycznego, jest dużo takich, które szukają wsparcia właśnie dlatego, że nie mogą poradzić sobie z odrzuceniem czy rozstaniem. Cały czas myślą o eks. Fantazja, żeby zapomnieć, jest bardzo częsta – mówi Agata Stola, seksuolożka i psychoterapeutka z warszawskiego Instytutu SPLOT oraz współautorka książki „Sztuka bycia razem”. – Technologia z filmu „Zakochany bez pamięci” cieszyłaby się zainteresowaniem osób w kryzysie, bo w tym stanie podejmujemy decyzje szybko i pod wpływem emocji. Tylko że później wiele osób żałowałoby, że skasowały wspomnienia. Terapia też poniekąd jest po to, żeby pomóc zapomnieć, ale nie szukamy rozwiązań doraźnie poprawiających samopoczucie, tylko skupiamy się na wypracowaniu tych długoterminowych. I pracujemy nad tym, żeby nie niszczyć wszystkich wspomnień, bo sporą część z nich można potraktować jako zasób na przyszłość. Wykasowane wspomnienie może i nie boli, ale też nie chroni na przyszłość. Pamięć o tym, co było – również o tym, co było złe – wskazuje drogę do tego, co może być, o ile obejrzymy przeszłość z bliska i wyciągniemy wnioski ze wspomnień. – Te najtrudniejsze, najbardziej bolesne doświadczenia wywierają największy wpływ na nas i nasze życie. Są bardzo ważne, bo przyglądając się im, poznajemy źródła naszego działania. Uczą nas, jak nie popełniać tych samych błędów. Przy wsparciu terapeutki lub terapeuty można wyciągnąć z tych niekorzystnych doświadczeń maksymalnie dużo treści, by budować lepsze relacje w przyszłości – mówi Agata Stola. Ekspertka przy okazji potwierdza, że nie ma przebacz i rozstanie trzeba przeżyć, bo nawet jeśli zrobisz skuteczny unik teraz, ból końca relacji dopadnie cię później. – W gabinecie pojawiają się też osoby, które mają poczucie bezbolesnego przechodzenia z relacji w relację, nieodczuwające cierpienia związanego z zerwaniem. Brak emocji może dawać złudzenie, że ich nie ma. Ale zazwyczaj te emocje są, tylko osoby nie mają do nich dostępu. Trudne uczucia zostały zignorowane, wyparte, wymazane. A dokładniej: upchnięte gdzieś głęboko w sobie. Tylko że nie da się tak upychać emocji bez końca. Wreszcie się wydostaną, najpewniej wszystkie naraz – puentuje terapeutka.
Kto szuka ideału, ten błądzi
Popkultura zna więcej takich historii, w których, jak w „Zakochanych bez pamięci”, fantazjuje się o lifehackach na udane związki. W serialu „Czarne lustro” pojawiła się aplikacja, który z góry przewidywała, ile czasu spędzą ze sobą połączone osoby. W filmie „To może boleć” poddawano pary badaniu, które oceniało, czy kochają się w stu procentach, a te z innym wynikiem niż sto procent rozstawały się. Co leży u źródła tych wszystkich fantazji? – Właściwa naszej kulturze narcystyczna wiara w istnienie idealnej drugiej połówki – odpowiada Agata Stola. – Ale to przecież tak, jakby uwierzyć, że sami możemy być idealną osobą. Rządzą nami różne dynamiki, uzewnętrzniają się one w relacjach. Gdy całą energię wpakujemy w to, żeby znaleźć związek idealny, stracimy życie na szukanie, zamiast pracować nad sobą i relacją, w której jesteśmy. Związki nie są idealne, ale powinny być wystarczające dobre i dawać nam szczęście. Nie będą, jeśli będziemy tkwić w powodującym napięcie przekonaniu, że gdzieś za rogiem czeka lepszy model. I to jest coś, o czym zdecydowanie warto pamiętać, zamiast nabierać się na bajki, że można „zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym zaległy kurz”*.
*Tak, to też cytat z Jeden Osiem L. Nic nie poradzę na to, że tak złej piosenki nie da się zapomnieć.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.