Jedna z pierwszych top modelek zapoczątkowała modę na chłopięcą sylwetkę. Jej wielkie oczy ocienione gęstymi rzęsami oczarowały Londyn lat 60. Zasługi dla brytyjskiej mody doceniła królowa Elżbieta II.
Choć jej uroda była daleka od obowiązujących w latach 60. kanonów piękna, „Twiggy” z dnia na dzień stała się ikoną. Królowała na okładkach najważniejszych magazynów mody, a zdęcia robili jej światowej sławy fotografowie z Richardem Avedonem na czele. Wielu jej niezwykle szczupłą sylwetkę obwinia za dzisiejsze restrykcyjne zasady dotyczące wagi modelek. Ale „Twiggy” nigdy nie musiała się głodzić. Przez całe życie była po prostu naturalnie drobna. Ważącą zaledwie 40 kilogramów przy 164 centymetrach wzrostu dziewczynę w liceum przezywano „Patyczakiem”. Swój przydomek „Twiggy” zawdzięcza koledze, któremu jej pozbawione grama tłuszczu nogi i ręce przypominały gałązki. Jednak wpływ „Twiggy” na modę to nie tylko wyparcie z wybiegów kobiet o bujniejszych kształtach. Wraz z Mary Quant modelka przyczyniła się do rewolucji, która w latach 60. przetoczyła się przez Londyn, oddając władzę młodym. „Twiggy” nie można odmówić wpływu nie tylko na modę, ale też na całą XX-wieczną popkulturę.
Brzydkie kaczątko
Zanim stała się „Gałązką” [jej pseudonim wziął się od angielskiego słowa „twig”, czyli gałązka – przyp. aut.], była Lesley Hornby. Najmłodsza córka pracownicy fabryki i cieśli przyszła na świat 19 września w Neasden na przedmieściach Londynu. Mała Lesley szybko zaczęła interesować się modą, a zaradna matka nauczyła ją szyć. Ta umiejętność przydała się, gdy dziewczyna podrosła i nijak nie mogła znaleźć w sklepach ubrania dla siebie. Po pierwsze, była tak szczupła, że wszystko na niej wisiało. Kolejnym problemem było to, że brytyjskie sklepy na początku lat 60. zupełnie nie brały pod uwagę potrzeb młodych ludzi, którzy nie chcieli ubierać się jak własne matki i ojcowie. Naprzeciw ich oczekiwaniom wyszła dopiero Mary Quant. Ale zanim jej minispódniczka zapoczątkowała modową rewolucję, dziewczęta musiały same szyć swoje ubrania. Strój nie był jedynym problemem dorastającej Lesley. Już jako sławna modelka wspominała, że kariera była dla niej zaskoczeniem, bo wcale nie uważała się za ładną. W czasach, gdy za ideał kobiecej urody uchodziła Marylin Monroe, pozbawioną krągłości dziewczynę wytykano palcami. Ale wystarczyła jedna wizyta u fryzjera, by brzydkie kaczątko zaczęto uważać za pięknego łabędzia.
Obracająca się w środowisku modsów 16-letnia Lesley miała, jak wiele jej rówieśniczek, długie, uniesione u nasady, włosy. Skrycie marzyła o zostaniu modelką, jej idolką była wówczas Jean Shrimpton. Ale miała świadomość, że przy swoim wzroście nie ma szans na wybiegową karierę. Przyjaciel, Nigel Davis, znany też jako Justin de Villeneuve, autor przydomka „Twiggy” i jej późniejszy menedżer, namówił ją jednak, by spróbowała swoich sił jako modelka na pokazach fryzjerskich. Jeden z nich organizował właśnie słynny fryzjer gwiazd, Leonard, właściciel salonu House of Leonard. Stylista zachwycony ogromnymi błękitnymi oczami młodej dziewczyny, zaproponował, że wypróbuje na niej nowe strzyżenie. Lesley zgodziła się na jego propozycję.
Po kilku godzinach na fryzjerskim fotelu „Twiggy” miała włosy krótsze niż John Lennon, a zachwycony Leonard zlecił fotografowi zrobienie jej sesji. Potem młoda dziewczyna z nową fryzurą wróciła do domu. I być może na tym skończyłaby się jej historia, gdyby nie Deirdre McSharry, redaktorka działu mody w „Daily Express”, która kilka dni po sesji odwiedziła salon Leonarda. Zachwyciła się krótkowłosą dziewczyną o sarnim spojrzeniu, której zdjęcia wisiały na ścianach. Jeszcze tego samego dnia umówiła się z „Twiggy” na spotkanie. Dziewczyna z miejsca urzekła dziennikarkę. McSharry przy herbacie zaproponowała jej sesję zdjęciową, której efekty miały się ukazać w gazecie. Zachwycona nastolatka zgodziła się, a po powrocie do domu podzieliła się wieściami z rodziną. Odtąd pan Hornby codziennie przez trzy tygodnie kupował „Daily Express”, który niecierpliwie kartkował, szukając zdjęć córki. Ale gdy te się ukazały, nie musiał nawet otwierać dziennika. Twarz jego córki zdobiła okładkę, a nagłówek głosił: „Twiggy: Twarz roku 1966”.
Wszyscy chcą być „Twiggy”
Kariera „Twiggy” potoczyła się błyskawicznie. W następnym miesiącu modelka poleciała do Nowego Jorku, gdzie pozowała przed obiektywem Richarda Avedona, a wkrótce jej zdjęcia zdobiły okładki 13 międzynarodowych edycji „Vogue’a”. Na lotniskach na „Twiggy” czekały tłumy paparazzich, a „New Yorker” poświęcił jej fenomenowi niemal sto stron. Było o czym pisać, bo cały świat oszalał na punkcie kobiety-dziecka. Uwielbienie, którym cieszyła się „Twiggy”, uczyniło z niej pierwszą prawdziwą top modelkę – dyktującą trendy i wpływającą na masową świadomość. Teraz zasady ustanawiali młodzi, a „Twiggy” stała się synonimem nowoczesności. Nowy typ urody i luźniejszy styl, jaki prezentowała „Twiggy”, doskonale wpisały się w oczekiwania zmęczonych sztywnym porządkiem świata młodych ludzi. Idealnie uosabiająca ich potrzebę zmian, natychmiast zyskała tłumy naśladowczyń na całym świecie. Rzesze nastolatek obcinały i farbowały na miodowy blond włosy, tuszowały i doklejały rzęsy, malowały kreski na powiekach i katowały się drakońskimi dietami, by upodobnić się do swojej idolki.
Choć wielu uważa, że „Twiggy” wylansowała modę na anoreksję, fakty są takie, iż w przeciwieństwie do swoich fanek figurę zawdzięczała genom i nigdy nie musiała się odchudzać. Bulwersowała śmietankę towarzyską, w której zaczęła się obracać, w Paryżu odmawiając wina i prosząc w zamian o coca-colę. Tymczasem młodzi darzyli ją niemal boską czcią. Gdy fotograf Melvin Sokolsky postanowił zrobić z „Twiggy” sesję na ulicy, wiedział, że będzie musiał zmierzyć się z tłumami chcącymi choć przez chwilę znaleźć się w pobliżu swojej idolki. Sokolsky wpadł więc na pomysł, dzięki któremu sesja zatytułowana „Everyone wants to be Twiggy” („Wszyscy chcą być »Twiggy«” – przyp. aut.) przeszła do historii fotografii. Rozdał natrętnym gapiom tekturowe maski z podobizną „Twiggy”, czyniąc z nich statystów sesji. Tymczasem „Twiggy” już jako starsza kobieta w wywiadach tłumaczyła, że nie rozumiała nagłej fascynacji swoją osobą, bo nigdy nie uważała się za piękność. – W wieku 16 lat byłam zabawną chudą nastolatką, same rzęsy i nogi. A potem nagle ludzie powiedzieli mi, że to bajeczne. Myślałam, że oszaleli – wspominała w jednym z wywiadów. Tymczasem to właśnie w androgenicznej urodzie tkwił sekret jej fenomenu.
Świat mody nie podzielał wątpliwości modelki. Diana Vreeland, legendarna redaktor naczelna amerykańskiej edycji „Vogue’a”, uważała „Twiggy” za ideał współczesnej kobiety. – Najprostsze nogi, kolana jak małe brzoskwinie, malutkie, wąskie, giętkie stópki, okrągłe ramiona, piękne dłonie i szyja. Była zarazem nowoczesna i romantyczna. Była doskonała – tłumaczyła fenomen modelki Vreeland. Ale „Twiggy” wywarła wpływ nie tylko na świat mody. Jej wizerunek gościł na okładce płyty Davida Bowiego „Pin Ups”, stworzyła inspirowaną swoim stylem linię ubrań i kosmetyków. Przede wszystkim jednak, na równi z Rolling Stonesami czy Beatlesami, „Twiggy” stała się symbolem swingującego Londynu lat 60. XX wieku – przetaczającej się wówczas przez Anglię kulturowej rewolucji. To również dzięki niej stolica Wielkiej Brytanii stała się w tamtym okresie centrum świata.
Więcej niż ładna buzia
Będąc u szczytu, „Twiggy” zdecydowała się porzucić karierę. – Nie można być przez całe życie wieszakiem na ubrania – podsumowała decyzję z humorem. W latach 70. udowodniła, że jest kimś znacznie więcej niż ładną buzią. Za rolę w musicalu „The Boy Friend” w reżyserii Kena Russella otrzymała dwa Złote Globy – dla Nowej Gwiazdy Roku oraz dla Najlepszej Aktorki Musicalowej lub Komediowej. O jej talencie wokalnym świat dowiedział się już w 1966 roku, gdy wydała singiel zatytułowany „Beautiful Dreams”. Na fali sukcesu wystąpiła również w takich filmach, jak „Blues Brothers”, „W”, „Stambuł”, „Pigmalion”, a także serialach: „Twiggy”, „Opowieści z krypty” czy „Young Charlie Chaplin”, i wystawianej na Broadwayu sztuce „My One and Only”.
W latach 70. „Twiggy” rzadko pozowała do zdjęć, wyjątek zrobiła dla Normana Parkinsona, który uwiecznił ją w zaawansowanej ciąży. Ale narodziny córeczki Carly, która przyszła na świat w 1978 roku, niedługo po ślubie z amerykańskim aktorem Michaelem Whitneyem, nie były gwarancją szczęścia. Wybranek „Twiggy” miał problem z alkoholem. Uzależnienie wyniszczyło jego organizm tak bardzo, że w dniu przyjęcia zorganizowanego z okazji piątych urodzin Carly Whitney dostał ataku serca, w wyniku którego zmarł. „Twiggy” nie załamała się po tej tragedii. Powtórnie wyszła za mąż, tym razem za poznanego na planie filmu „Madame Sousatzka” Leigh Lawsona. Drugie małżeństwo okazało się zdecydowanie lepsze od pierwszego – para jest ze sobą do dziś.
Choć „Twiggy” nie planowała powrotu do świata mody, ten po pewnym czasie się o nią upomniał. W 1993 roku modelka powróciła triumfalnie za sprawą sesji Stevena Meisela dla włoskiej edycji „Vogue’a”. Wkrótce potem stanęła przed obiektywem Annie Leibovitz, a następnie Sølve Sundsbø, który zrobił jej wspólne zdjęcia z Kate Moss dla magazynu „i-D”. W późniejszych latach „Twiggy” zadebiutowała w roli jurorki w amerykańskiej edycji programu „America’s Next Top Model”. Również jako dojrzała kobieta wystąpiła w kampaniach Marks and Spencer oraz L’Oréal Paris. A w styczniu tego roku zasługi „Twiggy” dla brytyjskiej mody doceniła królowa Elżbieta II. Monarchini odznaczyła modelkę Orderem Imperium Brytyjskiego. Odbierając go, niespełna 70-letnia wówczas dama Lesley Lawson wciąż mogła się poszczyć figurą, która przyniosła jej przezwisko „Gałązka”, i dziecięcym uśmiechem. W jej przypadku powiedzenie, że wiek to stan umysłu, zdecydowanie nie jest przesadą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.