Zofia Chylak robi wielki zawodowy krok – kolekcję swojej marki poszerza o buty. Na ten sezon przygotowała pięć klasycznych modeli. W pracowni już dojrzewają kolejne.
– Buty zawsze wydawały mi się naturalną kontynuacją mojej pracy. Zdecydowałam się na to, żeby wprowadzić je do kolekcji dwa lata temu – mówi Zofia Chylak na chwilę przed premierą debiutanckiej kolekcji. Dwa lata zajęło jej znalezienie producentów, dobranie odpowiednich skór, nauczenie się zupełnie nowej kategorii i wykonanie dziesiątki prototypów. Proces okazał się niezwykle czasochłonny mimo ogromnego doświadczenia, które zdobyła tworząc 18 kolekcji torebek. – Buty muszą spełniać mnóstwo warunków, ważniejsze jest tu by dostosować się do sezonu, opracować optymalną rozmiarówkę, kształt, który będzie odpowiedni dla różnych rozmiarów. Większość produktów sprzedajemy online, optymalizacja rozmiarówki, to wyzwanie, którego nie ma w torebkach – tłumaczy.
Pensówki made in Italy, czyli nowa kolekcja butów od Zofii Chylak
Choć jej marka słynie z metki „made in Poland”, dumnie wybitej złoconym tłoczeniem w widocznym miejscu, buty od razu zdecydowała się produkować we Włoszech. – Wiedziałam, że w Polsce też się je wytwarza, ale zależało mi na bardzo klasycznych fasonach, na określonym, wycyzelowanym rodzaju kopyta, smukłej linii i wysokim komforcie noszenia – wyjaśnia. Postanowiła zacząć od wariacji na temat klasycznych odmian loafersów. – Problem z nazewnictwem po polsku na razie rozwiązaliśmy stosując zamiennik. Nazywamy je „mokasynami” – tłumaczy, ale w słownikach znalazła już więcej wdzięcznych, rodzimych określeń jak pensówki z ozdobnym paskiem czy monki z klamerkami (oba modele zobaczymy w kolejnej kolekcji na sezon jesień-zima 2023). Ma nadzieję, że te słowa powoli wrócą do języka.
W poszukiwaniu najwygodniejszych obcasów na świecie
We Włoszech Zofia pracuje ze specjalistką ds. rozwoju produktu doświadczoną w pracy z wielkimi domami mody, która była jej przewodniczką po lokalnych manufakturach. Udało się znaleźć producentów, którzy choć tworzą duże partie produktu, w znacznej mierze wciąż bazując na pracy ręcznej. – Zastanawiałam się jak to jest, że część butów jest piękna, ale niewygodna, że jedne obcasy są nieznośne, w innych można chodzić cały dzień ze względną przyjemnością – wyjaśnia. Odwiedziła kilka fabryk, w tym taką, która zajmuje się wyłącznie produkcją obcasów. – Każdy wzór jest tam robiony ręcznie. Specjaliści szlifują je z plastycznych bloczków z tworzywa w oparciu o wieloletnie doświadczenie. Mają do tego 16 różnych maszyn. To niebywałe jaki mają fach w ręku, z jaką łatwością rzeźbią formy jedną ręką na wirujących szlifierkach, które laikowi mogłyby obciąć palec – opowiada.
Model w rozmiarze 41
Buty to w jej życiu trudny temat, ale też obiekt wnikliwych analiz. – Niemal obsesyjne się im przyglądam, lubię je analizować, zwracam uwagę na to kto nosi jakie. Od nastoletnich lat noszę 41, nieraz więc mi się zdarzyło, że but, który widziałam na sklepowej wystawie, tracił czar, gdy ekspedientka przynosiła go z zaplecza w moim rozmiarze. Tracił kształt i lekkość – opowiada. Zależało jej, żeby modele jej marki trzymały proporcje we wszystkich rozmiarach. – Gdy but wydawał się nieco za duży, zastanawialiśmy się jak trochę odjąć nie z długości, a z objętości formy, wciąż pozostawiając ją lekką, wydłużoną – opowiada. To było główne wyzwanie projektowe. Dlatego Zofia wydłużyła nieco linię przodu i precyzyjnie uformowała ozdobne przeszycia, które biegną od szczytu noska do przyszwy. – Włosi byli bardzo świadomi tych wszystkich niuansów, od razu reagowali na nasze uwagi – wspomina.
Problemem była tylko jedna prośba – ta o wyprodukowanie pierwszych wzorów w niestandardowym rozmiarze. – Torebki zawsze testuję na sobie i buty też chciałam. Mieliśmy jednak przeszkodę technologiczną. Włosi są przyzwyczajeni do wzorcowej trzydziestki siódemki, na nic były moje błagania – śmieje się i dodaje, że trochę minęło zanim doczekała się własnej pary. Na nogach ma mokasyny z czarnej skóry z długą grzywką. – Noszę je już prawie od roku i świetnie się sprawdzają – zapewnia. W kolekcji ten sam model ma wykończenie z czarnej skóry tłoczonej we wzór krokodyla – ulubiony klientek marki. Jest też model z dwiema kokardami z przodu, w nieco ludwikańskim stylu i klasyczny z ozdobnym paskiem typu saddle. Tę selekcję przełamują trochę nietypowe baleriny. – Choć przygotowaliśmy wideo, w którym tańczy w nich tancerka, to nie są lekkie buty baletowe. Zależało mi na balerinach, które można nosić na co dzień, zastosowałam więc grubą wychodzącą poza formę buta podeszwę i wiązania na wstążki – opowiada. Te wiązania przypominają stosowane przy projektach traperków trekkingowych. To wyjątkowy model, zupełnie niepodobny do dostępnych w innych markach. – Jestem zbieraczką wszystkiego co wiąże się na tasiemki – obszyty kokardami od góry do dołu sweter zdaje się to potwierdzać. Dotąd Zofia od dziecka namiętnie nosiła lekkie baletki Repetto, które ścierała para po parze. Chciała czegoś z tym samym charakterem, ale cięższego.
Największe wyzwanie: Detale, które kochamy z torebek
Narazie oferuje rozmiarówkę w przedziale 37-41, ale niczego nie wyklucza. Pierwsza kolekcja to taki test, który wiele wyjaśni. Wszystkie modele są sygnowane charakterystycznym tłoczeniem, choć i z tym był kłopot. – Odmówiło nam trzech wykonawców, także fabryka, która podobny projekt robiła dla Saint Laurent i po tym doświadczeniu, postanowili już nigdy do tej rzeki nie wchodzić – opowiada. W końcu się udało. Walka o złoty logotyp i numer seryjny w jej pracowni jest nieustającym tematem. – Im bardziej skomplikowane produkujemy modele, im więcej krzywizn i przeszyć, tym trudniej gdzieś ten motyw umieścić. Matryce trzeba zakrzywiać, nabijać tłoczenia pod kątem. To kolejny drobiazg, który spędza nam sen z powiek – żartuje. Taka jest magia jej pracy, gotowy produkt wygląda jakby był takim od zawsze. – W rzeczywistości wszystko co wiąże się z produkcją to koszmar – śmieje się szczęśliwa, że mimo lekkich opóźnień, tym razem wszystko się udało.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.