Wielu widzów po seansie filmu „Ukryta gra” Łukasza Kośmickiego będzie się zastanawiać, jak mogli nie wiedzieć o tak fascynującym epizodzie z historii Polski. Odpowiedź jest prosta: ukazane na ekranie zdarzenia nigdy nie miały miejsca. Ale film swoją historię opowiada w sposób tak realistyczny, że łatwo się nabrać. I warto.
Historię powstania „Ukrytej gry” można by podpiąć pod kategorię: „życie pisze lepsze scenariusze niż scenarzyści”. Kilka lat temu Łukasz Kośmicki, nagradzany operator, scenarzysta, reżyser filmów reklamowych, wymarzył sobie debiut reżyserski. Ale nie, tak jak to zwykle w Polsce bywa, film krótki czy „trzydziestkę” za mikroskopijny budżet i ze znajomymi aktorami. Kośmickiemu widziała się spektakularna produkcja z efektami, kostiumami, do tego realizowana z międzynarodową ekipą i dystrybuowana za granicą. Pomysł przyniósł do Watchout Studio, do Piotra Woźniaka-Staraka i Krzysztofa Tereja. Uwierzyli. Nawiązała się nić porozumienia, ruszyły kontakty. Stojący za sukcesami „Bogów” i „Sztuki kochania” producenci znaleźli sposób, by zrobić ten film bez potaniających skrótów. Siedem lat później pozornie nierealne marzenie znajduje finał na ekranach polskich i – już wkrótce – światowych kin.
100 minut seansu wypełnia dymiąca od intryg akcja. Lata 60., kryzys kubański sięga zenitu, militarne zwarcie jest w zasięgu wzroku. Wydawałoby się, że konflikt USA i ZSRR toczy się daleko od Polski, ale niespodziewanie to Warszawa zostaje wskazana jako miejsce, w którym ma zostać rozwiązany. Wszystko rozegra się na szachownicy, na której zawalczą najlepsi gracze wydelegowani przez strony sporu. Tylko że chwilę przed wydarzeniem amerykański zawodnik nagle umiera. Służby muszą działać szybko: porywają genialnego matematyka Joshuę Mansky’ego (Bill Pullman), by ten zastąpił kolegę. Niegdysiejszy szachowy geniusz utopił szanse na karierę w wódce i nie wiadomo, czy sprosta starciu z sowieckim mistrzem Gawryłowem. Oczywiście turniej to tylko przykrywka dla tytułowej ukrytej gry, czyli rozgrywki niebezpiecznych szpiegów.W świecie pozorów i intryg Mansky musi nauczyć się rozróżniać wrogów od przyjaciół. Stawką jest powstrzymanie nuklearnego konfliktu, który na zawsze zmieni świat.
Jak to się stało, że debiutant przekonał do siebie nie tylko producentów, ale też tak fenomenalną ekipę? Opowiadał o tym Robert Więckiewicz podczas spotkania z publicznością na festiwalu Tofifest w Toruniu. Aktor poznał Kośmickiego blisko 25 lat temu, przy okazji „Poznania 56” Filipa Bajona. Aktor grał tam drugi plan, Kośmicki robił zdjęcia. – Łukasz pokazał mi scenariusz: świetny. Mówi, że film nakręcony zostanie po angielsku, że główną rolę zagra – wtedy jeszcze – William Hurt, że operatorem będzie Paweł Edelman, że scenografię robi Allan Starski. To brzmiało jak jakiś sen. Takie rzeczy zdarzają się w Polsce niezwykle rzadko – wspomina Więckiewicz. A jednak się udało.
Ukryta Gra teaser from VoguePolska on Vimeo.
Nie było łatwo. Ten projekt pokonał wiele przeszkód, które stanęły mu na drodze. Tą ostatnią, być może najtrudniejszą, była zmiana aktora grającego główną postać już po rozpoczęciu zdjęć. Piątego dnia, z powodów zdrowotnych, z roli musiał zrezygnować Hurt. – Najpierw nakręciłem kilka scen z Williamem, a po zmianie zagraliśmy je jeszcze raz z Billem. Czyli miałem okazję właściwie zagrać z nimi oboma– relacjonuje Więckiewicz. – W teorii wiadomo, że każdy aktor ma inną energię. Scenariusz jest ten sam, postać jest napisana, ale aktorzy podchodzą do bohatera całkiem inaczej, każdy znajduje w nim coś swojego. Ale przeżycie tego w praktyce – to było coś! Musiałem w ciągu kilku dni przestawić się na inny tor: zapomnieć o Williamie, z którym przeszliśmy szereg spotkań, zakumplowaliśmy się nawet, i otworzyć się na Billa. Cenię sobie tę historię, bo to bezcenne doświadczenie aktorskie, które na zawsze we mnie zostanie.
Pullman miał przed sobą piekielnie trudne zadanie. Przyjeżdżał w miejsce, którego nie znał, wchodził w projekt, który pojawił się w jego życiu sekundę wcześniej, firmowany przez reżysera, którego nie znał. W czasach, gdy coraz więcej zagranicznych ekip pracuje w Europie Centralnej i Wschodniej, wciąż zdarza się, że zachodni filmowy wyobrażają sobie nasz region jako niemalże Dziki Zachód. Przykład “Ukrytej…”, ale też choćby serialu “1983” Netflixa, pokazuje, że filmowcy z Zachodu na miejscu szybko otwierają oczy na jakość pracy lokalnych ekip. Nawiązuje się relacja partnerska, nie ma już wywyższania się. I tak było w tym przypadku, także między aktorami. Producenci „Ukrytej gry”, która będzie dystrybuowana w USA, jako bodajże pierwsi z Polski zorganizowali testowe pokazy filmu, by zbadać reakcje publiczności. Więckiewicz (gra dyrektora Pałacu Kultury i Nauki, koordynującego imprezę) był ponoć jej absolutnym faworytem, a jego rola wywoływała zachwyt i salwy śmiechu.
Po początkowym pożarze prace przebiegały bez większych spięć. Ale nie obyło się bez małych przygód, dziś przeobrażonych już w soczyste anegdotki. – Kręciliśmy sekwencję wspólnej wycieczki bohaterów po zrujnowanej Warszawie. Jest w niej scena, gdy profesor Mansky i mój dyrektor wspólnie stoją na tarasie widokowym Pałacu Kultury i Nauki, na trzydziestym piętrze– wspomina Więckiewicz. – To była być może najzimniejsza noc w roku, chyba z dwadzieścia stopni na minusie, wielki wiatr. Wybiegaliśmy na jedno ujęcie i natychmiast wracaliśmy, a ekipa opatulała go w jakieś piętnaście puchówek. Dla mnie to była Syberia, a dla Billa – abstrakcja. Ale nie pisnął ani słówkiem.
„Ukryta gra” jest ciekawa nie tylko jako ambitny projekt i case studydla wszystkich, którzy chcą wierzyć, że w Polsce da się robić kino inaczej. To też film nietypowy pod względem gatunku, swobodnie sięgający do wielu szufladek – od thrillera przez kryminał po komedię. Rozumiejący pewną kinową umowność, stawiający na wizję, niebojący się lekkiego efekciarstwa, gry kolorami, światłem, stylizacjami. Tę koncepcję realizują w synchronie wszystkie piony: kostiumograficzny, scenograficzny, operatorski, dźwiękowy. Świetną robotę wykonał też pion odpowiedzialny za casting: obok Pullmana i Więckiewicza na ekranie pojawiają się m.in. Brytyjczycy (James Bloor), Rosjanie (Aleksiej Sieriebriakow), Holenderka (Lotte Verbeek). Większość akcji widz ogląda z napisami, bo tylko króciutkie fragmenty grane są po polsku – ale film na tym nie traci, wręcz przeciwnie, zyskuje światowy sznyt.
Ukryta gra from VoguePolska on Vimeo.
Podobnie widzi to Więckiewicz: – W moim bohaterze jest pewne pęknięcie. Na pierwszy rzut oka wydaje się rozrywkowym facetem. Wysoko postawiony urzędnik, funkcjonariusz partii komunistycznej. Beneficjent systemu. Jednak z czasem okazuje się, że jego prawdziwe sympatie ulokowane są gdzie indziej. Nie jest to bohater jednowymiarowy. Zresztą cały film też jest taki nieoczywisty – to thriller, ale z suspensem. Kryminał, ale przełamany wątkiem komediowym. Dla mnie w tej pracy to jest właśnie najważniejsze: żeby mieć do czynienia z postacią niejednoznaczną, rozpiętą pomiędzy przeciwnymi biegunami. To tam jest najciekawiej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.