Debiutant Maciej Kawulski opowiedział historię, jakiej jeszcze w rodzimym kinie nie oglądaliśmy. Główny bohater, zagrany mistrzowsko przez Eryka Lubosa, to zawodnik MMA. „Underdog” jest taki jak on: zaliczając wzloty i upadki, chwyta za serce. Wygląda na to, że doczekaliśmy się polskiego „Rocky’ego”.
Ten film niczego nie udaje. To prosta opowieść o zawodniku MMA, który nie może znaleźć sobie miejsca w życiu. Trudne doświadczenia go złamały, ale próbuje odbić się od dna. Ima się różnych zajęć, dorabiając na bramce w klubie albo zatrudniając się jako spawacz. Pamiętacie „Zapaśnika” z Mickey’em Rourke’iem? Albo kultowego „Rocky’ego”? Historie pięściarzy powracających na ring po bolesnym upadku oglądaliśmy już wiele razy, ale z jakiegoś powodu polskie kino do tej pory unikało ich jak ognia.
Pierwsze skrzypce w „Underdogu” gra Eryk Lubos, który doskonale odnalazł się w roli introwertycznego pięściarza w kryzysie. Jeden z najbardziej zagadkowych polskich aktorów od lat trenuje boks i ma imponującą muskulaturę. Tutaj wygląda jak facet, który zasnął w końcówce lat dziewięćdziesiątych i obudził się dwie dekady później. Trochę oldskulowy zabijaka, trochę samotny romantyk, topiący smutki w alkoholu. Ma nadzieję, że los się do niego uśmiechnie, gdy spotyka kobietę swoich marzeń (Aleksandra Popławska), ale stare nawyki ściągają go w dół. To postać złożona, ambiwalentna, a przez to ciekawa. Lubos zostawił na planie dużo potu, łez i krwi. Zagrał jedną z najlepszych ról w karierze.
Główny bohater, Borys „Kosa” Kosiński, nie jest młodzieniaszkiem, ale wygląda znacznie lepiej niż większość mężczyzn w jego wieku, o czym możemy przekonać się, gdy zdejmuje koszulkę. Kamera z lubością przygląda się jego solidnie wyrzeźbionemu ciału. Styrany życiem Kosa ma szansę na wyjście z dołka, ale w tym celu nie udaje się do terapeuty, tylko do trenera. Stal hartuje się na łonie natury w lasach i jeziorach w okolicach Ełku.
Wydawałoby się, że w filmie o zawodniku kluczowe będą sceny treningów i walk, żelaznych punktów filmów bokserskich, ale to nie jest przypadek „Underdoga”. Tutaj sceny przygotowań do walki są naznaczone silnym komediowym akcentem za sprawą postaci trenera (Janusz Chabior), a w finalnej walce z legendą polskiego MMA, Mamedem Chalidowem, ważniejsze są uczucia bohatera, ulokowane w intrydze poza ringiem.
„Underdog” jest pierwszym polskim filmem o MMA. Nakręcił go debiutujący w roli reżysera Maciej Kawulski, wiceszef KSW, organizacji promującej ten sport w Polsce. Istniało niebezpieczeństwo, że ze względu na swoje stanowisko i zaangażowanie w rozwój kontrowersyjnej dyscypliny, nie będzie miał dystansu do fabuły. Wcale nie wystawił jednak laurki swojej organizacji. W „Underdogu” nacisk jest położony na emocje bohaterów. Scenariusz napisał Mariusz Kuczewski, autor m.in. dwóch ostatnich „Listów do M”. Być może to jego zasługa, że pierwszy polski film o brutalnym sporcie jest tak naprawdę czułym feel-good movie.
Twardzi faceci, którzy masakrują sobie twarze w zamkniętych klatkach, okazują się wrażliwcami. Nie wstydzą się wyrażania uczuć. W tym względzie „Underdog” jest bliski rzeczywistości. Wspomniany Mamed Chalidow, grający w filmie siebie, niedawno zakończył imponującą karierę w MMA, tłumacząc, że teraz sen z powiek spędza mu walka z… depresją. Ikona najbrutalniejszego sportu mówi otwarcie o chorobie i o tym, że korzysta z pomocy specjalisty. Żaden szanujący się sportowiec dekadę temu nie przyznałby, że złapał grypę, nie mówiąc już o publicznym przyznaniu się do słabości psychicznej. Zresztą, żadna to słabość. Dziś kontakt z własnymi emocjami dowodzi prawdziwej siły charakteru.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.