Netfliksowy serial ma tylko cztery odcinki. Ale udaje mu się opowiedzieć o sprawach fundamentalnych: narodzinach, miłości, macierzyństwie. To uniwersalna przypowieść o kruchej równowadze między bezpieczeństwem a wolnością, jednostką a wspólnotą i buntem a tradycją. Choć niby o hermetycznym świecie chasydzkiego ruchu Satmar z nowojorskiego Williamsburga.
– Moi dziadkowie wierzyli w koniec świata, widzieli koniec świata i chcieli, żebym ja była na koniec świata przygotowana – powiedziała kilka dni temu Deborah Feldman w „New York Timesie”. Mieszkająca w Berlinie pisarka w 2012 r. wydała wspomnienia „Unorthodox: The Scandalous Rejection of My Hasidic Root” o swojej ucieczce z chasydzkiej społeczności Satmar na Williamsburgu. To potomkowie rumuńskich i węgierskich Żydów, którzy nie uznają Izraela, uważając, że Żydzi powinni żyć w diasporze.
Gdy dziennikarz pytał Feldman o netfliksowy serial „Unorthodox”, w Niemczech trwała już dobrowolna kwarantanna. – Całe życie w jakimś sensie na to czekałam… – wyznała przewrotnie. Jej dziadkowie przeżyli Zagładę. Cień Holokaustu nigdy ich nie opuścił. I w tej dziedziczonej traumie wzrastała też Deborah. Dopóki nie zdecydowała się uciec do Berlina.
Tam też ucieka serialowa Esther Shapiro (24-letnia Shira Haas, zdobywczyni nagrody dla najlepszej aktorki na festiwalu filmowym w Jerozolimie), alter ego Feldman. Chce narodzić się ponownie, a jednocześnie gdzieś wreszcie osadzić, ugruntować. Tam mieszka jej matka, która opuściła społeczność kilkanaście lat wcześniej. To tam wreszcie ma przyjść na świat dziecko Esty. Gdy idzie do niemieckiej lekarki, ta mówi jej o tym, że ma wybór. – Dzieci są najważniejsze. Musi odrodzić się sześć milionów… – odpowiada Esty. – Sześć milionów…? – lekarka nie rozumie. – Sześć milionów tych, którzy zginęli w Zagładzie – odpowiada Esty. W Berlinie nie ma już śmierci, jest tylko życie – kolorowe, radosne, wolne. Takie, o jakim Esty marzyła.
Serial stworzyły Amerykanka Anna Winger („Deutschland 83” i „Deutschland 86”) i Niemka Alexa Karolinski („Oma and Bella”), a zagrali aktorzy przede wszystkim z Izraela i Niemiec. Haas pochodzi z Tel Awiwu, jej serialowy mąż – Yanky, czyli Amit Rahav – to Brytyjczyk. Oboje musieli nauczyć się jidysz. I poznać zasady rządzące tym światem. Tak jak widzowie, patrzyli na społeczność z pozycji outsiderów. Nie rozumiejąc ambicji, celów ani motywacji.
– Gdy na planie zapytałam konsultantkę, pochodzącą z tej społeczności, o to, dlaczego chciała uciec, spojrzała na mnie i odrzekła: „Shira, nikt nie chce uciec” – mówiła Haas w wywiadzie dla magazynu „The Face”. Wtedy aktorka zrozumiała, że Esty i wiele innych zostało zmuszonych do odejścia. Były inne – nie mogły mieć dzieci, nie potrafiły kochać swoich mężów, chciały decydować o sobie. Ale wybór między poczuciem bezpieczeństwa a wolnością, które przeciwstawia sobie ścigający Esty w Berlinie Moishe, kuzyn Yanky’ego, nie jest wcale oczywisty. Esty wie, że nie ma wykształcenia, umiejętności, doświadczenia. Potrafi żyć tylko tak, jak żyła do tej pory. W zamknięciu, w czterech ścianach domu, według ściśle ustalonych zasad.
Gdy Esty postanawia uciec, trwa szabat. Sąsiadki mówią jej, że nie może nigdzie iść, bo przerwał się eruw, czyli drut odgradzający, a jednocześnie łączący domy. Poczucie zamknięcia towarzyszy jej nawet wtedy, gdy ląduje w Europie. Strach przywozi ze sobą razem z kilkoma zaledwie pamiątkami, zwitkiem banknotów i niemieckim paszportem (przysługuje jej z tytułu pochodzenia). Paradoksalnie, w Berlinie wnika w świat nie tak wcale inny od tego, który znała. Poznany przypadkowo Robert (Aaron Altaras) okazuje się być studentem konserwatorium. Jego paczka przyjaciół, kolorowa niczym bohaterowie erasmusowego „Smaku życia” z początku milenium, dobrowolnie poddaje się rygorom muzyki. Podczas gdy dla Esty muzyka to wolność, dla jej nowych znajomych wielogodzinne ćwiczenia z instrumentem to uwznioślona forma niewolnictwa. Ale piosenka Esty, wykonana w jidysz, przed komisją mogącą przyznać jej uczelniane stypendium, rozsadza jednocześnie ramy konserwatorium i konserwatywnego świata, z którego się wywodzi. Tam w ogóle nie mogła śpiewać, bo to męska sprawa. Tu pokazuje ból, odsłania duszę. Wywołuje niepokój zamiast wykazać się muzyczną wirtuozerią.
Esty, tak jak zamierzyła, przeżywa w Berlinie powtórne narodziny. Niejedne. Najpierw w symbolicznej scenie przypominającej chrzest zanurza się w Wannsee, kilkaset metrów od willi, w której w 1942 r. naziści postanowili o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”. Początkowo wchodzi do wody, jakby przejrzysta toń była smołą, gotową ją wciągnąć, oparzyć, pochłonąć. Potem, gdy rozumie, że jest bezpieczna, zanurza się całkowicie. I zdejmuje perukę, którą nałożono jej w dniu ślubu. Jej ledwo odrośnięte włosy lśnią w zachodzącym słońcu. – Takie uczesanie jest tutaj modne – powie potem z uśmiechem Yanky’emu, gdy małżonkowie wreszcie spotkają się w Berlinie.
Sceną z serialu, która wnika głęboko i nie chce puścić, jest moment golenia głowy. Na twarzy Haas rysują się przerażenie i szczęście, ulga i złość, miłość i nienawiść. Aktorka wygrała ambiwalencję mistrzowsko, ale nieprzygotowany widz czuje lęk. Oto bohaterka utraciła tożsamość. Obok Esty stoją kilkuletnie dziewczynki. Patrzą przerażone. Wiedzą, że je też szykuje się do roli żon i matek. Wiedzą, że w dniu ślubu będą szczęśliwe jak Esty, bo uwierzą, że małżeństwo da im wolność. Może wiedzą też, że tak jak ona przeżyją rozczarowanie.
Deborah Feldman w wywiadzie dla „New York Timesa” potwierdziła moje intuicje. „Unorthodox” jest o kobietach. Z pozoru biernych, z pozoru pozbawionych władzy, z pozoru poddanych opresji. Ale im silniejsze ograniczenia nadaje kobietom patriarchat, tym sprawniejsze strategie wymyślają. Niekoniecznie na uwolnienie się spod męskiego jarzma, raczej na sprawienie, by oni wciąż mieli poczucie, że są królami (tak zresztą mówi Esty jej teściowa: – Mój Yanky zawsze ma czuć się jak król. Zwłaszcza w łóżku).
– To kobiety są siłą napędową tej społeczności, mojej historii i tego serialu. To mężczyźni są pasywni, a one popychają świat do przodu – mówi Feldman. Kobiety, choć mają żyć wyłącznie dla mężczyzn, tak naprawdę żyją relacjami z innymi kobietami. Gdy Esty cierpi na pochwicę, z pomocą ma jej przyjść edukatorka seksualna. Gdy Esty potrzebuje pocieszenia, idzie do swojej Babby. Gdy chce zacząć nowe życie, odnajduje wreszcie matkę.
Pojawiły się zarzuty, że świat chasydów nie został w serialu przedstawiony realistycznie. Że żaden chasydzki mąż nie zmusza żony do seksu, że teściowe nie grożą rozwodem, że stroje i perukę Esty pokazano tak, by wyglądała karykaturalnie. Serial powstał na podstawie wspomnień Feldman. Świat oglądamy od początku do końca oczami głównej bohaterki. Ona widzi go wynaturzonym, bo się boi, czuje presję, bo uważa się za ofiarę, w innych odnajduje wrogów, bo nie jest pewna swojej pozycji. Ambicją twórców nie było wierne odtworzenie życia ruchu chasydzkiego Satmar, który opiera się w głównej mierze na potomkach Żydów rumuńskich i węgierskich. Chasydzi ci nie uznają Izraela, uważając, że Żydzi powinni żyć w diasporze. Ruch liczy już ponad 200 tys. osób. Ta liczba stale rośnie, bo przecież najważniejsze są dzieci…
Postscriptum do serialu pisze codzienność czasu pandemii. Zarówno w Nowym Jorku, jak i Jerozolimie w społecznościach chasydzkich dochodzi do dużej liczby zarażeń koronawirusem. Duże, silnie ze sobą związane rodziny, mieszkające na niewielkiej powierzchni, często odmawiające stosowania się do zasad innych niż obowiązujące w ramach społeczności – zdaniem ekspertów – mogą szczególnie dotkliwie odczuć skutki epidemii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.