Sam autor pisał, że ta książka jest owocem milczenia. „Chciałem opowiedzieć o tym, co nasza rodzina, jak wiele innych, przeżyła w absolutnej samotności”, wyjaśniał. Napisał o ukrywaniu prawdy, o miłości matki do syna, o walce o godność, a także o AIDS, o tym, jak choroba niszczyła ludzi, relacje, zabierała życie.
Trąd można skutecznie leczyć od lat 30. ubiegłego wieku. Kuracja trwa pół roku. Dowiedziono, że nie można się nim zarazić przez dotyk, spożywanie wspólnie posiłku z jednej miski czy korzystanie z tej samej łazienki. Bakteria za niego odpowiedzialna jest bardzo leniwa, nie atakuje każdego, jak popadnie. Tylko osoby z określonym rodzajem osłabionej odporności. Dlaczego więc do dziś cierpiący na tę chorobą są izolowani w koloniach-leprozoriach w Indiach czy krajach afrykańskich? Dlaczego ich zdrowe dzieci są wykluczane, wytykane palcami, niewidzialne dla społeczeństwa? Dlaczego ludzie nadal się ich boją?
A teraz przenieśmy się do Francji lat 80. i 90. XX wieku. Pojawia się tajemnicza choroba, która z początku wydaje się, że dotyka tylko osoby homoseksualne, wkrótce, że też uzależnionych od heroiny, aż w końcu pacjentów z hemofilią, wymagających transfuzji krwi. Choroba nie zna litości i nie ma na nią sposobu. Pielęgniarki i pielęgniarze, lekarze i lekarki stronią od tych, którzy trafiają do szpitali z jej objawami. Na drzwiach sal, w których leżą chorzy, personel przykleja małe czerwone kółeczka. Ostrzeżenie: lepiej tam nie wchodzić, komu życie miłe. Choroba, która zyska miano AIDS, nie ma być jednak zwykłym wirusem – tak jak trąd nie bierze się z jakiejś zwykłej bakterii, nie atakuje przykładnych obywateli. Jak trąd – AIDS jest karą za złe czyny. Zsyła ją jakiś sprawiedliwy bóg, siła wyższa, no bo jak inaczej. Dobrze się to ludziom rymuje, choć nie ma w tym krzty logiki. Na ofiary choroby patrzy się „przez pryzmat norm moralnych, dobra i zła, grzechu” – jak napisał w swojej nadzwyczaj pięknej, wciągającej i poruszającej prozie Anthony Passeron.
W debiutanckiej książce „Uśpione” Passeron przygląda się początkowi epidemii AIDS z perspektywy niewielkiego miasteczka alpejskiego, położonego w Prowansji, oddalonego od Nicei o 60 kilometrów krętych dróg pod górę. Autor opowiada historię własnej rodziny, stryja Désiré, który zmarł na AIDS kilka lat po narodzinach Passerona, żony stryja Brigitte i córeczki Émilie, której pogrzeb pozostał mu w pamięci jak cierń. Na pytania pisarza rodzice i dziadkowie nie chcieli odpowiadać, temat omijali, wprawiał ich w zły nastrój. „Ta książka jest ostatnią próbą, by coś z tego ocalić. Mieszają się w niej wspomnienia, połowiczne wyznania, udokumentowane rekonstrukcje wydarzeń. Jest ona owocem milczenia. Chciałem opowiedzieć o tym, co nasza rodzina, jak wiele innych, przeżyła w absolutnej samotności. (…) Uświadomiłem sobie, że pisanie jest jedynym sposobem na to, by historia mojego stryja, historia członków mojej rodziny nie zniknęły wraz z nimi, wraz z całym miasteczkiem. Aby im pokazać, że życie Désiré wpisało się w chaos świata, w chaos historycznych, geograficznych i społecznych faktów” – pisze Passeron w prologu.
Passeron pisze o rodzinie, ale również o historii AIDS
Rekonstruując losy rodzinne z odprysków pamięci, postanawia je fabularyzować, inaczej nie dałoby się ich skleić. Musi wyobrażać sobie, jak mogły wyglądać poszczególne dni z życia, o czym rozmawiali dziadkowie Émile i Louise, jakie więzy łączyły jego ojca ze starszym bratem. Émile był rzeźnikiem, jak jego ojciec, a potem jeden z synów. Przy głównej ulicy w miasteczku prowadził masarnię, w sklepie pracowała z nim żona, Louise – córka włoskich imigrantów z Piemontu. Louise była dzielną kobietą, od dziecka starała się pozbyć piętna bycia inną, obcą, mówiącą ze złym akcentem. Gdy wreszcie się jej to udało, gdy potrafiła już bez wstydu i z dumą patrzeć w oczy innym mieszkańcom, jej pierworodny syn – pierwszy, który w rodzinie zrobił maturę, dostał posadę w kancelarii notariusza – nagle zasmakował wolności dużego miasta, najpierw Nicei, potem Amsterdamu. Z wolnością szły w parze heroina i śmiercionośny wirus. Dalej już była tylko droga w dół.
Louise, wyrastająca w powieści na główną bohaterkę – los Désiré jest tu raczej wiodącym wątkiem, a on sam dość zamgloną postacią – nie przyjmuje do wiadomości, po pierwsze, że jej syn jest narkomanem, po drugie, że zaraził się chorobą, z której się nie zdrowieje. Wypiera fakty, by znowu nie odczuwać odrzucenia, poniżenia, obcości. Przez lata tyrała, by zdobyć ludzki szacunek, tylko po to, żeby go teraz stracić? Ale gdy w końcu dociera do niej prawda, gdy zacznie spędzać dni na oddziale chorych na AIDS, dostrzeże innych, równie samotnych, równie cierpiących, równie bezradnych, coś w niej każe widzieć świat większy niż mieszczący się w granicach jej wioszczyny.
Opowieść o tej wzruszającej walce matki o godność syna, a potem o życie niewinnej wnuczki Emilie, która urodziła się już z wirusem, a zarazem o przygnębiającej ucieczce ojca w pracę, rozżaleniu brata, mierzeniu się rodziny z oceną sąsiadów w prowincjonalnym miasteczku Passeron przeplata rozdziałami składającymi się na fabularyzowany reportaż o samej chorobie, o jej odkrywaniu przez lekarzy, wirusologów, immunologów, o wielkiej debacie naukowców francuskich i amerykańskich, którzy prowadzili swój pojedynek na teorie o przyczynach choroby.
Piotr Kieżun celnie napisał w rekomendacji na okładce, a ja się podpisuję pod jego słowami: „Część dotycząca epidemii jest napisana jak kryminał i trzyma w napięciu mimo fachowego języka. W historii rodzinnej uderza natomiast siła odziaływania, język się tu nie mizdrzy”.
To kawałek doskonałej literatury, czyta się za jednym posiedzeniem, bo nie można się oderwać. A zostaje na długo, tak przejmuje. (Już sama okładka, świetnie zaprojektowana okładka przez Kamila Rekosza, przejmuje!)
Anthony Passeron, „Uśpione”, przekład z francuskiego Jacek Giszczak, wydawnictwo Czarne
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.