Hiwa K, z pochodzenia iracki Kurd, który kilkanaście lat temu dostał się jako uchodźca polityczny do Europy, prowadzi widza z więzień i kryjówek, poprzez ruiny zbombardowanych miast, do Europy z jej materialnym dziedzictwem. W stołecznej Zachęcie do 28 kwietnia trwa wystawa „Wysoce nieprawdopodobne, choć nie niemożliwe”.
Na wystawie Hiwy K w Zachęcie znalazło się wiele jego ważnych prac powstałych w ciągu ostatniej dekady. Artysta — z pochodzenia iracki Kurd, który kilkanaście lat temu dostał się jako uchodźca polityczny do Europy — zaliczany jest obecnie do najściślejszej czołówki światowej sztuki. Jego wyjątkowa taktyka polega na tworzeniu formy z wykorzystaniem praktyki życia codziennego, wspomnień z dzieciństwa, dorastania czy rodzinnych anegdot. Twórczość Hiwy K, w której elementy biograficzne mieszają się z tym, co zasłyszane i co fikcyjne, stawia w zupełnie nowym świetle problematykę uchodźctwa, funkcjonowania w innej kulturze, czy geopolitycznych uwarunkowań ludzkiej egzystencji.
Skonstruowana w odwołaniu do architektury Zachęty wystawa daje wgląd w działanie artysty, umożliwiając widzowi doświadczenie jej przestrzennych aspektów. Wiedza i wielozmysłowe doznania składają się tu na frapujący, wielopoziomowy przekaz, co pozwala poznawać jego sztukę na wiele sposobów.
W Sali Matejkowskiej znalazła się monumentalna instalacja „Czego nie zrobili barbarzyńcy, zrobił Barberini”, zbudowana z pięciu przypominających odwrócone mastaby form z piasku, naśladujących kasetony sklepienia rzymskiego Panteonu. Umieszczone zostały na podłodze, możemy więc zauważyć deformacje, dzięki którym wskutek złudzenia optycznego, wnętrze kopuły zyskuje harmonijną formę. Na ścianach wyświetlane są sceny odlewania, z wykorzystaniem piaskowych matryc, form użytkowych z brązu, w składzie którego znalazły się metale kolorowe pozyskane z pól bitewnych Iraku. Hiwa K przypomina o tym, jak od wieków materia krąży pomiędzy polem kultury i polem wojny. Kontynuacją tematu jest praca na jednej ze ścian sali Narutowicza, gdzie rysunek techniczny kasetonu z kopuły naniesiony został metodami stosowanymi przez dawnych budowniczych. W kolejnej sali zobaczymy domknięcie narracji w postaci filmów ukazujących historię dzwonu, odlanego we włoskiej ludwisarni z użyciem miedzi i niklu pozyskanych z pól bitewnych i miejsc szkoleń wojskowych.
Wojna jest początkiem i spoiwem całej twórczości artysty, bo to ona zmusiła go do pełnej dramatycznych zwrotów pieszej wędrówki do Europy. W pracach wideo, które możemy zobaczyć w sali Narutowicza, Hiwa K stawia nas przed wyzwaniami, których sam doświadczył. Jego osobista historia opowiedziana z wykorzystaniem na poły fikcyjnych narracji, zagadek i działań składa się na obiekt-labirynt, którego niewielkie pomieszczenia sprawiają, że widz doświadcza poczucia ciasnoty, lęku i dyskomfortu. Artysta prowadzi nas z więzień i kryjówek, poprzez ruiny zbombardowanych miast, do Europy z jej materialnym dziedzictwem i problemami przestrzeni publicznej, wyposażony w narzędzia, dzięki którym stworzył osobę znaną dziś jako Hiwa K.
Od czasu opuszczenia irackiego Kurdystanu Hiwa K zanurzony jest we wciąż trwające procesy przybywania. Do krajów, instytucji i wspólnot przekształcanych przez niego tak, by odnaleźć ich społeczne i strukturalne możliwości. Ponieważ nie da się jednak zmienić ich w utracony dom, odmawia osiedlenia się na stałe, bo nie istnieje miejsce dające utracone poczucie ugruntowania. Nie chodzi tu o brak stałego adresu, ale przejmujące wrażenie wykorzenienia, dające się wyczytać z opowiadanych przez niego historii i realizacji artystycznych. To jego wokabularz, sieć utkana z fragmentów życia: mobilności, muzyki, gotowania posiłków, wspomnień i emocji powiązanych opowieściami, sytuacjami i przedmiotami. Dom rodzinny i kraj pochodzenia to jego archiwum, a także źródło wernakularnych form. Hiwa K traktuje swój brak przynależności jako pewien potencjał. Jego ukształtowany w ciągu ostatniej dekady złożony język artystyczny nie przynależy ani do Wschodu, ani do Zachodu.
Gdy spotkaliśmy się ponad 13 lat temu, Hiwa K już pracował nad koncepcjami, które stały się częścią tego języka. Był wówczas studentem kwestionującym zachodnią edukację artystyczną, opartą na potrzebie nieustającej produktywności i wytwarzania ekonomicznych wartości, wypełniającym pęknięcia i niewykorzystane przestrzenie systemu kształcenia.
Jako student malarstwa świadomie odmawiał malowania, swoją ścianę w pracowni szkolnej utrzymując idealnie białą. Po zajęciach dzielił się własnym wcześniejszym doświadczeniem malarskim z koleżankami i kolegami. Zaangażował się ponadto w granie na gitarze z woźnym akademii oraz dołączył do studenckiego kolektywu kucharskiego, co miało w niedalekiej przyszłości doprowadzić do powstania takich prac jak „Gotując z mamą”, „Gitarowe lekcje muzyki country” czy „Z Jimem White’em: Dawno temu na Dzikim Zachodzie”. Jego własne ciało — w trakcie gotowania, jedzenia, grania i tańczące — stało się narzędziem doświadczalnym formy. Forma pojawia się w jego sztuce przed ustaleniem znaczenia lub po prostu to znaczenie tworzy.
Do dziś Hiwa K oscyluje między sztuką współczesną i muzyką. To właśnie tej ostatniej prawdziwie się oddaje. Muzyka wyznacza kurs w jego skomplikowanych projektach, dając mu rygor praktyki i poczucie wspólnoty. I to prawdopodobnie właśnie muzyka, często powstająca zespołowo, w dostrojeniu i instynktownym odczuwaniu pozostałych członków grupy, prowadzi go ku różnorodnym formom współpracy, ucząc, jak z wielu tworzy się jedność. Ustalając sposób pracy na wzór zespołu muzycznego czy orkiestry, artysta wydobywa z każdego uczestnika to, co w nim najlepsze, budując z tych mikroskopijnych indywidualnych wkładów utwór muzyczny, badawczy, performatywny lub rzeźbiarski. Wytwarza sytuacje tarcia, dzięki którym zaangażowane jednostki dorzucają okruchy swojej obecności, historii, archiwum, talentu lub głosu do ostatecznego rezultatu, pozwalając wiedzy bardziej stać się niż być wytworzoną. Nie obawia się amatorstwa i nie spodziewa eksperckości; sprawdza, co może się zdarzyć, gdy ludzie się spotkają. Już w czasie, gdy działał w grupach samokształceniowych w rodzimej Sulejmanii, najbardziej interesowała go wiedza wspólnoty, obecnie podstawa jego metody pracy.
W swojej praktyce Hiwa K wyrysowuje linie uskoku, nieciągłości i wydobywa niespodziewane formy z elementów poetyckich i politycznych. Dogłębnie zainteresowany geopolityką i ekonomią, kształtującym jego własną kondycję jako uchodźcy, a potem obywatela innego niż własny kraju, wybrał wskazywanie zagadnień politycznych — jak sam mówi — małym palcem zamiast palca wskazującego. Dlatego my — publiczność, uczestnicy, obserwatorzy — rozumiemy to przesłanie bez żadnej instrukcji.
Kierowany raczej wątpliwością niż pewnością, Hiwa K ryzykuje, jeśli chodzi o sytuacje czy materiały. Posyła siebie — bardziej jako artystę (funkcję, rolę) niż osobę — do wypełnienia różnych zadań. Zapamiętane historie nadają formę aspektom wizualnym jego praktyki. Nigdy nie traci też poczucia humoru, co można zauważyć w jego podejściu do języka. Jeżeli brak w nim słowa, którego potrzebuje, pozwala mu się stać — tak było w przypadku extelektualisty w miejsce intelektualisty (gdy zastąpił indywidualność intelektualizmu umysłem zbiorowym). Żarty, gry słowne, anegdoty pozwalają mu stworzyć odmienną przestrzeń poznawczą przekraczającą konwencjonalne sposoby myślenia. Wyrażający artystyczne idee w jasny sposób kwestionuje jednocześnie własne położenie, uciekając przed definiowaniem siebie zarówno jako artysty, jak i uchodźcy.
Hiwa K odnawia wizualny słownik sztuki współczesnej, wykorzystując pojmowanie nieformalne zamiast strukturalnego czy dyscyplinarnego. Dzięki temu spycha nas z utartych torów konwencjonalnego myślenia, niezależnie czy dotyczy ono geopolityki, ekonomii, materialności czy wojny. Kwestionuje nasze oczekiwania, rewiduje przekonania na temat sztuki, tego, w jaki sposób powstaje i co czyni ją ważną, ponieważ odrzuca, jak mówi tytuł jednej z jego wystaw, „sprowadzanie go do rozmiaru pocisku”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.