Kiedy na Charków spadały bomby, ona nie przestawała grać. Skrzypaczka Vera Łytowczenko występuje w schronie, dodając otuchy tym, którzy się w nim skrywają.
Wojna w Ukrainie trwa już 22. dzień. Zaatakowane przez Rosję państwo opuściło ponad 3 mln uchodźców. Niektórzy z Ukraińców postanawiają jednak zostać w kraju. Wśród nich jest skrzypaczka Vera Łytowczenko, która przed rosyjską inwazją grała w orkiestrze Kharkiv City Opera.
Kiedy rozpoczęło się ostrzeliwanie Charkowa, Vera zeszła do schronu. Razem z nią było tam około 12 osób, w tym dzieci i starsze kobiety. Aby dodać im otuchy, skrzypaczka rozpoczęła solowy koncert. – Wszyscy ci ludzie są moimi braćmi i siostrami. Chciałam, aby choć przez kilka minut nie myśleli o wojnie – powiedziała Łytowczenko w rozmowie z Associated Press za pośrednictwem Skype’a.
Z czasem skrzypaczka zaczęła umieszczać w sieci nagrania występów, które daje w schronie. Jedno z nich zostało odtworzone ponad 100 tys. razy. – Chciałam, aby zobaczyli to moi przyjaciele i krewni. Moja ciocia znajduje się niedaleko Kijowa, boję się o nią. (…) Wiele osób pisze do mnie, że moje filmy dają im wsparcie i nadzieję. Widzą, że ktoś tu zostaje, nie wszyscy uciekają. Chcę pomóc muzykom i odbudować nasze miasto, nasze konserwatorium, naszą szkołę muzyczną. Muzycy stracili swoje domy, chciałabym w przyszłości pomóc im wrócić do swoich miast, by nie musieli być uchodźcami – mówi Vera.
Na youtube’owym kanale skrzypaczki można posłuchać utworów Antonio Vivaldiego i Piotra Czajkowskiego, ale też „Hallelujah” Leonarda Cohena oraz rosyjskiej piosenki ludowej. Dlaczego skrzypaczka wykonuje rosyjski repertuar? – Jestem Ukrainką i jestem z tego dumna. Moim rodzinnym miastem jest Charków, a językiem rosyjski. Ta piosenka jest o miłości i była ulubioną piosenką mojej babci, która żyła w Charkowie i przetrwała w nim okupację w latach 1941–1943. Nie wyprę się tego, kim jestem, ani mojej babci. Miała na imię Lubow, czyli miłość, moje brzmi Vera, czyli wiara. Dobrze, że nie widzi tego piekła. Oto rosyjskie oddziały bombardują rosyjskojęzyczne miasta. Możecie mnie przekląć za mówienie po rosyjsku i za ukochaną piosenkę mojej babci. Ja się nie boję. Ja nie boję się niczego – mówi.
Charków jest drugim największym miastem w Ukrainie. Przed wojną mieszkało w nim ponad 1,5 mln ludzi. Prężnie działała gospodarka, a ponad 20 uczelni sprawiało, że Charków nazywano studencką stolicy Ukrainy. Dziś miasto zamienia się w morze gruzów. Rosjanie bombardują obiekty cywilne. – Kwitła tutaj kultura. Prowadziliśmy normalne życie, mimo pandemii. Teraz nie rozumiemy, co się dzieje… – mówi Vera.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.