– Tak jak ona, wszystkie zarozumiałe osiemnastolatki myślą, że są dorosłe i wiedzą, co robią – mówi Anya Taylor-Joy, czyli nowa Emma z ekranizacji powieści Jane Austen w reżyserii Autumn de Wilde, która za kilka dni trafi do kin.
„Emma” Autumn de Wilde to Jane Austen na sterydach – korowód kapeluszy z piórkiem, zaczepnych odzywek i okazałych wiejskich posiadłości ukazanych w pastelowych barwach. Osią opowieści jest na wskroś nowoczesna antybohaterka: tytułowa swatka grana przez Anyę Taylor-Joy.
Dla tej urodzonej w Miami aktorki o brytyjsko-argentyńskich korzeniach filmowa adaptacja historii z epoki nie jest niczym nowym. Przełom w jej karierze nastąpił w 2015 roku wraz z premierą filmu „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”. Wcieliła się w nim w rolę córki purytanów prześladowanej przez diabelskie moce. Następne były role ofiary uprowadzenia w „Split” i jego kontynuacji, „Glass”, nastoletniej morderczyni w „Pannach z dobrych domów” i sfrustrowanej panny młodej z obsesją na punkcie domku dla lalek w „Miniaturzystce”. Biorąc pod uwagę, jak mroczne były jej poprzednie role, ostatnie wcielenie może zaskakiwać. Ale jest w roli Emmy przekonująca. Słodka, ale niebanalna.
Reżyserka Autumn de Wilde ma bardzo charakterystyczny styl. Przekonała cię do swojej wizji, gdy spotkałyście się po raz pierwszy?
Byłam w drodze do Nowego Jorku, gdy zadzwonił do mnie znajomy producent. „Chcemy, żebyś zagrała Emmę – reżyserka jutro przyleci cię poznać” – powiedział. Nie docierało to do mnie. Potem poznałam Autumn. I to była najlepsza pierwsza randka w moim życiu. Zjadłyśmy lunch i spacerowałyśmy po West Village przez siedem godzin, zaglądając do sklepów z antykami i rozmawiając o życiu. Zakochałyśmy się i od tej chwili nigdy naprawdę nie opuściłyśmy świata „Emmy”.
Gwyneth Paltrow, Kate Beckinsale i Romola Garai zagrały Emmę przed tobą. Nie obawiałaś się porównań do tych aktorek?
Nie widziałam żadnej z wcześniejszych adaptacji. I nie chcę tego robić, bo pewnie by mnie to przeraziło. Jedyną adaptacją, którą oglądałam, czując się komfortowo, było „Clueless. Słodkie zmartwienia”. [Śmiech] Ale moja Emma będzie o wiele ostrzejsza niż Cher.
Austen była ostra!
Tak, jej pisarstwo jest niezwykle błyskotliwe, zabawne i obrazoburcze. Pamiętam, jak opowiadałam przyjaciółce, że robimy komedię na podstawie powieści z XIX wieku. Odpowiedziała: „Co w tym zabawnego?”. Ludzie mają zakodowane przekonanie dotyczące tego typu filmów – przeszłość wydaje im się odległa niczym science fiction! Tymczasem bohaterowie są tacy jak my, tyle że chodzą w gorsetach. Punktem wyjścia do roli Emmy był dla mnie komentarz Austen na temat swojej bohaterki. Opisała ją jako „postać, której nie lubiłby nikt poza mną”. Zaintrygowało mnie to. Kiedy Emma była okrutna, była naprawdę okrutna. Jednak nie była też pozbawiona serca i sumienia. Tak naprawdę to historia odkupienia.
Komedia, melodramat, film z epoki. Jakimi odwołaniami dzieliła się z tobą De Wilde?
Kazała nam wszystkim obejrzeć „Pokój z widokiem” i „Drapieżne maleństwo”. Myślę, że bez obejrzenia tego drugiego filmu nie zrozumielibyśmy rodzaju slapstickowej fizyczności, którą Autumn chciała dla „Emmy”. Chcieliśmy poruszać się między gatunkami, więc Autumn pytała nas, jak wyobrażamy sobie konkretną scenę. Wyjaśnialiśmy, co nami kierowało, i omawialiśmy to bardzo szczegółowo. Byliśmy naprawdę rozbrykani i czasem darliśmy koty, ale ona świetnie się w tym odnajdywała.
W obsadzie znaleźli się: Johnny Flynn, Mia Goth, Bill Nighy i Josh O’Connor. Jaka atmosfera panowała na planie?
Mieliśmy dwa tygodnie na próby poza planem i bez kostiumów. Chodziło o to, żebyśmy się poznali. Te przyjaźnie przetrwały do dziś. Prawie rok później mamy bardzo aktywną grupę na WhatsAppie – 18 osób z obsady! Na planie była niezła zabawa, wręcz do przesady. Autumn nieraz krzyczała: „Ludzie! Przecież musimy to wreszcie nakręcić!”.
Kostiumy autorstwa zwyciężczyni Oscara Alexandry Byrne są niezwykłe. Jak wam się współpracowało?
Miałam mnóstwo przymiarek i bardzo zbliżyłyśmy się z Alex. To był świetny sposób na wejście w rolę, ponieważ Emma jest osobą, która pławi się blasku i znajduje sobie idealne miejsce, by błyszczeć. Myśli o sobie: „Czyż nie jestem piękna? Taka się obudziłam”. Pewnego dnia miałam na sobie płaszcz z wyjątkowo zachwycającym tyłem, więc nagle zaczęłam wygłaszać swoje kwestie, oglądając się przez ramię. Tak, żebym mogła go zaprezentować. Fryzura też była istotna. Na początku jej loki są ciasno związane i każdy szczegół dopracowany. Potem zaczyna się rozluźniać, podobnie jak jej kędziory, zmienia się też paleta kolorów. Jej stroje zaczynają odzwierciedlać naturę.
Która kreacja była twoją ulubioną?
Ze względów sentymentalnych ta, którą miałam na sobie w końcowej scenie oświadczyn. Wiele przeszłam z tą sukienką – mnóstwo łez, a na koniec prawdziwy krwotok z nosa na zawołanie.
To chwila, w której Emma schodzi na ziemię. Czy właśnie to jest w niej tak zniewalające?
Myślę, że nieprzemijający urok tej książki, jak i jej bohaterki, polega na tym, że dzieła Austen zawsze są trójwymiarowe. Każdy ma w sobie coś z Emmy lub zna kogoś takiego. Każdy ma znajomego, który ma obsesję na punkcie kontroli i wywołuje w nas reakcję: „kocham cię, ale czasem mam ochotę przywalić ci w twarz”. Taka młodzieńcza pycha nigdy nie wyjdzie z mody, gdyż co roku tabuny nastolatek kończą 18 lat. I nagle dochodzą do wniosku, że są dorosłe i wiedzą, co robią.
Poza tym Emma wpisuje się również w inne fantazje: o tym, by być w stanie zawsze zadbać o swojego ojca, o tym, żeby nigdy nie wyprowadzić się z domu rodzinnego, a nawet o tym, żeby cofnąć się w czasie i pocałować faceta, który był twoim najlepszym przyjacielem. To są ponadczasowe tematy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.