Wystawa „American Dream” w Krupa Art Foundation we Wrocławiu to obszerny przegląd dzieł malarskich Wojciecha Fangora, które stworzył poza Polską. Tytuł ekspozycji skłania, by przyjrzeć się emigracyjnej karierze prominentnego op-artysty przez pryzmat jego zagranicznych doświadczeń: historycznych sukcesów, ale i osobistych rozczarowań.
„Była to wielka przygoda. Pierwszy raz znalazłem się w kraju, który znałem trochę z literatury, trochę z filmów i ze zjadliwej propagandy komunistycznej” – tak w korespondencji z historyczką sztuki, Bożeną Kowalską, Wojciech Fangor wspominał swój pobyt w Stanach Zjednoczonych w 1962 roku. Wizyta za oceanem trwała kilka miesięcy, ale to wystarczyło, by przed polskim malarzem otworzyły się drzwi do nowego świata. Gdy pojechał do Stanów w 1966 roku, został tam na ponad 30 lat.
Wojciech Fangor w drodze do Stanów Zjednoczonych
Wojciechowi Fangorowi nie zależało na zbiciu fortuny. Nie kusił go mit o pucybucie, który staje się milionerem, ani inne amerykańskie mity. Miał inne aspiracje. – Zaraz po wojnie chciał mieszkać w wolnym i demokratycznym kraju, gdyż w komunistycznej Polsce on i jego rodzina byli „wrogami klasowymi” – wyjaśnia Dorota Monkiewicz, kuratorka wrocławskiej wystawy. – Kiedy wraz ze Stanisławem Zamecznikiem podjął badania nad malarstwem przestrzennym, dołączył kolejny powód: brak zrozumienia ze strony krytyki dla jego artystycznych poszukiwań. Fangor był człowiekiem niesłychanie ambitnym. Chciał malować i utrzymywać się z malarstwa, a nie z pobocznych prac zarobkowych. Chciał konkurować i odnieść sukces w centrum sztuki współczesnej, a nie na marginesach. Wreszcie – chciał działać tam, gdzie sztuka współczesna cieszy się zainteresowaniem i istnieje otwartość na nowe idee artystyczne. Do pewnego stopnia te cele zrealizował w Stanach.
Dzięki wystawom w Gres Gallery i Museum of Modern Art (pokaz „15 Polish Painters”) amerykańscy widzowie mogli zobaczyć malarstwo Fangora, zanim przybył do USA. W 1962 roku, na zaproszenie Institute of Contemporary Art w Waszyngtonie, artysta przyjechał na czteromiesięczne stypendium, w ramach którego prezentował własną sztukę i prowadził prelekcje na uczelniach we wschodnich i południowych stanach. Miał też okazję spotkać na swojej drodze cenionych malarzy, m.in. Josefa Albersa i Kennetha Nolanda, oraz głównych impresariów życia artystycznego. Podczas wizyty w Nowym Jorku, gdzie zatrzymał się w studiu abstrakcyjnego ekspresjonisty Jacka Tworkova, poznał Williama C. Seitza – kuratora MoMA, Thomasa M. Messera – dyrektora Guggenheim Museum, a także Clementa Greenberga – jednego z najwybitniejszych krytyków sztuki XX wieku. Wszystkie te znajomości okazały się równie przydatne, co inspirujące.
W autobiograficznej notatce Fangor pisał: „Po raz pierwszy zetknąłem się z Ameryką i sztuką amerykańską. Jedno i drugie wydało mi się żywym i soczystym produktem bieżącego dnia, bez zabytków, estetyzacji i bez aromatu narodowego. To brutalne i namiętne tętno dzisiejszości było dla mnie bardzo pociągające”.
Dostrzegł w Ameryce miejsce dla własnej sztuki, jednak w związku z wygaśnięciem wizy musiał wrócić do Europy.
Wojciech Fangor maluje w Europie op-artowskie obrazy, od nazw krajów biorą się ich tytuły: E jak England, B jak Berlin
Wszystkie dzieła zaprezentowane w Krupa Art Foundation powstały poza Polską. Znalazły się wśród nich więc i te, które artysta stworzył w okresie, kiedy – zasmakowawszy Ameryki – pojechał najpierw do Francji, a następnie do Niemiec i Wielkiej Brytanii. Abstrakcyjne obrazy z tego czasu (m.in. „N 35”, „B 18”, „E 2”) ukazują ewolucję języka wizualnego Fangora. Świadczą o jego nieustających poszukiwaniach form i pogłębiającej się refleksji nad relacją malarstwa i przestrzeni.
– Istnieje linia rozwoju pomiędzy kolejnymi etapami życia i twórczości na emigracji. Po osiedleniu się w Paryżu (1963) artysta zaczyna malować współśrodkowe koła oraz fale. W Anglii (1965) eksperymentuje także z innymi figurami centralnymi, m.in. z kwadratami – zauważa Dorota Monkiewicz. – Jednocześnie zasada pozytywnej przestrzeni iluzyjnej i bezkrawędziowości pozostaje niezmieniona. Także współśrodkowe koła pozostają jego „signature painting”.
Opracowana przez Fangora w 1958 roku teoria tzw. pozytywnej przestrzeni iluzyjnej, o której mówi kuratorka, stanowiła jedno z jego największych odkryć. Artysta wysnuł tezę, według której dzieło malarskie ma zdolność kreowania iluzji przestrzeni, rozciągającej się nie tylko w głąb obrazu, lecz także w stronę oglądającego go widza. Myśl ta zaważyła na całej jego twórczości, a ponadto korespondowała z kształtującymi się dopiero nowymi formami sztuki immersyjnej (np. instalacja, environment).
Indywidualne wystawy w Paryżu, Leverkusen, Bochum i Berlinie potwierdzały, jak dużą popularnością w Europie cieszyła się sztuka polskiego op-artysty. Na tle tych zagranicznych sukcesów wyraźnie zaznacza się nieobecność optycznych eksperymentów Fangora w ojczyźnie. – Jego malarstwo w tym czasie nie docierało do Polski – zwraca uwagę Dorota Monkiewicz. – W połowie lat 60. ta sztuka mogłaby już w Polsce zaistnieć, ale on dokonał swojego odkrycia w 1958 roku, a wyjechał z kraju w 1961. Za wcześnie. Potem sztukę zbliżoną do op-artu uprawiało w Polsce kilku artystów. Jednakże idea op-artu na Zachodzie była ściśle powiązana z optymizmem technicznym i naukowym, technologiami kosmicznymi, rodzącą się cyfrowością. Op-art wymagał precyzji, dyscypliny matematycznej i dobrej jakości technologii malarskiej. O to ostatnie na pewno było w Polsce trudno.
Stany Zjednoczone wciąż wydawały się krainą nieskończonych możliwości.
Wojciech Fangor i amerykański sukces
W czerwcu 1966 roku, uzyskawszy wizę imigracyjną, Wojciech Fangor wyjechał do USA, gdzie spędził następne 33 lata życia. Uniwersytet Fairleigh Dickinson w Madison w stanie New Jersey zaoferował mu posadę wykładowcy, a Galerie Chalette włączyła go w poczet reprezentowanych przez nią twórców (obok Jeana Arpa czy Pabla Picassa).
„Zaczęły się wystawy i sukces amerykański” – pisał artysta. W rzeczywistości „amerykański sukces” trwał już od pewnego czasu. W 1964 roku Guggenheim Museum wyróżniło go podczas prestiżowego pokazu „Guggenheim International Award”. Rok później Museum of Modern Art uwzględniło jego pracę w przełomowej ekspozycji „The Responsive Eye”, która usankcjonowała status op-artu jako nurtu artystycznego. O twórczości Polaka pochlebnie pisali czołowi krytycy (m.in. Noel Frackman z „Arts Magazine” i John Canaday z „The New York Timesa”), a jego obrazy reprodukowano na okładkach czasopism artystycznych.
Najdonioślejszym osiągnięciem Fangora – do dziś niepowtórzonym przez polskiego twórcę – była indywidualna wystawa w Guggenheim Museum. Trwający na przełomie 1970 i 1971 roku przegląd obejmował niemal 40 wielkoformatowych obrazów. Op-artowe abstrakcje, wywołujące złudzenie pulsowania form, wymagały, by oglądano je osobiście, bowiem – jak zauważył w „Timesie” David L. Shirley – „żadna fotografia nie zdoła odzwierciedlić ich siły oddziaływania”.
Tej barwnej energii emanującej z płócien można doświadczyć na ekspozycji w Krupa Art Foundation, zawierającej kilka prac ze słynnej już wystawy w Guggenheimie (m.in. „M 21”, „M27”).
„Dla mnie Ameryka jest krajem, w którym najszybciej można poczuć się u siebie” – pisał Fangor. Stany Zjednoczone sprzyjały nie tylko jego karierze zawodowej, ale i życiu prywatnemu, które dzielił z żoną Magdaleną. Prócz mieszkania-pracowni w Madison mieli farmę w Summit w stanie Nowy Jork, położoną – jak wspominał artysta – „na szczycie góry w otoczeniu pól, jezior i wielkiego nieba”. Tam malował tytułowane inicjałami „SU” obrazy mglistych fal i amorficznych kształtów, które zdawały się kłębić i mieszać ze sobą.
Gdy tworzył kolejne op-artowe kompozycje, wystawy jego sztuki okrążały kraj (docierały m.in. do Kalifornii, Pensylwanii i Teksasu), przynosząc mu prestiż i rozpoznawalność.
Wystawa Wojciecha Fangora w Krupa Art Foundation
Z biegiem lat nadeszło rozczarowanie. „Nowi, młodzi byli zafascynowani pop-artem. Wytworzyła się amerykańska szkoła sztuki, nielubiąca sztuki europejskiej, bo za dużo jej zawdzięczała. Powstał gigantyzm, minimalizm, konceptualizm itp. A ja uciekłem na wieś” – pisał. Przeobrażenia stylistyczne i instytucjonalne, jakim ulegała sztuka w USA, dotknęły Fangora bezpośrednio. – W 1973 roku z powodu śmierci jednego z właścicieli stracił swoją galerię w Nowym Jorku. Miał wtedy 51 lat. W tym wieku trudno jest znaleźć nową galerię, a jej brak utrudnia sprzedaż prac i powoduje zniknięcie z pola widzenia muzeów i galerii publicznych – opowiada Dorota Monkiewicz. – Do tego Fangor porzucił modus malarski, w którym osiągnął amerykański sukces. Zaczął malować obrazy figuratywne, powiązane z krytyką kultury medialnej. Nie spotkały się jednak z zainteresowaniem odbiorców. Jeszcze przez wiele lat uczył malarstwa w Madison, ale nie miał już liczących się wystaw. Na emeryturze nie mógł utrzymać farmy oraz mieszkania w Nowym Jorku. Przenieśli się z żoną do Santa Fe w stanie Nowy Meksyk. A potem wrócił do Polski.
Powrót do ojczyzny w 1999 roku należy odczytywać jako naturalną kolej rzeczy. Jeszcze przed emigracją Wojciech Fangor żywił nadzieję, że w Stanach jego twórczość „będzie się mogła swobodnie rozwijać i że będzie komuś potrzebna”. Tak się stało. Spełnił swój „amerykański sen”, zyskał doświadczenie i renomę. Jego wkład w rozwój teorii estetycznych, a także ewolucję malarstwa oraz działań przestrzennych zapewnił mu miejsce w międzynarodowym gronie innowatorów sztuki XX stulecia.
Takiego właśnie Fangora – innowacyjnego, światowego, oddanego sztuce – prezentuje wystawa w Krupa Art Foundation.
Ekspozycję „Wojciech Fangor. American Dream” w Krupa Art Foundation we Wrocławiu można oglądać od 13 lipca do 20 października 2024 r. Partnerami wystawy są dom aukcyjny DESA Unicum oraz Fangor Foundation.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.