Zaglądamy do archiwów amerykańskiego i brytyjskiego „Vogue’a”, żeby sprawdzić, o czym pisano na łamach magazynów w czasie I i II wojny światowej oraz Wielkiego Kryzysu.
W pierwszym wojennym wydaniu „Vogue’a” ukazała się jedna ze wspanialszych sesji w historii magazynu, wykonana przez Horsta P. Horsta. Zdjęcie modelki siedzącej na ławce plecami do obiektywu, ubranej tylko w niezawiązany gorset ze wstążkami zwisającymi luźno, z głową opadającą na uniesione prawe ramię, musiało robić piorunujące wrażenie. Piękno i bezradność w jednym ujęciu. Condé Nast nie zamknął brytyjskiej edycji, ale zmienił cykl ukazywania się z dwutygodniowego na miesięczny. Racjonowano papier, a także paliwo, co ograniczało dystrybucję. Pismo można było kupić tylko w prenumeracie. Audrey Withers – która w związku z awansem nie dostała podwyżki ani nie znalazła się na szczycie stopki redakcyjnej, bo z oszczędności papieru do końca wojny postanowiono nie marnować jednej strony na informację o zespole redakcyjnym – miała przed sobą trudne zadanie i marne szanse, by konkurować z tygodnikami i dziennikami, dostarczającymi informacji na bieżąco. Szukała niszy i szybko ją znalazła. „Vogue” może mieć swój udział w wojnie z wrogiem. Nawiązała kontakty z Ministerstwem Informacji, któremu zależało na dotarciu w tej nadzwyczajnej sytuacji do kobiet.
Za pośrednictwem prestiżowego magazynu rząd mógł wpłynąć na sposób myślenia swoich obywatelek. A ponieważ starał się utrzymać gospodarkę, redaktor naczelna Audrey Withers na łamach „Vogue’a” namawiała do kupowania nowych ubrań, opisywała objazdowe pokazy mody. Kiedy zaś przestawiono przemysł tekstylny na produkcję mundurów oraz wyposażenia wojskowego i wprowadzono kupony na ubrania, zapewniała, że mniej nie oznacza wyrzeknięcia się stylu. Tłumaczyła czytelniczkom powody racjonowania żywności, paliwa i ubrań. Przestrzeganie restrykcji traktowała jak patriotyczny obowiązek. Krytykowała odbieranie kuponów służącym czy wyłudzanie ich od krewnych. Podpowiadała, jak je przeliczać i dobrze inwestować.
Władzom np. zależało, by kobiety zaczęły się inaczej czesać, bo gdy zatrudniały się jako kierowcy czy w służbie medycznej, fryzury z hollywoodzkich filmów okazywały się niepraktyczne. Więc Audrey prezentowała zalety krótkich włosów, dowodząc, że bynajmniej nie są mniej kobiece czy mniej szykowne. Zaangażowała też modelkę Lee Miller na fotoreporterkę wojenną, której zdjęcia publikowała też edycja w Nowym Jorku. Miller towarzyszyła amerykańskim żołnierzom w Europie, począwszy od lądowania w Normandii w czerwcu 1944 roku, potem była świadkiem wyzwalania Francji, Luksemburga i Belgii, dotarła do obozu w Dachau. A nawet do domu Hitlera, podobno w dniu jego samobójstwa, gdzie David E. Scherman, kolega po fachu, sfotografował Miller kąpiącą się w wannie Führera.
Audrey wiedziała, że musi zachować proporcje. Obok reportaży z frontu ukazywały się sesje mody. Niektóre robione w piwnicy składu z winem, gdzie pomiędzy beczkami urządzono studio, a niektóre wśród ruin londyńskich. W edycjach „Vogue’a” po obu stronach Atlantyku były też teksty, jak psychicznie i emocjonalnie znosić czas wojny. W jednym z artykułów psycholog radził: „Zgłoś się do wykonywania choćby niewielkiej rutynowej pracy. Terapeutyczne działanie jest jasne: wpasowujemy się w obraz wojny, nabieramy poczucia przynależności i sensu naszego funkcjonowania. Pośród lęku i trudności, praca staje się stałym punktem odniesienia”.
Na łamach kwietniowego numeru z 1943 roku profesor nowojorskiej Szkoły Medycznej, neurolog Robert Foster Kennedy zachęca Amerykanki, by kierowały się trzema zasadami: wiara, wiedza i praca. Ufaj alianckim siłom, ufaj władzy – w końcu sama ją wybrałaś, ufaj własnej wytrwałości, a także Bogu. Jeśli nie należysz do żadnego kościoła, to dołącz do któregoś – radzi Foster. Namawia, by wybrać jedną codzienną gazetę i czytać ją od deski do deski, a nie opierać wiedzy na nagłówkach. I pracować, dawać jak najwięcej, brać jak najmniej. Ale, żeby móc działać, trzeba właściwie się odżywiać. Amerykanki chciałyby tylko chudnąć, przez co traci się energię. Lekarz potępiał dietę opartą na kawie, soku i papierosach, zalecał powrót do dobrej angielskiej tradycji pożywnych posiłków. Kobieta musiała być silna fizycznie, by zadbać o potrzeby swoje, męża i dzieci. Być gotową przejąć męskie role, gdy mężczyźni walczyli na froncie. A to wszystko miała robić z uśmiechem.
Cały tekst przeczytasz w nowym wydaniu „Vogue Polska”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.