W tym tygodniu bohaterką naszego cyklu, który przygotowujemy we współpracy z Kampanią Przeciw Homofobii, jest Wiola Jaworska. Psychoterapeutka udziela pomocy młodzieży LGBTQ, bo w młodości musiała przejść samotną drogę do zrozumienia własnej tożsamości.
Jesteś terapeutką. Pracujesz z osobami nieheteronormatywnymi?
Pracuję z młodzieżą od 15. roku życia i dorosłymi. I tak, mam w gabinecie sporo osób nieheteronormatywnych i niebinarnych, czyli takich, które nie odnajdują się w sztywnych podziale kobieta – mężczyzna. Potrzebują miejsca, w którym mogą otwarcie o sobie mówić. Trafiają do mnie, bo mam kwalifikacje, żeby im pomóc. Ale moje doświadczenie osobiste też ma znaczenie.
Heteroseksualnym terapeutom, nawet jeśli mają dobre przygotowania, zdarzają się pytania w stylu: „Czy jesteś pewien?” na deklarację, że jest się osobą homoseksualną. Ja bym o to nie zapytała. Publicznie mówię o tym, że jestem lesbijką, więc szukają mnie osoby, które chcą porozmawiać z terapeutą, który dzieli ich orientację. W centrum terapii Otwartej Przestrzeni, z którym współpracuję, już na pierwszej sesji ludzie mówią o swojej orientacji.
W jakim nurcie prowadzisz terapię?
W nurcie Gestalt, jestem więc nastawiona na wymianę. Najważniejszym czynnikiem terapeutycznym jest dla mnie budowanie relacji. Terapia to spotkanie. Bycie w kontakcie to rozpoznawanie swoich emocji oraz sygnałów z ciała. Jedną z głównych wartości jest dla mnie otwartość. Promuję pozytywne podejście do seksualności, które oparte jest na bezpieczeństwie, przyjemności i konsensualności. Jestem zaangażowana w pracę, która opiera się na świadomych decyzjach związanych z seksualnością, poruszającą m.in. tematykę LGBTQIA, BDSM i poliamorii. Mam momenty lęku o to, czy dam radę, ale wiem, że mam wystarczające zasoby. Poza tym, wciąż jest we mnie głód wiedzy. Wciąż się dokształcam. Wiem, że mam skłonności do pracoholizmu. Ale już nauczyłam się balansu. Jeśli sama będę w złej kondycji, nie będę w stanie pomóc klientom. Muszę o siebie dbać, żeby zadbać o innych.
Nie bałaś się emocjonalnego obciążenia, które się wiąże z prowadzeniem terapii w ramach Gestaltu?
Nie, cieszę się z tego, że mogę być w tak bezpośrednim kontakcie z moimi klientami, reagować na bieżąco na ich opowieści, ale też wyrażać siebie. Oczywiście dopóki to jest terapeutyczne. Moje interwencje nie mogą mieć na celu tego, żebym sama sobie ulżyła, są nakierowane na drugiego człowieka. Tak jak w każdym spotkaniu, obie strony przynoszą coś od siebie. To, co nie pomaga klientowi, zamykam w pudełku i zanoszę na superwizję.
O czym rozmawiasz z młodzieżą?
O relacjach. Mam poczucie, że najważniejsze dla ludzi jest dążenie do tego, żeby nie być samotnym. A mało kto naprawdę to potrafi. To jest największe wyzwanie. Niby najprostsza rzecz, a rodzi największą trudność.
Współczesnej młodzieży nie jest łatwiej dzięki mediom społecznościowym, które uczą otwartości?
I tak, i nie. Młodym łatwiej rozmawiać wirtualnie niż w realu. Z mówieniem o swoich uczuciach twarzą w twarz mają ogromny problem. Dramatem jest też to, gdy ktoś nie odpisze im na Messengerze, mimo że widzą, że wiadomość odczytał. Albo to, że kogoś nie było online przez dobę. Albo jeszcze inaczej – często zamiast się spotykać, gadają na Messengerze, siedząc w domu. Jeden z chłopaków opowiedział mi ostatnio, że korespondował z kumplem i zaprosił go na piwo, a tamten odpisał, że może lepiej, żeby każdy z nich sam kupił sobie piwo, i wtedy wypiją je przed monitorem. Razem i osobno.
A nastolatkom LGBTQ jest teraz łatwiej niż nam, trzydziestolatkom w okresie dorastania?
Tak, bo ich świadomość jest na zdecydowanie wyższym poziomie. To zasługa m.in. forów, które pozwalają na coming outy w bezpiecznym środowisku. Znacznie większy lęk towarzyszy codziennemu życiu. Lęk przed odrzuceniem, przed utratą bliskich. Zdarzają się osoby, które mają myśli samobójcze. Nawet te, które mają wsparcie w innych, przeżywają wewnętrzny dramat.
Trudniejszy niż dramaty dojrzewania osób heteronormatywnych?
Tak, bo pomyśl, że oprócz tego, że muszą ustalić, co chcą robić w życiu, kim chcą być w przyszłości, jak chcą, żeby wyglądały ich związki, mają dodatkowo do omówienia ze sobą kwestię orientacji i tożsamości. Dzieci uczą się przez naśladownictwo, a od początku wpaja nam się heteronormatywną wizję rzeczywistości, czyli taką, w której przedstawia się model rodziny jako mamę, tatę oraz dzieci, z góry zakładając, że osoby są heteroseksualne. Kiedy młody człowiek zaczyna rozumieć, że ma inną orientację, musi wydeptać swoją własną ścieżkę.
A potem jeszcze edukować swoich rodziców?
Tak. I mierzyć się z ich często fałszywymi przekonaniami na temat orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Ale tutaj też obserwuję zmianę na lepsze. W ramach Kampanii Przeciw Homofobii udzielam porad – także przez maila i Skype’a – nie tylko młodym osobom LGBTQ, ale także ich rodzinom, które chcą nauczyć się rozmawiać. Tak jak coming out to wielostopniowa droga, tak rodzice przechodzą różne stadia tego procesu. Muszą pogodzić się ze stratą, nie realnej osoby, ale przekonań na jej temat.
A jakie było twoje otoczenie, gdy byłaś młoda?
Trudne. Nie pamiętam nawet, kiedy po raz pierwszy zorientowałam się, że można chcieć inaczej. Znalazłam kiedyś książeczkę o homoseksualności. Z niej czerpałam pierwsze informacje. Do zrozumienia siebie musiałam dojść sama, bo nie miałam wokół siebie rozumiejących ludzi. Przeszłam samotną drogę. Sama się wymyśliłam. Gdy wokół pojawiały się pierwsze dziewczyny, które mi się podobały, zaczynałam rozumieć, kim jestem.
W szkole byłaś wyoutowana?
Nie. To znaczy nie potwierdzałam, ani nie zaprzeczałam, że jestem lesbijką. Noszenie tego w sobie było obciążające. Gdy powiedziałam pierwszej osobie, mojej najlepszej przyjaciółce, zareagowała: „Nareszcie mi to mówisz!”. Ten pierwszy coming out jest wyzwalający. Przełamuje barierę w tobie i w rzeczywistości. Potem, gdy wieku 17 lat chodziłam na terapię, chciałam powiedzieć terapeucie od pierwszego spotkania, ale nie potrafiłam się na to zdobyć. Powiedziałam na szóstym. To był długotrwały energochłonny proces.
Teraz jak się określasz?
Jestem lesbijką.
Mówisz o tym zupełnie otwarcie?
Tak, staram się edukować nieświadomych ludzi. Mam nadzieję, że pójdą dalej z wiedzą ode mnie otrzymaną. Zdarza się, że ludzie mnie pytają, czy nie podobają mi się faceci. A ja na to, że pewnie, faceci bywają przystojni. Mogę z nimi tańczyć, mogę nawet flirtować, ale nie stworzę z nimi związku. Słyszę też czasami heteronormatywne pytanie o to, która z partnerek jest mężczyzną w łóżku. Wtedy mówię, że pojęcie płci to konstrukt. Rozmówcy otwierają szeroko oczy.
Dla mężczyzn lesbijki to wciąż pociągające bohaterki fantazji erotycznych?
„Jak kobieta kocha się z kobietą, to można popatrzeć, a jak mężczyzna z mężczyzną to ohydne”? Wciąż można tak niestety powiedzieć, nawet w dyskursie publicznym. Sama nie spotykam się z nachalnymi uwagami, ale agresywno-biernymi już tak. Te subtelne często są gorsze.
A zdarzają się kobiety, które czują się zagrożone twoją tożsamością?
W młodości tak. Teraz mnie to już nie spotyka. Osoby, które znam od dziecka, wspierają mnie. A ci, którzy mnie nie wspierali, po prostu nie są już w moim życiu.
Z czego wynika ten lęk przed osobami nieheteronormatywnymi?
W dużej części z tabu wokół seksu, w przypadku gejów – seksu analnego. Ale wiesz, ja nie chcę mówić o orientacji seksualnej wyłącznie w kontekście seksu. Najchętniej bym ten seks z rozmowy wyjęła. Bo to pierwsza rzecz, o której myślą ludzie. A ostatnio zapytałam moją młodzież o to, ile czasu zajmuje im seks. Nie tak znowu dużo! To dlaczego wciąż tylko o tym rozmawiamy?
A z drugiej strony to postęp, że kobiety coraz bardziej otwarcie mówią o swojej seksualności.
Tak, oczywiście! Kiedyś współtworzyłam Instytut Pozytywnej Seksualności. Treningi, które przeszłam, bardzo mnie rozwinęły. Moją świadomość kobiecości, męskości, ciała, potrzeb. Nasi rodzice przekazują nam poczucie wstydu. Trudno się go wyzbyć. Zwłaszcza, że ta tresura bywa subtelna. Komentarze: „O, rośnie nam kobieta”. Pozornie niewinne, ale bardzo szkodliwe. Dorastanie to w życiu dziewczyny okres pełen wyzwań.
A jakie było twoje?
Temat kobiecości długo dla mnie nie istniał, bo okres dojrzewania był bardzo burzliwy. Dużo wtedy przeszłam.
Studia na psychologii były odpowiedzią na problemy?
Od zawsze lubiłam pomagać ludziom. Na początku jako wolontariuszka osobom z niepełnosprawnościami, potem dzieciom z praskich kamienic. Chciałam być psycholożką właściwie od zawsze, ale dostawałam od świata informację zwrotną, że się nie nadaję. Że jestem za słaba. Że się za bardzo przejmuję. Że sobie nie poradzę. Najpierw poszłam na pedagogikę specjalną. Rzuciłam ją po pół roku i trafiłam na psychologię.
Studia były przełomem w twoim życiu?
Tak, przede wszystkim dlatego, że zamieszkałam z moją pierwszą dziewczyną. Potrzebowałam się odciąć od tego, co było wcześniej. Musiałam na siebie zarabiać. Pracowałam w sklepie z ciuchami, studiując zaocznie.
Łatwo się zakochujesz?
Tak, ale niełatwo wchodzę w długie związki. Myślę, że nie jestem w stu procentach monogamiczna. Ale gdy już decyduję się na pełne zaangażowanie, to na długo. Póki nie jestem zdeklarowana, pozwalam sobie na większą dozę wolności.
Boisz się być teraz kobietą w Polsce?
Boję się tego, że próbuje się zawłaszczyć kobiece ciało. Ale paradoksalnie kobiety rosną w siłę. Kiedyś „G” w LGBTQ było bardziej widzialne niż „L”. Teraz kobiety, niezależnie od orientacji i tożsamości, solidarnie prowadzą wspólną walkę.
O jakiej przyszłości dla kobiet w Polsce marzysz?
Takiej, w której kobiety mogą być ekspresyjne, spontaniczne, nie muszą się z niczego tłumaczyć, ani udowadniać swojej wartości. Mogą określać się, jak chcą. I to nie podlega dyskusji. Myślę, że świadomość kobiet jest coraz większa. Rozwija się szybciej i wcześniej. Jest to proces, którego nie da się cofnąć.
A przyszłość dla społeczności LGBTQ?
Równość małżeńska.
A dla ciebie?
Chciałabym wziąć ślub i być matką. I nie, nie planuję wyjechać z Polski, chociaż znam sporo osób, których już tu nie ma. I mówią, że żyje im się tam lepiej. Ja zostaję, pracuję, edukuję.
Przez długi czas, gdy w Polsce poruszany był temat osób LGBT, to w rzeczywistości mówiono jedynie o gejach. Na szczęście jest to już przeszłość. W ostatnich latach polskie lesbijki zrobiły wiele, aby być widoczne. Dużą zasługę mają tu dziewczyny z tzw. blogosfery, które prowadzą vlogi jak np. Zuch Dziewuchy albo „pamiętniki” na instagramie jak This is Klenska czy Ninusy. Spory wkład w widoczność lesbijek mają też organizatorki imprez kobiecych (tu prym wiedzie kolektyw Twin Heart) oraz dziewczyny działające w sporcie. A jak o sporcie mowa to nie sposób nie wspomnieć o nieheteronormatywnej drużynie piłkarskiej Chrząszczyki i pływaczce paraolimpijskiej Karolinie Hamer – pierwszej polskiej wyoutowanej sportsmence. W Polsce istnieje szereg organizacji działających na rzecz osób LGBT w tym lesbijek jak np. Kampania Przeciw Homofobii czy Lambda Warszawa. Organizacja, której działalność w 100% dedykowana jest lesbijkom jest jedna i nazywa się Sistrum.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.
Wczytaj więcej