Opowiadamy o tych ludziach, którzy poświęcili się przeciwdziałaniu katastrofie. I odnoszą na tym polu sukcesy – mówi Leila Conners, reżyserka filmu dokumentalnego „Lód płonie”, który można oglądać na HBO GO.
Lęk klimatyczny to dziś poważna jednostka chorobowa, z którą coraz więcej ludzi chodzi do terapeuty. Trudno się dziwić, wieści ze świata są przytłaczające. Naukowcy potwierdzają najgorsze obawy. Szanse, że będziemy świadkami końca świata, w jakim dotąd żyliśmy, rosną. Ale politycy wciąż lekceważą temat globalnego ocieplenia, a ekologia staje się orężem w walce między lewicą i prawicą. A co jeśli światu można pomóc bez korporacyjnych pieniędzy i wsparcia rządzących? W wyprodukowanym m.in. przez Leonardo DiCaprio dokumencie „Lód płonie” reżyserka Leila Conners podróżuje po świecie, szukając sposobów na odwrócenie zmian klimatu. Przygląda się oceanicznej farmie na archipelagu Thimble, gdzie Bren Smith hoduje wodorosty pochłaniające wielokrotnie więcej CO2 niż rośliny rosnące na lądzie. Odwiedza Fundację Usal Redwood Forest w północnej Kalifornii, gdzie opracowano sposób produkcji biowęgla, dzięki któremu dwutlenek węgla wraca do gleby. Reżyserka znajduje metody skutecznego przeciwdziałania najbardziej odczuwalnym skutkom globalnego ocieplenia. A na koniec mówi: „Pieprzyć polityków, załatwimy to sami!”.
Ekologia od zawsze była pani bliska?
Zawsze fascynowało mnie to, jak działa świat. Zaczynałam karierę od pracy w polityce międzynarodowej. Mieszkałam w Europie krótko po tym, jak upadł Mur Berliński. W chaosie tamtego czasu miałam wrażenie, że natura jednoczy ludzi. Nawet Michaił Gorbaczow mówił o Międzynarodowym Zielonym Krzyżu, organizacji działającej na rzecz zapobiegania katastrofom ekologicznym i niesienia pomocy ich ofiarom. Byłam przekonana, że zaczyna się ruch, który doprowadzi do tego, że będziemy mówić o środowisku wspólnym głosem.
Nie doczekaliśmy się tego do tej pory.
Jako naiwna 25-latka liczyłam na szybszy proces. Dziś rozumiem już, jak trudna jest zmiana, a raczej wcielenie zmiany w życie. Ale jestem też przekonana, że jesteśmy na fali wznoszącej. Gdy dojdziemy do pewnego punktu, zmiana nastąpi bardzo szybko.
A co ją spowalnia?
Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to biznes. Jako Amerykanka mogę powiedzieć, że problemem są firmy zajmujące się wydobyciem paliw kopalnianych, które od lat jednoczą siły w walce o zdyskredytowanie nauki. I świetnie im to wychodzi, tym bardziej że wiedza z zakresu zmian klimatycznych jest specjalistyczna, więc trudno ją w przejrzysty sposób komunikować. Dlatego potrzebujemy takich filmów jak ten albo moja poprzednia produkcja – „Za pięć dwunasta”, także poświęcona globalnemu ociepleniu. Chodzi o to, żeby pokazywać trudne tematy w przystępny sposób. My nie tylko opowiadamy, ale też podajemy sprawdzone rozwiązania.
„Globalne ocieplenie? To dlaczego w maju mieliśmy w Polsce falę bardzo niskich temperatur?” – pytają ludzie.
Ale to jest dokładnie to! Wir polarny, czyli zimne powietrze znad Arktyki, opada, a ciepłe powietrze wznosi się wyżej. Dwa tygodnie temu [na początku maja – przyp. red.] w wyniku tego procesu w Arktyce było prawie 30 stopni, a w miejscach takich jak Cannes, Warszawa, a nawet Los Angeles zrobiło się o wiele chłodniej.
cvbn
Czy „Lód płonie” jest filmem politycznym?
Nie. Pewnie pyta pani o Donalda Trumpa, którego kilkakrotnie cytujemy. Na początku nie chcieliśmy go wcale pokazywać. Ale niestety jest on częścią współczesnego świata. Trump to chłopak z plakatu kampanii denialistów globalnego ocieplenia. A globalne ocieplenie nie jest opinią, o której możemy dyskutować, tylko faktem.
Ekologia to wciąż, podobnie jak równouprawnienie, temat, który politycy określają mianem lewicowego. A przecież, idąc stereotypowym tokiem myślenia, konserwatystom czy też tradycjonalistom zależy na rodzinie. Dlaczego nie chcą zatem zapewnić przyszłości swoim dzieciom? Co jest niepatriotycznego w walce o dobrostan planety?
Istnieje wiele odpowiedzi na to pytanie. W Stanach Zjednoczonych edukacja kuleje. Większość młodych ludzi jest słabo wykształcona. Od 40 lat trwa kampania mająca na celu ogłupianie Amerykanów, żeby oligarchowie mogli łatwiej rządzić krajem. Prezydent Trump jest owocem takiej strategii. Taka polityka przeniosła się też do Europy.
Skąd ta rama czasowa – 40 lat?
Świetnie opowiada o tym książka „Democracy in Chains” [po polsku „Demokracja w okowach”] Nancy MacLean. Siatka sponsorowana przez braci Kochów zintensyfikowała działania jeszcze wcześniej, w latach 50. i 60. Byli odpowiedzialni m.in. za dojście do władzy Pinocheta. To był taki ich, można powiedzieć, eksperyment. W ten obrazek wpisuje się też walka z komunistami, która zmieniła podejście społeczeństwa do idei wspólnoty. Konsekwencje tej nabytej awersji ponosimy do dziś.
Kochowie to właściciele koncernów paliwowych…
…którzy obracają miliardami dolarów. Widziała pani kiedyś kogoś zarabiającego miliardy na jakimś biznesie, gotowego zrzec się zarobków w imię idei? Hiperkoncentracja dóbr i władzy to jedna z przyczyn tak beznadziejnego stanu rzeczy. Wydaje mi się, że w Europie jest lepiej. Nie bez znaczenia jest też to, że my, ludzie, nie lubimy się konfrontować z niewygodną prawdą. Praktyka zamiatania pod dywan trwa, czy mowa o własnym zdrowiu, zdradzie partnera, czy globalnym ociepleniu.
Problemem jest też język, którego używamy do mówienia o ekologii.
Gdy rozmawiamy o zaangażowaniu w tematy środowiskowe, wciąż sięgamy po termin „ekolog/ekolożka”, który, według mnie, się przeterminował. Sugeruje, że dbanie o środowisko to forma aktywizmu, coś dla zaangażowanych, a nawet radykalnych jednostek. A to jest coś dla nas wszystkich: małych, dużych, z prawa, z lewa. Przyszłość ziemi nie ma barw politycznych. Jeśli ktoś chce z dbania o środowisko robić politykę, to śmiało, ale ja tego nie czuję. Nie bawimy się w demagogię, tylko mówimy, jak jest. Tak właśnie działa świat, w którym żyjemy: lód się topi, a coraz więcej dwutlenku węgla trafia do atmosfery. To, że nie rozłożymy w deszczu parasola, nie sprawi, że nie będzie padać! Polityka tego nie zmieni, choć ma przecież taką moc. Ale nie staje na wysokości zadania. Dlatego zrobiliśmy film humanistyczny. Dla ludzi i o ludziach. Koncentrujemy się na tych, którzy, choć nie są znani czy niezwykli, poświęcili się przeciwdziałaniu katastrofie. I odnoszą na tym polu sukcesy.
Kolejny raz pracowała pani nad filmem z Leonardo DiCaprio w roli producenta. To dobry partner w walce o lepsze jutro?
Świetny. To on był pomysłodawcą tego projektu. Jako producent jest bardzo aktywny, ogląda na bieżąco materiał, dogląda budżetu. To nie jest tylko nazwisko na plakacie. Leo chciał poruszyć temat gazów cieplarnianych: dwutlenku węgla i metanu, którego wielkie złoża znajdują się w Arktyce. W wyniku rozmarzania wiecznej zmarzliny ulatuje ich do atmosfery o wiele więcej niż jeszcze kilka dekad temu, a to może mieć decydujący wpływ na przyspieszenie zmian klimatycznych. O metanie nie mówi się jeszcze za dużo, a powinno się o tym krzyczeć! Wszystkie pięć największych fal wymierania gatunków w historii Ziemi miało jakiś związek z dużą ilością węgla w atmosferze.
Nazwisko DiCaprio na pewno pomaga przy promocji „Lodu…”. Jak wiemy, często to, o czym słuchamy, dyktują medialne trendy, a trudne tematy często szybko tracą atrakcyjność w oczach redaktorów. Uchodźcy, klimat… „Ale to już było!”.
Robiąc film taki jak ten, myśli się o tym przez cały czas. Przecież chcemy, żeby nasza produkcja dotarła do ludzi, a to wymaga ekspozycji medialnej. Jak mantrę powtarzaliśmy sobie wymóg „przystępności”. Chcemy pokazywać, że rozwiązania, które mogą zmienić naszą przyszłość, są na wyciągniecie ręki. Stąd bohaterowie tacy jak Bren Smith, hodowca ostryg, który zajmuje się wpływem glonów na redukcję CO2. Ale wracając do mediów, nie robię filmu dla redaktorów, tylko dla takich dziewczyn jak Greta Thunberg. Jeśli decydenci wolą pisać o Kim Kardashian West i księciu Archiem, śmiało, droga wolna. Może i walczące z emisją CO2 glony to nie najskuteczniejszy clickbait. Może wielu redaktorów wzruszy na ten temat ramionami. Ale wie pani co? Nieopublikowanie artykułu nie zmieni tego, że za dziesięć lat ten temat wciąż będzie istniał.
A co się przez tę dekadę zmieni?
To będzie czas wielkich wstrząsów. Z roku na rok będzie coraz gorzej. W dalszej perspektywie mamy wymieranie na masową skalę, to pewne. Są tacy, którzy mówią, że start tego procesu to kwestia nawet 15 lat. Najczarniejsze scenariusze wieszczą ludzkości radykalne przetrzebienie. Zostałoby nas milion, może dwa. W filmie tego nie cytujemy, bo to bardzo radykalne stanowisko. Ale prawdopodobieństwo, że jest słuszne, to jakieś 10 proc. To więcej niż statystyczna szansa, że spali się nam dom, a jednak ubezpieczamy się od pożaru. A gdy chory na raka bliski ma 10 proc. szans na wyzdrowienie, wiemy, że to mało, ale walczymy, prawda?]
Film to tylko jeden z elementów pani działalności.
Powołujemy do życia organizację, która ma się nazywać NOW. Jej celem będzie usunięcie z atmosfery dwutlenku węgla przy użyciu wszystkich narzędzi, o których mowa w filmie – wodorosty, biowęgiel, specjalne maszyny. Będziemy na swoją działalność zbierać pieniądze od ludzi przez crowdfunding. Nie można już dłużej czekać. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce. Dlatego chcemy zainicjować globalny ruch, który ściągnie dwutlenek węgla z nieba bez pomocy rządów, które do tej pory potrafiły nas tylko rozczarowywać. Wie pani, że wystarczyłoby w 9 proc. wód na świecie posadzić listownicowce, żeby poziom CO2 w atmosferze spadł o połowę? O połowę! To nie żart: wodorosty uratują ten świat.
Film dokumentalny HBO „Lód płonie” („Ice on Fire”) dostępny jest już w HBO GO. Premiera na antenie HBO: 4 lipca, 21:55.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.