Na koncie ma trzy Fryderyki, milionowe odsłuchy na YouTubie i Spotify, wyprzedany warszawski Torwar i trasę koncertową, na której prezentuje materiał z najnowszej płyty „Ta druga”. Do tego dochodzą duety, m.in. z Kortezem, Vito Bambino i Dawidem Podsiadło. I ma coś jeszcze: niebywałą umiejętność przefiltrowywania melancholii i znajdowania choć „piksela światła” w ciemności.
Kaśka Sochacka o sobie mówi tak: – Z jakiegoś powodu chcę być na scenie, ale nigdy nie potrzebowałam być gwiazdą. Trochę się to kłóci, ale naprawdę tak jest. Kocham śpiewać, grać, występować, ale nie potrzebuję tego wszystkiego, co definiuje status gwiazdy, żeby to robić. Zależy mi na tych moich piosenkach i tylko na tym.
I wierzcie mi, nie ma w tym cienia kokieterii. Kaśka w rozmowie jest szczerą, otwartą, empatyczną, pogodną osobą. Takie same są jej teksty. Jest w nich dziewczyński wdzięk gdzieś pomiędzy Adele z płyty „21” a Tylor Swift z „The Tortured Poets Department”. W obu przypadkach artystki rozprawiały się ze swoimi rozczarowaniami, stratami, staraniami, miłościami i nadziejami z nimi związanymi. Śpiewały o radzeniu sobie z tym i odpuszczaniu wtedy, kiedy coś lub ktoś zawodzi. Świetnie wpisują się w to teksty Sochackiej i paradoksalnie prędzej nazwałbym je czułymi listami do samej siebie niż do obiektu uczuć, do miłości, która nie przetrwała. Czułe są te herstorie zamknięte w kilku wersach, jak np. ta z piosenki „Ctrl+Alt+Del”:
ja już nie chcę nic udawać
ja chcę mówić samą prawdę
ja chcę spojrzeć już na siebie
w końcu umiem tak patrzeć
Muzycznie kompozycje Sochackiej postawiłbym obok Cigarettes After Sex albo Beach House. Cały ten materiał, choć zawiera ciemne wersy i riffy, finalnie idzie w światło, w słońce. – Każdy, kto mnie troszkę zna, wie, że jestem osobą, która ma w sobie bardzo dużo światła. Jestem totalną optymistką. Zawsze znajdę piksel światełka w ciemności. Kiedy byłam młodsza i mieszkałam w Pradłach, w mojej małej miejscowości, wydawało mi się, że coś jest ze mną nie tak, bo po prostu miałam takie refleksy, które mnie z tej małomiasteczkowej melancholii wytrącały. Wpadałam w oba te stany, ale wydawało mi się, że jak komuś o tym opowiem, to powie, że coś jest ze mną nie tak. Gdy wydaliśmy pierwszą EP-kę „Wiśnia”, a później płytę „Ciche dni”, niesamowite było dla mnie to, że nagle okazało się, że tak dużo ludzi zarażonych jest tą muzyką i że wielu z nich czuje podobnie do mnie. Wszyscy mamy pokłady melancholii, ale też optymizm. Ja wydobywam z siebie tę melancholię i podaję ją w sposób, w jaki żyję na co dzień – mówi Sochacka, głośno się przy tym śmiejąc.
Agnieszka Osiecka i Robert Lewandowski, czyli wzorce osobowe Kaśki Sochackiej
Droga z Pradeł na scenę przez telewizyjne talent show chwilę trwała, ale Kaśka się nie spieszyła. Agnieszka Osiecka – obok Rupi Kaur ulubiona poetka Sochackiej – swoje teksty zapisywała na kawiarnianych serwetkach. Bohaterka tego tekstu pisała na maleńkich skrawkach karteczek w biurze, tak żeby nikt nie widział. Jej podstawowym zajęciem było wtedy wysyłanie dokumentów faksem przez osiem godzin dziennie. Jej optymizm nawet tak nudne i żmudne zajęcie potrafił przekuć w kreację. Kiedy pytam ją, czego dowiedziała się sama o sobie w tym bardzo długim okresie oczekiwania na debiut, bez wahania odpowiada: –Że jestem cierpliwa, bardzo pracowita, ambitna i że gram do ostatniego gwizdka. Biorę te dogrywki i karne do końca, ale nie po trupach do celu. Tym razem to ja się uśmiecham, słysząc piłkarską terminologię, którą posługuje się Kaśka, i pytam, czy widziała ostatnie el Clásico, mecz na szczycie ligi hiszpańskiej (FC Barcelona kontra Real Madryt). Podekscytowana odpowiada: – Nie, tylko skrót, grałam koncert i nie mogłam na żywo!
Piłka nożna to obok muzyki wielka pasja Sochackiej. Czy wciąż kibicujesz Realowi Madryt? – dopytuję. – Odkąd w Barcelonie gra Robert Lewandowski, a teraz dołączył Wojtek Szczęsny, sercem bliżej mi do Barcelony – wyznaje. I wygłasza płomienny monolog o „Lewym” – jego talencie i charakterze fajtera, a także o tym, jak fantastycznie dźwignął się po nie najlepszym ubiegłorocznym sezonie. Wtrącam, że to też zasługa nowego trenera Barcelony Hansiego Flicka, i pytam, czy ona też ma takiego trenera, a raczej sparing partnera, na którym polega. – Mam szczęście do ludzi od pierwszej piosenki, którą wypuściłam. A ten jeden? Tak, to jest Olek Świerkot, mój producent. Ta płyta to jest Kaśka Sochacka feat Olek Świerkot – śmieje się.
Kaśka Sochacka koncertuje już z najnowszą płytą „Ta druga”
W „Mam talent” dotarła do finału. „Wiśnia” z jej debiutanckiej EP-ki wydanej w 2019 roku wskoczyła na pierwsze miejsce listy przebojów radiowej Trójki. Dwa lata później album Sochackiej „Ciche dni” dostał Fryderyka jako Fonograficzny Debiut Roku i wygrał również w kategorii Album Roku: Indie Pop. Kolejny pojawił się rok później w kategorii Nowe Wykonanie utworu „Ostatnia prosta”. Po jej debiucie mówili o Sochackiej „Kortez w spódnicy”, ten temat ucięła w jednym z wywiadów, krótko: – Nie myślę o tym. Kortez jest świetnym artystą, lubię go i cenię. Jeżeli więc ktoś mówi, że jestem jak Kortez, to w żaden sposób mnie nie obraża. Moja płyta jednak pokazuje przede wszystkim, kim jest Kaśka Sochacka. To prawda, trudno Sochacką pomylić z kimś innym. Wersja live „Wiśni” w duecie z Kortezem ma na YouTubie 12 milionów odsłon i zdaje się stąd ten – delikatnie rzecz ujmując – boomerski przydomek. Sochacka nie kalkulowała wtedy i nie kalkuluje teraz. W jej muzyce zwyczajnie słychać szczerość i prawdę, a ich powiernikiem jest gitara – raz rozwibrowana, raz liryczna, tak jak emocje nas wszystkich. I chyba ta celność w używaniu właściwych riffów spowodowała, że działa na tak wielu odbiorców. Krytycy muzyczni próbują przypisać jej twórczość do którejś z kategorii, a ich rozpiętość imponuje i dezorientuje: od folku po rock przez indie rock i pop. Sama Sochacka zgrabnie i bezszelestnie zasuwa szuflady, w które próbują ją włożyć. – Kocham to uczucie, kiedy sama siebie zaskakuje. Kiedy z niczego tworzy się coś, kiedy wreszcie tekst, co do którego jeszcze chwilę temu nie miałam pewności, że zagra, zrasta się z melodią. Myślałam, że będę potrzebowała bardzo wiele czasu, żeby się zregenerować po płycie „Ta druga”, bo wiele mnie kosztowała, ale okazuje się, że mam jeszcze jakieś niespożyte siły do nowej muzyki – mówi na koniec rozmowy Kaśka, jakby właśnie miała zerwać się z fotela i pobiec do studia.
W 2021 roku wygrała plebiscyt „Sanki” dla najbardziej obiecujących nowych twarzy w muzyce, organizowany przez „Gazetę Wyborczą”, w 2022 roku była O!lśnieniem Onetu. W ubiegłym roku wystąpiła przed wielotysięczną publicznością na Openerze, a Dawid Podsiadło nie dość, że zaprosił ją na jeden ze swoich wielkostadionowych koncertów, to jeszcze wspólnie z nią wykonał tam utwór – Sochackiej, a nie jego. Co dalej? Promocja nowej płyty „Ta druga” (premiera 15 listopada, wydawcą płyt jest Jazzboy Records) i trasa, podczas której wykonuje już nowy materiał. Kiedy pytam, jak publiczność reaguje na nowe piosenki, Kaśka wylicza utwory, które z pewnością „weszły”. To: „Komary”, „Wszystko”, „Finał” i „Spokojnie”. Potwierdzam – wchodzą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.