Chociaż żyjemy w czasach, kiedy podróż w kosmos staje się dostępna jak przejazd pociągiem z Warszawy do Gdańska, tyle że za odpowiednią opłatą, to wciąż nie potrafimy wyliczyć naszych cyklów hormonalnych z 24-godzinną dokładnością. A to dlatego, że hormony, wyprowadzone z równowagi, szaleją.
Gdy moja przyjaciółka przytyła prawie 10 kilogramów szybko i niespodziewanie dla siebie samej, poszła do lekarza. Ten sumiennie przeprowadził wywiad, obejrzał wyniki jej badań i poradził: „Proszę mniej jeść i więcej się ruszać”. Morfologia i poziom hormonów tarczycy były w normie – nie zauważył niczego podejrzanego. Tymczasem przyjaciółka czuła się coraz gorzej. Zaczęły wypadać jej włosy, była wiecznie zmęczona, źle spała, jadała niewiele, tyła od powietrza. Po wizycie ograniczyła kalorie jeszcze bardziej i zaczęła regularnie biegać. Minęło kilka tygodni – samopoczucie pozostało bez zmian, waga również. Przypadkiem trafiła do endokrynologa, który wysłał ją na badanie kortyzolu. Wszyscy dobrze znamy ten hormon – jest wbudowanym na stałe systemem alarmowym organizmu. Współpracuje z mózgiem, wpływając na nastrój, poziom motywacji (np. do wstania z łóżka – jego największy wyrzut przypada między godziną 6 a 8 rano) i lęków. Chociaż ma słaby PR, bo łączy się go ze stresem, to pełni ważne role: normalizuje poziom cukru we krwi, łagodzi stany zapalne, zarządza łaknieniem, trawieniem, ciśnieniem i snem. Jest groźny w nadmiarze lub niedoborze. I to on wpłynął na zdrowie mojej przyjaciółki – normy były mocno przekroczone. Za radą lekarza przeszła na dietę bezglutenową, wyeliminowała słodycze i mięso. Bieganie, które podnosi poziom kortyzolu, zastąpiła jogą. To nie były najłatwiejsze tygodnie jej życia, ale na horyzoncie wyłaniał się happy end. Chudła i odzyskiwała energię. Wciąż trudno jej uwierzyć, że jeden hormon tak bardzo namieszał w jej życiu.
Hormony są jak olej w silniku samochodu – mogą sprawić, że organizm będzie pracował idealnie lub przeciwnie – doprowadzić do awarii jego części. Najwyższy człowiek na ziemi – turecki farmer Sultan Kösen mierzy 251 cm wzrostu – 21 cm mniej od nieżyjącego już Roberta Wadlowa, który zapisał się na kartach Księgi rekordów Guinnessa wzrostem 272 cm. Za gigantycznym wzrostem obu panów stoi akromegalia – choroba wywołana nadmiernym wydzielaniem hormonu wzrostu – somatropiny (HGH z ang. Human Growth Hormone). Jego niedobór z kolei powoduje karłowatość przysadkową – człowiek dojrzewa, ciało nie rośnie. Ale somatropina potrafi robić jeszcze inne rzeczy – buduje masę mięśniową, redukuje tkankę tłuszczową, wygładza zmarszczki, poprawia aktywność seksualną i dodaje energii, co sprawia, że jest niezwykle pożądaną substancją dla organizmu. Dla niektórych ludzi tak bardzo, że nie ograniczają się do naturalnych zasobów produkowanych przez przysadkę mózgową i suplementują ją sami. Tabletki młodości HGH od lat stoją za muskulaturą znanych hollywoodzkich aktorów i niestarzejącą się skórą aktorek. Oczywiście jego zażywanie nie jest bezpieczne i grozi komplikacjami kardiologicznymi i nowotworami, ale dla wielu osób korzyści tu i teraz przewyższają ewentualne problemy później. I takie zachowanie obnaża podejście do spraw hormonalnych, które albo są bagatelizowane, albo przeceniane.
Rozmowy o hormonach pojawiają się najczęściej w kontekście usprawiedliwienia „nieracjonalnego” zachowania kobiet i agresji mężczyzn. Jeszcze niedawno, bo w 2012 roku przy okazji wyborów prezydenta Stanów Zjednoczonych na antenie CNN dyskutowano, czy hormony kobiet odgrywają rolę w ich decyzjach wyborczych, co spotkało się z oczywistym potępieniem opinii publicznej. Z kolei o estrogenie zrobiło się głośno, gdy po latach od czasów wojny wyszły na jaw plany brytyjskich szpiegów, którzy chcieli „zmiękczyć” charakter Adolfa Hitlera poprzez podanie mu żeńskich hormonów w jedzeniu. O ile hormonalny szowinizm, o którym pisała Gloria Steinem w eseju „If Men Could Menstruate” budzi złość, to brak należytego szacunku dla endokrynologii wśród przedstawicieli medycyny akademickiej rodzi niedowierzanie. „Na studiach medycznych wmawiano mi, że badanie hormonów to strata czasu i pieniędzy, ponieważ ich poziom stale ulega wahaniom. Kiedy jednak pomyślałam o tym, jak śledzimy poziom hormonów typu estrogen, progesteron, hormon tarczycy i testosteron, gdy kobiety starają się zajść w ciążę lub są na jej wczesnych etapach, zaczęłam się zastanawiać, jak to możliwe, że te wyniki są wskaźnikami kobiecego zdrowia w jednej sytuacji, ale w innej już nie” – pisze w książce Sposób na hormony Sara Gottfried, ginekolożka z Harvardu i autorytet w dziedzinie hormonów. Jej zdanie podziela nasz rodzimy ekspert – dr n. med. Tadeusz Oleszczuk, autor książek „Czego ginekolog ci nie powie” i „Uspokój swoje hormony”. – Bardzo wiele objawów świadczących o zaburzeniach jest nadal bagatelizowanych. Są określane jako „ten typ tak ma”, „czasem tak bywa” czy „torbiele potrafią zniknąć same”. A przecież hormony decydują o wszystkich reakcjach metabolicznych w naszych organizmach. Mają wpływ na to, o czym myślimy, jak myślimy, jak się czujemy. Regulują apetyt, emocje, libido, wzrost, wygląd, dojrzewanie i starzenie – mówi lekarz.
Jeśli mamy szczęście do genów i dbamy o siebie właściwie, czyli śpimy 7-9 godzin, jemy dużo warzyw, ćwiczymy i trzymamy stres na dystans, to poziom hormonów będzie siedział w określonych normach. Schody zaczynają się wtedy, gdy równowaga zostaje zaburzona.
* Jakie są najczęstsze zaburzenia hormonalne i jak im przeciwdziałać – dowiesz się z dalszej części tekstu „W sam raz” w grudniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.