Ciągle czuła się zagrożona nicością, rychłym schyłkiem świata. Zbyt wrażliwa, by umieć się radować. Niemal każdy werset jej autorstwa przepełniony jest bólem. „Gdybym skrwawić się mogła, lub spać! Gdyby me usta mogły ranę tę poślubić! A likwor wasz umysł mógł pociec w szklaną tę kapsułę. By mnie odurzyć, ukoić”. Sylvia Plath była nieszczęśliwa przez całe życie – w szkole, na studiach i w małżeństwie z angielskim poetą Tedem Hughesem. Popełniła samobójstwo w wieku 31 lat.
Jest takie zdjęcie poetki: blondynka z włosami opadającymi na ramiona, ubrana we flanelową koszulę w kratę i rozpinany sweter, patrzy w obiektyw. Choć to czarno-biała fotografia, widać, że dziewczyna ma usta umalowane ciemnoczerwoną szminką. Trochę zalotnie, trochę niewinnie. W jej oczach można dojrzeć raczej radość, a nie cierpienie, które było jej nieodłącznym towarzyszem. Czy tak wyglądała Sylvia Plath na początku lat 50. XX wieku – studentka Smith College w Northampton w Massachusetts?
Latem 1953 roku Plath trafiła do nowojorskiej redakcji czasopisma „Mademoiselle”. Pełniła funkcję guest editora – to ciut więcej niż staż, ale nie etat. Opisała tamten czas w swojej jedynej powieści „Szklany klosz”. Wznowienie właśnie dostajemy od Wydawnictwa Marginesy.
Tej książki nie można traktować jak autobiografii. Na pewno nie zgadza się zakończenie: bohaterka Esther postanawia nadal żyć, a Sylvia Plath zdecydowała, że chce umrzeć miesiąc po wydaniu „Szklanego klosza”. Jednak powieść na pewno pomaga wyobrazić sobie dramatyczne życie pisarki. Nie brak w niej fragmentów, w których Esther, stypendystka na praktykach w redakcji gazety „Dzień Kobiety”, mówi wprost, że jeśli w ogóle była szczęśliwa, to jedynie do dziewiątego roku życia. Potem „ani przynależność do skautingu, ani lekcje gry na fortepianie czy malowanie farbami wodnymi, ani lekcje tańca, ani pobyt na obozie żeglarskim, ani college – żadna z tych przyjemności, które zawdzięczam ogromnym wysiłkom matki – ani wiosłowanie w ósemkach w porannej mgiełce, ani pieczenie tortów z koleżankami, ani wspaniałe fajerwerki intelektualne, jakimi olśniewano mnie niemal co dzień – że to wcale nie było szczęście”.
Nie zamierzała zostać magistrem anglistyki ze znajomością stenografii i maszynopisania, by jako sekretarka usługiwać jakiemuś dobrze zapowiadającemu się biznesmenowi. Chciała dyktować „fascynujące listy”. Jest w tym ból. Plath namiętnie wymienia w powieści niedoskonałości swojej bohaterki, a ich katalog nie ma końca.
Na biurku redaktorki działu literatury pięknej w „Dniu Kobiety” codziennie lądowały manuskrypty z opowiadaniami. Autorzy nadsyłali je z całego kraju z nadzieją na publikację. Esther też wysłała dwa opowiadania. Anonimowo. Liczyła, że redaktorka zachwyci się doskonałością tekstu, a potem zawtóruje jej naczelna czasopisma.
Sylvia Plath rzeczywiście wysłała do „Mademoiselle” napisane w grudniu 1952 roku opowiadanie. Redakcja je odrzuciła. I tu ekscytująca wiadomość: maszynopis odnalazł się i właśnie został opublikowany! Opowiadanie nosi tytuł „Mary Ventura and Ninth Kingdom”, a wydrukowało je wydawnictwo Faber & Faber przy okazji swoich 90. urodzin.
Według badacza twórczości Plath Petera K. Steinberga „Mary Ventura and Ninth Kingdom” różni się od wszystkiego, co autorka stworzyła wcześniej i potem. To historia młodej kobiety o imieniu Mary, którą rodzice pewnego dnia wsadzają do pociągu. Stacja docelowa to tytułowe Dziewiąte Królestwo. W przedziale dziewczyna poznaje kobietę robiącą na drutach. Będzie jej przewodniczką w podróży przez ciemne tunele i mgliste jesienne krajobrazy. „Myślę, że Plath próbuje feminizować i modyfikować niektóre przypowieści biblijne, a także »Boską komedię« Dantego, wysyłając Mary Venturę nowoczesnym środkiem lokomocji do podziemnego świata. Mary ma w końcu szansę uwolnić się od losu, którego nie wybrała” – mówi Steinberg.
Z kolei krytyczka literacka Sarah Churchwell uważa, że jest to „opowiadanie o niekonwencjonalnych kobietach łamiących stereotypy i o relacji z ich matkami – o tym, czy matki pozwolą im iść swoją drogą, czy jednak każą stłumić prawdziwe ja i podporządkować się wzorcom patriarchalnym”.
Co ciekawe, gdy wyszukuję książkę w Google’u, okazuje się, że jest zaszufladkowana do gatunku „horror”. Może podróż do zapomnienia podpada pod tę kategorię? Faktem jest, że po odrzuceniu opowiadania i po tym, jak Plath nie została przyjęta na letnie kursy na Uniwersytecie Harvarda, podjęła pierwszą próbę samobójczą. Czy to opowiadanie było wołaniem o pomoc?
W tekście wykorzystałam wiersz Sylvii Plath „Maki w lipcu” w tłumaczeniu Grzegorza Musiała
Sylvia Plath, „Szklany klosz”, tłum. Mira Michałowska, Wydawnictwo Marginesy
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.