
Wystawa „1945. Nie koniec, nie początek” wypełnia lukę w powszechnej wiedzy na temat tużpowojennych losów ocalałych z Zagłady polskich Żydów. To historie opowiedziane głosem polskich Żydów, pokazujące ich perspektywę.
„Czym był koniec wojny? Co tak naprawdę oznaczał dla tych, którzy przeżyli? Opowiadamy o tym z perspektywy polskich Żydów. Ocalałych z Zagłady w kryjówkach »pod powierzchnią« i »na powierzchni« – pod przybraną tożsamością, w obozach koncentracyjnych, w partyzantce, w armiach Berlinga i Andersa oraz – a była to najliczniejsza grupa – w Związku Radzieckim. Mówimy o tym, co czuli i myśleli w chwili odzyskania wolności i w pierwszych powojennych latach, jak zmieniło to ich sytuację i możliwości, jakie decyzje podejmowali i co nimi kierowało. W jaki sposób odbudowywali swoje życie po katastrofie i czy byli w stanie tego dokonać” – pisze we wstępie do katalogu właśnie otwartej wystawy „1945. Nie koniec, nie początek” w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN jej współkuratorka Zuzanna Schnepf-Kołacz.
Przeszywająca pustka, której nie da się zapełnić

Wchodząc, mija się fragment futryny ze śladem po mezuzie. Chce się dotknąć tej wyrwy, poczuć pod palcami tę przejmującą zimną pustkę. W sali panuje półmrok, atmosfera jak w czytelni bibliotecznej, biurka ustawione w nieregularnych rzędach oświetlają małe lampki, przy każdym czekają stołki, można usiąść i zanurzyć się w lekturze. Bo to wystawa do czytania. Podzielona na 11 rozdziałów: „Pustka”, „Powroty”, „Pamięć”, „Zostać czy wyjechać”, „Dzieci”, „Odbudowa”, „Komuniści”, „W ukryciu”, „Bricha”, „Obozy DP”, „Zamykanie”. Teoretycznie kierunek zwiedzania jest ustalony, chronologiczny. Każda część ma jednak inny ciężar emocjonalny i nie zawsze chce się podążać zgodnie ze wskazówkami. Pustka jest przejmująca: Żydzi, którzy przeżyli, wracają do swoich miejscowości, a tam w ich domach Polacy już się urządzili, zacierają ślady po przedwojennych mieszkańcach, bo najlepiej ich wymazać z pamięci. Z macew (nagrobnych tablic) układają chodniki i ulice, budują ogrodzenia, ale też przerabiają je na narzędzia rzemieślnicze, jak koło szlifierskie pokazane na wystawie; zwoje świętej Tory posłużą im za materiał na membrany instrumentów perkusyjnych; w synagogach swoje urzędy otwierają przedstawiciele lokalnych władz; na cmentarzach chłopi wypasają bydło. Mimo to pustki nie umieją zapełnić. Ciągle wyziera i prześladuje wyrzutami sumienia, choćby ukrytymi tak głęboko, że już głębiej się nie da. A to lada dzień obudzi agresję i przemoc.
Odrodzenie: Nadzieje i szanse

Wchodząc do działu „Odbudowa”, przez chwilę można mieć wrażenie, że po wojnie życie wraca do normalności, a nawet pojawia się nadzieja na większe możliwości niż kiedyś. „Żydzi korzystali z możliwości odradzającego się ze zniszczeń wojennych państwa i z równouprawnienia, które im gwarantowało. Zaoferowano im uczestnictwo w odbudowie kraju, szansę na wykonywanie zawodów i objęcie stanowisk, do których nie mieli dostępu przed wojną. Mogli mieć swoje instytucje, swoje partie, swoje szkoły. […] Wielu z około 100 tysięcy pozostających w Polsce Żydów w 1947 roku stanęło ekonomicznie na nogi” – piszą Anna Bikont i Kamil Kijek, autorzy koncepcji wystawy i publikacji jej towarzyszącej. Odbudowę na wystawie pokazano na przykładzie dwóch miejscowości: Łodzi, gdzie toczyło się życie kulturalne przypominające to z dwudziestolecia międzywojennego, wydawano żydowskie gazety, działały teatr żydowski i jedyna w Polsce żydowska wytwórnia filmowa, oraz poniemieckiego miasteczka Dzierżoniów na Dolnym Śląsku, w którym przybyli Żydzi odtworzyli „utracony świat sztetlu”. Niestety entuzjazm to za mało w kraju, w którym antysemityzm mimo Zagłady ma się jak najlepiej.

Do odbudowy wzięli się ci, którzy jeszcze nie wyjechali. Jednak w 1946 roku, zaraz po pogromie kieleckim, już 100 tysięcy Żydów opuściło Polskę. Nie było łatwo wyemigrować legalnie, należało spełnić wiele warunków, wyjeżdżano więc nielegalnie. Akcję wyjazdów prowadziła organizacja syjonistyczna Bricha – celem była Palestyna, potem nowo utworzone w 1948 roku państwo Izrael – podróż potrafiła trwać długo, z różnymi przystankami, również w obozach dla przesiedleńców. „Do 1968 roku do Izraela przybyło około 200 tysięcy polskich Żydów” – wskazuje Konstanty Gebert w tekście do katalogu, a na wystawie opowiadają rozdziały „Zostać czy wyjechać”, „Bricha” i „Obozy DP”.

Jednym z tych, którzy wyjechali, był Pinkas Bursztyn. Przysiadam przy „jego” stoliku i czytam: „pochodził z Nowego Sącza, z religijnej rodziny. Miał 12 lat, gdy rozpoczęła się wojna. Był z rodziną w getcie, a od 1944 roku w Auschwitz, już sam – jego bliscy zginęli. Kiedy Rosjanie wyzwolili obóz, Pinkas został znaleziony ranny wśród zmarłych w dole z wapnem. Trafił do szpitala w Częstochowie, gdzie amputowano mu nogę. Wyjechał do obozu dla uchodźców na terenie Niemiec. Od 1948 roku w Izraelu studiował grafikę w Akademii Sztuk Pięknych i Wzornictwa Besaleela w Jerozolimie”. Nie umiał poradzić sobie z traumą – o czym mówi w filmie dokumentalnym pokazywanym we fragmencie na wystawie, o tym też są jego obrazy i rysunki – z Izraela wyjechał do Europy, potem zamieszkał w Nowym Jorku i przybrał pseudonim artystyczny Maryan. Zmarł na zawał serca w wieku 50 lat.
Przeciwko ocalałym
Najbardziej wstrząsającym i trudnym rozdziałem jest ten zatytułowany „Dzieci”. Omijałam go na początku, podobnie jak Pomnik Dzieci w Yad Vashem w Jerozolimie. W Polsce okupację niemiecką przeżyło ledwie 5 tysięcy żydowskich dzieci z prawie miliona. Na wystawie pokazano dokumenty z „wykupywania” dzieci z polskich rodzin, zdjęcia z żydowskich domów dziecka – ten w Rabce „nie przetrwał nawet dwóch miesięcy. W nocy z 12 na 13 sierpnia 1945 roku został po raz pierwszy ostrzelany, do jednej willi wrzucono granat. Potem miały miejsce kolejne dwa ataki. Przeciwko kilkudziesięciorgu dzieciom ocalałym z Zagłady wymierzono dwa ręczne karabiny maszynowe, jeden granatnik, panzerfausta, piętnaście karabinów, dwa karabiny dziesięciostrzałowe, pięć pistoletów maszynowych, tzw. pepesz, cztery pistolety, paczkę granatów i skrzynię amunicji. […] Atak zorganizowali harcerze z pobliskiego gimnazjum należący do komórki Ruchu Oporu Armii Krajowej, dowodzeni przez polonistę Edmunda Chodaka i księdza Józefa Hojoła” – piszą Bikont i Kijek.

Największy kłopot autorzy wystawy mieli z rozdziałem „Komuniści” – jak przyznaje Anna Bikont w zakończeniu publikacji towarzyszącej ekspozycji. Jak zmierzyć się z mitem „żydokomuny” czy zwalczać powszechną niewiedzę? Po wielu konsultacjach zdecydowano się na umieszczenie podpisu pod jednym ze zdjęć z danymi statystycznymi, które ci, którzy lubią mówić o „żydokomunie”, powinni wykuć na pamięć: „Jesienią 1945 roku 1,7 proc. wszystkich pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego” było Żydami. To wyraźna nadreprezentacja (Żydzi stanowili po wojnie 0,5 proc. ludności), co nie zmienia tego, że 98 proc. pozostałych Żydami nie było. Im wyżej w strukturę władzy, tym odsetek Żydów był wyższy. Jesienią 1945 roku na 500 kierowniczych stanowisk w MBP Żydzi zajmowali 67, czyli ponad 13 proc. Nie zmienia to zasadniczo proporcji, że Żydów było wśród komunistów mało, było ich mało w ogóle”.
Kuratorki wystawy – jak już nakazuje tradycja w przypadku wystaw czasowych w Muzeum POLIN – zaprosiły do udziału współczesnych artystów, prosząc ich o własną interpretację tużpowojennych losów ocalałych z Zagłady polskich Żydów. W przestrzeni „czytelni bibliotecznej” lub holu głównego spotykamy więc dyskretnie wpasowane instalacje artystyczne autorstwa: Alicji Bielawskiej, Marka Cecuły, Aleksandra Golora-Baszuna, Wiktora Freifelda, Zuzanny Hertzberg, Marii Ka, Michała Kupicza, Miłosza Pękali, Roni Schlesinger, Beaty Wietrzyńskiej i Włodzimierza Zakrzewskiego. Szczególnie polecam zwrócić uwagę na pracę Alicji Bielawskiej, która znajduje się zaraz przy wejściu do sali. Szkoda byłoby ją przeoczyć. Warto się zatrzymać i „zagrać w grę” – wypatrzyć na tkaninie obiekty z wystawy wyszyte przez artystkę srebrną nicią.
Publikacje towarzyszące wystawie „1945. Nie koniec, nie początek”
Po obejrzeniu wystawy zachęcam do zaopatrzenia się w dwie książki będące jej przedłużeniem, w tzw. katalog – publikację nie opisującą obiekty jak w tradycyjnym katalogu, ale złożoną z tekstów wybitnych znawców tematu i jednocześnie doskonałych autorów, m.in. cytowanego już Konstantego Geberta, ale też Andrzeja Ledera, Jana Tomasza Grossa, Jacka Podsiadły, Joanny Tokarskiej-Bakir, Marka Bieńczyka, Piotra Osęki czy Katarzyny Person. Katalog, można powiedzieć, stanowi rozbudowane wprowadzenie do drugiej rekomendowanej przeze mnie książki: reportażu Anny Bikont, również zatytułowanego „Nie koniec, nie początek”, w którym autorka każdy z 11 tematów podejmowanych na wystawie rozpisuje wyczerpująco i szczegółowo, zaspokajając ciekawość wszystkich dociekliwych.
Wystawa „1945. Nie koniec, nie początek” w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie jest dostępna dla zwiedzających do 15 września 2025 roku.
Organizatorem wystawy jest Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN we współpracy ze Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny w Polsce oraz Żydowskim Instytutem Historycznym im. Emanuela Ringelbluma.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.