Janusz Kaniewski współpracował przy projektowaniu najpiękniejszych samochodów świata, tworzył przedmioty i logotypy. Jego twórczość nagradzano w Japonii, Stanach Zjednoczonych, we Włoszech. Wystawa w Muzeum Miasta Gdyni oczywiście o tym wszystkim opowiada. Ale jeszcze więcej o tym, jakim był człowiekiem.
Pierwsze, co dobrze widać w sali wystawowej gdyńskiego muzeum, to jacht. Ściślej, model jachtu, bardzo efektowny. To „Trzy Kiery” – praca, którą Janusz Kaniewski zrobił w podstawówce na zakończenie kursu żeglarstwa, modelarstwa i szkutnictwa w Pałacu Młodzieży. Był kłopot z zakwalifikowaniem „Trzech Kierów” do młodzieżowego konkursu, bo instruktorzy nie dowierzali, że nastolatek mógł zrobić to samodzielnie. Jednak udało się, w nagrodę popłynął w morski rejs na okręcie szkolnym polskiej Marynarki Wojennej ORP Iskra.
Pamiątki z dzieciństwa projektanta zwiastują nietuzinkowość. Był chłopakiem, który wszędzie zabierał szkicownik – dokumentował rzeczywistość rysunkami, tak jak dziś robimy to smartfonami. Cenił przyjaźnie, ale unikał tłumu. „Zawsze był gdzieś obok głównego nurtu. Undergroundowy. Nie był typem buntownika czy outsidera. Był niezależny, ale nie był burzycielem. (…) Udowodnił, że można być poza systemem, albo obok systemu, i być liderem” – wspomina go licealna polonistka Iwona Dzięciołowska. Wczesne rysunki robione często na okładkach szkolnych zeszytów, nawet wypracowania i korespondencja zapowiadają talent i pasję. Bo Janusz Kaniewski był człowiekiem pasji – kochał samochody, wcześnie wymyślił, że chciałby je projektować, podróże, morze, dobre życie. I Gdynię.
Związek Janusza Kaniewskiego z Gdynią
Wystawa nie przypadkiem odbywa się w Muzeum Miasta Gdyni. To miasto, do którego projektant wracał prywatnie i służbowo. Współtworzył Gdynia Design Days – imprezę, która na stałe wpisała się w kalendarz cyklicznych wydarzeń poświęconych designowi. Doradzał prezydentowi miasta w sprawach estetyki, w 2013 r. zrobił wystawę „Gdynia 2040”, na której pokazał miasto przyszłości.
„Byłem pod wrażeniem jego sposobu myślenia, rozumienia roli designu w świecie współczesnym i jego funkcji w przyszłości, którą projektował i przewidywał w wizjonerski sposób. Niezwykle inspirująca była u Janusza Kaniewskiego zwłaszcza ewolucja w sposobie postrzegania samego designu i jego roli w życiu ludzi i miast. Nie będzie przesadą powiedzieć o nim człowiek renesansu” – napisał w towarzyszącym wystawie albumie prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.
Wystawę – w ramach dorocznego cyklu „Polskie projekty – polscy projektanci” – otwarto we wrześniu, jednak aż dotąd była prawie cały czas zamknięta dla publiczności.
Światowej sławy projektant
Już w liceum Janusz Kaniewski zaprojektował logo dla Transbudu, gdzie pracował jego ojciec, w tym czasie robił też, m.in. etykiety na kompoty i inne przetwory spożywcze dla studia graficznego Art Graph. Po maturze podróżował po Azji i Stanach Zjednoczonych, przez chwilę pracował w agencji reklamowej, aż w 1997 r. wysłał teczki z pracami do trzech zagranicznych uczelni, w których funkcjonowały wydziały projektowania samochodów. Wybrał Istituto Europeo di Design w Turynie.
Spędził we Włoszech prawie dekadę. Pracował w Pininfarinie Extra – studiu projektowym specjalizującym się w samochodach najwyższej klasy. Współtworzył między innymi projekty modeli Ferrari, poza tym współpracował przy nowym wizerunku Fiata. Samochodom poświęcona jest największa część gdyńskiej wystawy. Oglądamy tu szkice dla Fiata, wyposażenia wnętrz aut, proces powstawania ciężarówki – po powrocie do Polski zaprojektował ciężarówkę dla firmy Koło, ale też rzecz zupełnie niekomercyjną: ślady prac nad konceptualnym samochodem „Zły”. Nazwa wywiedziona z tytułu powieści Leopolda Tyrmanda symbolizowała „absurdalną naturę samochodu jako źródła fascynacji, szczęścia i nieszczęścia”. „Przeciwwagą aroganckiego Złego miał być Dobry – pojazd komunikacji publicznej” – dodaje kuratorka wystawy Anna Śliwa.
W świecie Kaniewski projektował też na przykład buty narciarskie i sportowe, fotele kolejowe, motorówki, w Polsce, m.in. czytnik cen czy stację benzynową. Wiele z tych rzeczy jest oczywiście na wystawie, ale – paradoksalnie – niekoniecznie to jest najciekawsze.
Pomiędzy komercją a dobrym życiem
Najciekawszy jest właśnie paradoks – zderzenie światowej sławy projektanta, właściciela dobrze prosperującego studia z dowcipnym, kameralnym facetem.
Kimś, kto dla żartu projektował buty z owocowych skórek, dla przyjaciół robił wdzięczne książeczki o kotku (koty towarzyszyły mu przez całe dorosłe życie, przygarnięte we Włoszech nazywały się Dolce i Gabbana, jeden po śmierci spoczął w ziemi klifu w Gdyni Orłowie) i serie przezabawnych rysunków.
Może dlatego, że trochę boję się samochodów, a może z miłości do gier słownych, zwiedzając gdyńską wystawę, najwięcej czasu spędziłam przy historyjkach rysunkowych. Trudno je opisać, lepiej zobaczyć, ale spróbujmy. Podpis pod oprawionym w ramy paragonie ze sklepu, na który ktoś kieruje obiektyw aparatu, brzmi: „Pani Zosia wystawiła rachunek”. Pod rezydującą na gałęzi butelką ze wściekłą miną: „Dzikie wino”, nad sercem, w które ułożyła się para z czajnika „Zakochana para”. Resztę musicie zobaczyć sami, naprawdę warto.
„Wierzę w dobre życie. A ono wcale nie musi być bogate w przedmioty czy pieniądze. Tylko właśnie dobre, szczęśliwe” – pisał Janusz Kaniewski w liście do rodziny. I takie prowadził. We Włoszech porzucił Turyn na rzecz wiejskiego domu, mieszkał nierzadko w bardzo skromnych warunkach, bo ważne były: widok, dźwięki, kawa, pizza, wino. Przed biznesowymi spotkaniami rozpościerał T-shirt na masce samochodu i skoczem zdzierał kocie kłaki. W Polsce znalazł przystań w Sulejówku pod Warszawą. Przystosował tam do spartańskiego życia domek zbudowany w latach 50. przez dziadka. Pisał do mamy: „Na szczęście weekend spędziłem w Sulejówku, dziś sobie kupiłem deseczki, w weekend zbiję z nich stół i ławy. Dziś w Sopocie milionerskie spotkanie, przekupiłem pracownika, dając mu mój samochód i fundując hotel, niech się chłopak wykaże, a ja tylko muszę pamiętać, żeby kupić gwoździe i drożdże do pizzy... (…) Wieczorem siedziałem w domku sam, przy dwóch lampach naftowych, na zewnątrz lało, musiałem przeczekać, bo byłem rowerem, miałem rysować, ale było tak magicznie i czarownie, że po prostu siedziałem w leżaku i czułem się szczęśliwy”.
„Janusza sposobem na przetrwanie była ucieczka, izolacja, zaszycie się w głębi lasu, odcięcie się od ludzi. Mimo że miał pracownię, swoje biurko, pokój, jego biurem był otwarty świat” – pisze we wspomnieniu, którego fragmenty są w towarzyszącym wystawie albumie, Ksenia Kaniewska, młodsza siostra projektanta.
Przyszłość designu
W grudniu 2014 r. Janusz Kaniewski uczestniczył w debacie o przyszłości. Tytuł brzmiał: „Świat ma przed sobą wspaniałą przyszłość”, on był w grupie, która miała tę tezę obalić. Przyszło mu to bez trudu, bo wiedział, jak się sprawy mają – że rozwój świata w XIX w. wiązał się z wyzyskiem, a współczesność dąży do tego, że podział na bogatych i biednych zmieni się w podział na potrzebnych i niepotrzebnych. „Moja dewiza brzmi: najlepszy sposób przewidywania przyszłości, to samemu ją tworzyć. Muszę poruszać się w świecie, który będzie za siedem, dziesięć lat. Nie wiem, jak to będzie, ale mam niewesołe myśli” – mówił.
Ta wypowiedź, zwłaszcza jej pierwsza część, była dla kuratorki Anny Śliwy punktem wyjścia w myśleniu o wystawie. Przywołuje spostrzeżenie Kaniewskiego, że od wieku co 30 lat światem wstrząsają przełomowe wydarzenia – w latach 30. był modernistyczny zryw, w latach 60. – marzenia o kosmosie, w 90. transformacja po demontażu żelaznej kurtyny. Lat 20. następnego wieku właśnie doświadczamy.
W niedzielę 9 maja minie sześć lat od śmierci Janusza Kaniewskiego. Zmarł w wieku 41 lat.
* Wystawa „Janusz Kaniewski. Polskie Projekty Polscy Projektanci” (kuratorka Anna Śliwa) w Muzeum Miasta Gdyni potrwa do końca maja
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.