O Karlu Lagerfeldzie napisano już praktycznie wszystko. „Przyjaciel, pełnowartościowy artysta, paradoks”, wspomina go Anna Wintour. Oprócz tego dyrektor kreatywny, projektant mody, ale i wnętrz oraz kostiumów do filmów i spektakli. Intelektualista, poliglota, fotograf, reżyser reklam, kolekcjoner, wydawca i w końcu człowiek, który będąc częścią współczesnej popkultury, cenił ponad wszystko prywatność. Jakkolwiek by o nim nie mówiono, nie pomijając kontrowersji, które wywoływał, otwarta właśnie w Nowym Jorku wystawa „Karl Lagerfeld: A Line of Beauty” nie jest autobiograficznym hołdem dla jego osoby, a dla jego dokonań. Oddziela sztukę od artysty.
Wystawa w nowojorskim Costume Institute w The Metropolitan Museum of Art ułożona jest w tematyczny, a nie chronologiczny sposób – pokazuje sześć dekad modowego dorobku Karla Lagerfelda. Celebruje jego wkład w historię współczesnej mody, którą budował nie tylko w Chanel i Fendi, ale wcześniej także w Chloé, Balmain, Patou oraz własnej marce.
Karl Lagerfeld: Projektant totalny
Pierwsze trzy lata kariery Lagerfeld spędził jako asystent Pierre'a Balmaina, gdzie pracował bez formalnego wykształcenia, ale po wygranej w konkursie Woolmark Prize. Kolejne pięć lat spędził jako dyrektor artystyczny w Jean Patou, gdzie zaprojektował 10 kolekcji haute couture. W 1964 r. dołączył do Chloé. Początkowo współpracował z domem mody jako freelancer, niedługo później już jako projektant, aż do 1983 r. Po latach powrócił na moment do marki (okres od 1992 do 1997 r.). W międzyczasie w jego bogatym już portfolio pojawiło się Fendi, dla którego pracował od 1965 r. aż do śmierci. To właśnie jemu włoska marka zawdzięcza m.in. kultowe logo FF. W 1984 r., nie cierpiąc na brak zajęć, zdecydował się jeszcze na otworzenie własnej marki, która od tamtej pory przez wszystkie przypadki odmieniała jego ikoniczny wizerunek. Najbardziej też ze wszystkich oddawała jego osobisty styl.
Jednak jego największym dokonaniem jest uczynienie z Chanel, marki słynącej wcześniej głównie z perfum i torebek, synonimem luksusu, kulturowego fenomenu, jednego z najbardziej pożądanych i dochodowych brandów na świecie. Jako dyrektor kreatywny zapoczątkował m.in. pokazy podróżujące po całym świecie, od Dallas po Szanghaj.
Lagerfeld jako pierwszy wielki projektant podjął też współpracę z H&M. Choć w 2004 r. jego kolekcję dla popularnej sieciówki branża przyjęła niezbyt entuzjastycznie, zapoczątkował mariaż mody wysokiej i masowej, który trwa do dziś.
W przemówieniu na konferencji prasowej otwierającej wystawę jej kurator Andrew Bolton nazwał go projektantem totalnym. Nie tylko za sprawą pracy w trzech markach jednocześnie, lecz także jego kreatywnej wszechstronności. Lagerfeld projektował modę pret-a-porter, haute couture, akcesoria, ale też był autorem zdjęć i filmów promocyjnych Chanel. Wiedział, jak sprzedawać swoje prace i zagadkowy wizerunek. Zostawiał swoich odbiorców nieustannie kluczących między tym, co prawdziwe, a wykreowane.
„A line of beauty”, czyli piękno w chaosie
Tytułowa „line of beauty” zaczerpnięta została z teorii estetyki opracowanej przez osiemnastowiecznego angielskiego malarza Williama Hogartha, który zasady kompozycji opierał na wykorzystaniu rozmaitych linii, głównie falistych i serpentynowych. W jego opinii to właśnie one sprawiają, że odczuwamy piękno. Proste uważał za synonim bezruchu, bezczynności. Wystawa śledzi ich przecięcia w twórczości Lagerfelda, krok po kroku odsłaniając przed widzem jego proces kreatywny.
Zauważamy je najpierw w ilustracjach, które dla projektanta były głównym sposobem komunikacji – Szkicował wszystko. Mawiał, że zaczął rysować, zanim nauczył się mówić i chodzić – opowiadał Andrew Bolton. Dlatego niemalże wszystkie z ponad 150 obiektów na wystawie opatrzone są jego ilustracjami. Na własne oczy odwiedzający mogą przekonać się, jak z rozmaitych linii – dekoracyjnych czy minimalistycznych, klasycznych lub modernistycznych – rodziły się kolekcje Chanel lub Fendi. Nie byłoby ich jednak bez niezastąpionego zespołu krawcowych Lagerfelda, tzw. premières d’atelier, które dwuwymiarowe pomysły przenosiły na trójwymiarowe ubrania. Im poświęcona jest jedna z części wystawy. Jednak zanim zajrzy się do sali wypełnionej odgłosami wywiadów z krawcowymi, na moment zatrzymuje wszystkich biurko Karla Lagerfelda. Mebel nakryty stosami szkiców, książek, magazynów i rzeczy osobistych przypomina, że to dzięki pracy zespołowej z tego chaosu przez lata rodziła się moda.
Ponieważ projektant biegle poruszał się po popkulturze i językach współczesności, zwinnie przeskakując z haute couture do najbardziej abstrakcyjnych akcesoriów, jak torebka hula-hoop, wystawa pokazuje również tematy oraz inspiracje, które przewijały się przez całą jego karierę. Są referencje nawiązujące do sztuki art déco, filmu czy literatury. Całość umieszczona została w zaprojektowanej przez architekta Tadao Andō czarno-białej przestrzeni, stworzonej z przecinających się linii prostych i serpentyn.
Projektant szczególnie zadowolony byłby jednak z albumu towarzyszącego wystawie. Jako prawdziwy bibliofil doceniłby staranność, z jaką została wykonana publikacja, podzielona na cztery połączone ze sobą księgi, w których wykorzystano dziewięć rodzajów papieru.
Zwłaszcza że do samego końca Karl Lagerfeld uparcie twierdził, że moda nie należy do muzeum. Mimo to, jak na konferencji prasowej żartował Andrew Bolton, projektant nigdy nie odmawiał wypożyczenia swoich prac na potrzeby najróżniejszych wystaw. – Moda przynależy do ulicy, kobiecych i męskich ciał – mawiał. Nie postrzegał jej w kategoriach sztuki. Uważał, że „moda to dziś i jutro”, powinna patrzeć w przyszłość, a nie przechodzić do historii. „Karl Lagerfeld: A Line of Beauty” zachęca więc, by z jego dorobku czerpać referencje i przez pryzmat jego wpływu czytać modę. Tę, którą znamy dzisiaj, i tę, którą zobaczymy w przyszłości.
„Karl Lagerfeld: A Line of Beauty” można odwiedzać od 5 maja do 16 lipca 2023 r. w Costume Institute w nowojorskim The Metropolitan Museum of Art.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.