Wystawa „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy…” prezentuje artystki, które studiowały w dwudziestoleciu międzywojennym na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Dlaczego nie zostały zapamiętane? Co tworzyły? Jak żyły? Poznajcie ich historie.
Było ich prawie tyle, ilu męskich kandydatów na artystów, a jednak do współczesnej historii sztuki przebiło się zaledwie kilka kobiecych nazwisk. Dlaczego? Sześć młodych kuratorek tropi losy i twórczość 15 kobiet z przedwojennej Akademii Sztuk Pięknych. Na tej wystawie studentki opowiadają o studentkach, rówieśniczki o rówieśniczkach sprzed wieku, a sztuka mówi sama za siebie.
Powinnam zacząć od listy nazwisk artystek – bohaterek wystawy, by zaznaczyć istnienie chociaż tej piętnastki. Ale spokojnie, nie przedstawię wyliczanki jak z Excela (pojawi się na końcu tekstu). Wiem, że czekacie na alkohol i marynarzy!
– „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy…” to cytat z wypowiedzi Krystyny Dydyńskiej dla przedwojennej prasy, którą przeglądałyśmy w poszukiwaniu informacji o naszych bohaterkach usuniętych w cień przez historię – opowiada Marika Kuźmicz, założycielka Fundacji Arton badającej polską sztukę lat 70. i wykładowczyni Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.
To ona zaproponowała swoim studentkom zanurzenie się w archiwach ASP, przed wojną noszącej nazwę Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. – Zarówno o twórczości Dydyńskiej, jak i większości bohaterek wystawy nie wiadomo zbyt wiele. Członkini ŁAD-u, rajdowczyni samochodowa, która znalazła się w czołówce wyścigu Warszawa-Gdynia-Warszawa. Gdy dotarła na metę, dziennikarz zapytał, co ją popchnęło do udziału w rajdzie, a ona wymieniła trzy wiadome rzeczy, które kocha i które ją w życiu napędzają. Ale najbardziej Dydyńska kochała swojego męża, który był lotnikiem, jednym z dowódców Dywizjonu 303. Po wybuchu wojny uciekli z Francji do Londynu ukradzionym samolotem z dwoma innymi lotnikami. Historia na awanturniczy film!
I – dodajmy – szalenie romantyczna. Gdy się poznali, on miał 29 lat. Ona – o 10 lat starsza – była niezależna i żyła po swojemu. Pobrali się w 1939 roku, zaledwie trzy miesiące przed wybuchem wojny, a już w 1941 roku mąż Krystyny zginął. Na zdjęciach zatrzymani na zawsze: przystojniak w mundurze lotnika i chłopczyca z łobuzerskim błyskiem w oku.
Studentki ASP, o których mało wiemy
To tylko jedna z wielu biografii twórczych kobiet, które przepadły w odmętach dziejów. W archiwum ASP w Warszawie zachowały się teczki z lat 1922-1939 aż 925 kobiet, które chciały się dostać na tę uczelnię (czyli prawie tylu, ilu panów). Nie wiadomo jednak, ile z nich zdało na akademię i ile ukończyło studia.
Niewiele miało też szansę zapisać się w dziejach historii sztuki, jak choćby Julia Keilowa, wybitna projektantka form przemysłowych. Jej serwis – wyprodukowany przez słynną fabrykę platerów Frageta dla transatlantyków Batory i Piłsudski – jest dziś przedmiotem pożądania na kolekcjonerskich aukcjach, a monograficzną wystawę jej prac planuje Muzeum Warszawy.
O wielu innych wiemy tylko tyle, ile przynosi zawartość teczek z archiwalnych zasobów Muzeum ASP: odręcznie napisany życiorys, studenckie podanie, nieliczne kopie zaliczeniowych prac plastycznych.
„Prawdopodobnie nie wszystkie kochały jednako samochody, alkohol i marynarzy, wszystkie jednak łączyła chęć studiowania sztuki. Dzieliło je wiele – pochodzenie, status społeczny, poglądy, religia, nierzadko także temperament twórczy. Niektóre walczyły o swoją pozycję w świecie sztuki, inne stały się żonami swoich mężów, porzuciły karierę artystyczną lub zupełnie przepadły w wojennej zawierusze. Podążamy śladami kilkunastu studentek, próbując zbadać ich losy i przypomnieć postaci, którym historia poskąpiła należnej uwagi” – piszą kuratorki, które tropiąc ułamki informacji, same przeglądają się w wyborach poprzedniczek.
Artystki waleczne, wyraziste, niezależne
Pytam o to Marikę, opiekunkę naukową tych wspaniałych, zaangażowanych w swój przedmiot badań kuratorek. Podczas rozmowy w siedzibie Fundacji Arton spogląda na nas z portretu jedna z bohaterek wystawy, Wanda Zawidzka-Manteuffel, projektantka szkła i ceramiki. Marika wyjmuje ze skrzyni przedmioty autorstwa artystki (znalezione u jej siostrzenicy, w domu na Saskiej Kępie) i z czułością stawia na stole. Wazoniki i szklane pucharki z zatopionymi w nich płatkami złota i popiołem. Ceramiczne popielnice o szkliwie w kolorach ziemi i organicznych kształtach.
– Na początku był projekt „Forgotten Heritage: Women Artists’ Archives Online”, oparty na badaniu archiwów prywatnych w ramach programu Kreatywna Europa. I właśnie z niego wyniknęło, że mamy totalnie niedowartościowane kobiety w sztuce – opowiada badaczka. Następny międzynarodowy projekt już z założenia poświęcony jest kobietom. Każdy kraj publikuje w internecie znalezione informacje, a młody zespół przeprowadza kwerendę, która ma się skończyć wystawą.
– Bardzo szeroko otworzyłam ramy poszukiwań – mówi Kuźmicz. – Uczestniczki, bo tak się składa, że na moje seminarium trafiają głównie dziewczyny, miały tylko jeden warunek: muszą się oprzeć na archiwum ASP w Warszawie. Zaproponowały, by dotyczyło to okresu międzywojennego – i wtedy wszystko nabrało kształtu. Dziewczyny pogrzebały w archiwum i przyniosły mi listę nazwisk. Miało być kilka, okazało się, że jest prawie tysiąc!
Na wystawę wybrały kilkanaście bohaterek. Każda z kuratorek przedstawia historie kilku z nich.
Aby dowiedzieć się więcej o tropieniu bohaterek wystawy, spotkałam się z dwiema z sześciu kuratorek. Tak się składa, że obydwie to Agaty: Ostrowska i Plater-Zyberk. Dziewczyny śmieją się, bo słyszały już zarzuty, że w tytułowym cytacie z Dydyńskiej promują alkohol i rozwiązłość. Dodają ironicznie, że przynajmniej jeśli chodzi o alkohol, to przed wojną można było prowadzić samochód nawet po spożyciu, byle „być zdatnym do auta”. Wybrały na tytuł zadziorną wypowiedź, bo oglądając wystawy o międzywojniu, nawet te realizowane w modelu feministycznym, dostrzegają jedynie zakurzoną historię obłożoną naftaliną.
– Same początkowo miałyśmy wyobrażenie, że to były staroświeckie panny w kapeluszach i zapiętych pod szyję sukienkach – wspomina Ostrowska. – Tymczasem były to dziewczyny bardzo waleczne, wyraziste, niezależne.
Źródła badawcze? Archiwum ASP i Muzeum ASP w Warszawie. Wujek Google – rzecz jasna, przegląd prasy z epoki, szukanie nazwisk wśród potomków w genealogii Minakowskiego (uwagę zwraca tu klasowe zróżnicowanie kandydatek na studia) i wiele innych źródeł dokumentalnych. Wydzwanianie po krewnych artystek. Wybierając bohaterki, kuratorki kierowały się ilością dostępnych informacji oraz... emocjonalnymi impulsami.
Agata Ostrowska mówi o artystkach, na które zwróciła uwagę: – Elżbietę Malcz wybrałam właśnie dlatego, że znamy tylko jedną jej pracę – sgraffito na murze przy ulicy Madalińskiego 80 w Warszawie. W Janinie Kłopockiej zainteresowała mnie jej działalność polityczna oraz to, że zaprojektowała słynny znak Rodło. Z jej zaangażowaniem w neopogański ruch Zadruga nie jest mi po drodze, ale mimo to – albo właśnie dlatego – bardzo mnie zaciekawiła. Robiła znakomite drzeworyty! A po ceramiczkę Julię Kotarbińską sięgnęłam, bo na praktykach w Muzeum ASP zobaczyłam jej niesamowity wazon z lat 30. Po wojnie wykładała we Wrocławiu. Poczułam, że koniecznie musi zagościć na wystawie wraz ze swym wazonem.
Z kolei Agata Plater-Zyberk zajęła się Marią Nicz-Borowiakową i wspomnianą Julią Keilową. – To niby znane nazwiska, ale gdy pochylamy się nad polską awangardą, okazuje się, że sporo wiemy o Katarzynie Kobro czy Teresie Żarnowerównie, a prawie nic o Marii, która też należała do grup Blok i Praesens. Jej teczka nie zachowała się, więc początki mojego researchu były trudne.
Przede wszystkim Agata nie miała zdjęcia bohaterki, jakie zazwyczaj dołączano do studenckich podań. Przez długie miesiące nie wiedziała, jak wyglądała Nicz-Borowiakowa. – Miałam poczucie, że cały czas szukam Marii i nie mogę jej spotkać. Ostatecznie odnalazłam ją na zdjęciu grupowym. Artystycznie była wolnym duchem, a choć wiemy o niej niewiele, jej sztuka jest bardzo wyrazista. Głównie malowała, tworzyła szkice. Ostatni artykuł w całości poświęcony jej osobie powstał w latach 60.!
Kobietom było trudniej studiować
Marika Kuźmicz cieszy się, że studentki przygotowujące wystawę w pewnym momencie odpuściły dążenie, by znaleźć artystki, które zrobiły coś jako pierwsze, są wyjątkowe albo uznawane za ważne. – To bardzo męska, modernistyczna konstrukcja, która w rezultacie okazuje się fatalna – uważa. – Czysto prozaiczne, materialne problemy, z którymi borykała się większość tych kobiet, potrafiły skutecznie przeszkodzić im w budowaniu kariery artystycznej, niezależnie od talentu. Wśród nich były bogate kobiety z dobrych domów, na przykład Felicja Lilpop, ale większość to biedne studentki z niezamożnych polskich i żydowskich rodzin.
Ponieważ studia były płatne, dziewczęta masowo pisały podania o zawieszenie czesnego, a także zwracały się do studenckiego stowarzyszenia Bratnia Pomoc po pożyczki, które spłacały latami. Wiele kobiet wybierało kierunek pedagogiczny – gwarantował pewniejszy zarobek. Rezygnowały z ukochanego malarstwa, mając nadzieję, że dzięki projektowaniu tkanin szybciej znajdą zatrudnienie.
Jak mówi Agata Plater-Zyberk, musiały łączyć sztukę z pracą zarobkową: – Sporo z nich zarabiało, wykonując ilustracje do książek dla dzieci lub nauczając rysunku. W archiwach znalazłam też podania, w których na przykład proszą o zwolnienie z zajęć teoretycznych, bo przez pięć dni w tygodniu pracują w biurze. Niektóre decydowały się na studia wieczorowe. Jeśli dziewczyna nie pochodziła z zamożnego środowiska, edukacja wymagała od niej ogromnej determinacji.
– Niektóre studiowały nawet po 10 lat – dodaje Ostrowska. – Nie było presji jak teraz, że trzeba skończyć studia w trzy lata. Żyły w trudnych warunkach, opiekowały się starymi rodzicami, same chorowały i brały na przykład roczny urlop. W teczkach uwieczniono całą materię ich codziennego życia.
Prace Resi Schor po raz pierwszy w Polsce
Podczas tropienia archiwów Agatę Ostrowską bardzo poruszył wątek żydowski. – Na Akademii studiowało dużo chłopaków i dziewczyn z żydowskich rodzin – zauważa. – Gdy miałam znaleźć którąś z nich, musiałam sprawdzać także wykazy więźniów Oświęcimia i Treblinki. Wiele z dziewczyn, które opisujemy, zarówno Polki, jak i Żydówki, było tragicznie doświadczonych przez wojnę.
Jak na przykład Kotarbińska, której mąż został rozstrzelany w warszawskim getcie. Z kolei Keilowa, Żydówka, zginęła w 1943 roku. Leonia Nadelman cudem uciekła z getta. Mąż Wandy Zawidzkiej-Manteuffel zginął w Charkowie. Długo wierzyła, że wróci, potem zamknęła tamten okres życia. Jak dodaje druga z Agat: – Kilka dziewczyn trafiło do Ravensbrück, rysunki Jadwigi Simon-Pietkiewicz z obozu pokazujemy na wystawie. Gdy spoglądam na dorobek tych artystek, zawsze pojawia się myśl: jak potoczyłoby się ich życie, gdyby nie zginęły podczas wojny? Często cały życiorys takiej kobiety obejmuje tylko lata przedwojenne, a potem nagłe cięcie – i wojna. Te, które przeżyły, też nie miały lekko – widać to w ich życiorysach. Kłopocką przetrzymywano przez cztery lata w więzieniu na Mokotowie za działalność w Zadrudze, nigdy nie wróciła do pełni zdrowia. Zawidzka biedowała. Dydyńska, Schor, Simon i wiele innych – wyemigrowały.
Marika Kuźmicz przywołuje historię Resi Schor, która przeżyła wojnę (jej bliscy zginęli). Pochodziła z tradycyjnej rodziny żydowskiej spod Lublina. Matka bardzo chciała dać jej edukację, której sama nie zdobyła. Wielkim wysiłkiem rodzice wysłali Resię na studia. Trafiła do pracowni Pruszkowskiego i tam poznała swojego przyszłego męża, Ilję Schora. W 1937 roku wyjechali do Paryża (Ilja dostał zlecenie malarskie na wystawie światowej), a potem uciekli przed Niemcami do Nowego Jorku.
Ilja zarabiał na wyrobie i sprzedaży judaików, zaś po jego śmierci warsztat przejęła Resia. Także tworzyła judaika, ale modernistyczne, wyglądające bardziej jak kompozycje Stażewskiego niż żydowskie przedmioty religijne. Awangardowe mezuzy kupowali zasymilowani nowojorscy Żydzi. – I te mezuzy wczoraj tu przyjechały, czekają na cle – mówi wzruszona Marika.
Kolejna kuratorka, Kasia Trzeciak, znalazła kontakt do córki Resi – Miry, też artystki (starsza córka, Noemi, była z kolei jedną z pierwszych feministycznych badaczek literatury). Po raz pierwszy prace jej mamy zostaną pokazane w Polsce. Mira chce, by chociaż część z nich została w Warszawie, która była stale obecna we wspomnieniach matki. Może trafią do muzeum POLIN?
W przedwojennej sztuce brakuje artystek
Powracam do pytania o przyczynę, dla której ze sztuki przedwojennej pozostali nam raczej artyści niż artystki.
Marika: – To pytanie zaczynają sobie zadawać także władze Akademii. Piszę teraz o Teresie Gierzyńskiej, wspaniałej artystce, która przez lata funkcjonowała w cieniu męża, Edwarda Dwurnika, i zdałam sobie sprawę, że po raz kolejny zaczynam tekst o artystce zdaniem: „Robiła swoje prace przez 50 lat, a jakby jej nie było”. Może te mechanizmy znikania są takie same? Kobiety próbowały walczyć o byt, wychodziły za mąż, zmieniały nazwisko, rodziły dzieci. Wiele nie przeżyło kataklizmu wojny albo wyszły z niego pokiereszowane. To nie jest świat dla kobiet, po prostu. Wielkim utrudnieniem była też przedwojenna bieda, o której Marek Edelman mówił, że ciągle nie zdajemy sobie sprawy z jej skali.
Odnalezione w archiwach biografie obalają mit międzywojnia jako świata idyllicznego. Codziennością wielu studentek były: śmierdzące cebulą klity bez łazienek, dziurawe buty i cerowane sukienki, brak przedmiotów codziennego użytku, nie mówiąc o materiałach plastycznych.
– Ale to, że na ASP studiuje wiele dziewczyn, a potem znikają, i że na uczelni pracuje mało kobiet, stanowi przecież problem także dziś – zauważa Agata Plater. – O wystawie mówimy, że wpisuje się w trend herstoryczny, ale to sugeruje chwilową modę, a powinno być normą. I może za kilkanaście lat będzie już oczywiste, że kobiety też miały swój udział w historii sztuki, pisanej dotąd głównie przez mężczyzn.
Marika Kuźmicz: – Cieszę się bardzo, że na podstawie naszej kwerendy powstają już trzy prace magisterskie! Jedna z nich – Agaty Ostrowskiej – jest bardzo ambitną próbą odtworzenia na podstawie dokumentów kontekstu społecznego życia i twórczości tych kobiet. Mam nadzieję, że nasza akcja przerodzi się w stałą aktywność badawczą i na stronie ASP stworzymy choćby zakładkę o studentkach.
Wystawa w dwóch galeriach
Ekspozycja „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy…” prezentowana jest w dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą galeriach, bowiem wszystkie artefakty nie zmieściłyby się w kameralnym Artonie (pokazano tam bazę dokumentalną opowieści). Więc – jak mówi dr Marika – naturalnym tropem przyjaźni i siostrzeństwa pozostałe obiekty i dzieła wystawi Agnieszka Rayzacher w lokalu_30.
– Prezentujemy m.in. obrazy Marii Nicz-Borowiakowej, mezuzy Resi Schor, szkło Wandy Zawidzkiej – wylicza Marika. – Będą tkaniny, ceramika, rysunki, sporo grafiki wypożyczonej z Muzeum Narodowego. Pokażemy też zdjęcia portretowe dziewczyn wydobyte z dokumentów.
Niektóre feministyczne badaczki uważają co prawda, że nie powinno się przywoływać wizerunków artystek, bo to uprzedmiotawiające; że trzeba się skupić wyłącznie na pracach. Ale Marika tłumaczy: – Gdy zajmuję się artystką, chcę sięgnąć po jej wizerunek, bo to pozwala mi nawiązać osobisty kontakt z bohaterką, oddaje jej ludzką aurę. Gdy znalazłyśmy zdjęcie Wandy Zawidzkiej, pomyślałam: „Ojej, ona mogłaby studiować nawet teraz!” – wygląda tak współcześnie. Resia jest jak emanacja Emily Brontë, a Dydyńska to chłopczyca z czupryną w stylu lat 20. Dziewczyny same wymyśliły, że każda przeczyta życiorys którejś z bohaterek – będą do odsłuchania na wystawie. Spotykają się dwa różne pokolenia studentek tej samej szkoły. Odzyskujemy ciągłość historii, poczucie tego, skąd pochodzimy. To bogactwo nie do przecenienia.
Wystawa „Kocham w życiu trzy rzeczy: samochód, alkohol i marynarzy…”
Warszawa: galeria lokal_30 (ul. Wilcza 29A/12) i Fundacja Arton (ul. Foksal 11/4)
do 15 września 2021 roku
Artystki: Helena Bukowska, Krystyna Dydyńska, Wiktoria Goryńska, Julia Keilowa, Janina Konarska, Julia Kotarbińska, Bogna Krasnodębska-Gardowska, Janina Kłopocka, Elżbieta Malcz-Klewin, Leonia Nadelman/Janecka, Maria Nicz-Borowiakowa, Jadwiga Simon-Pietkiewicz, Resia Schor, Elwira Zachert-Mazurczyk, Wanda Zawidzka-Manteuffel
Kuratorki: Dobromiła Dobro, Agnieszka Kalita, Hanna Kraś, Agata Ostrowska, Agata Plater-Zyberk, Katarzyna Trzeciak
Opieka merytoryczna: dr Marika Kuźmicz
Wystawa jest częścią projektu: „Not Yet Written Stories: Women Artists’ Archives Online” w ramach programu Kreatywna Europa.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.