Śmierć, mimo zaawansowanej medycyny i technologii, pozostaje wielką niewiadomą. Nie mamy pojęcia, co dzieje się, kiedy wygaśnie ostatni elektryczny impuls w mózgu. Ale skoro całe nasze życie prowadzi do śmierci, może lepiej zrobić dla niej miejsce, niż ją ignorować?
– Czy uważasz, że jest życie po śmierci?
– Czy wierzysz, że wobec śmierci jesteśmy równi?
– Czy wiesz, jak chciałabyś być pochowana?
Leżę w przyciemnionej muzealnej sali na białym leżaku zawieszonym na linach opadających z sufitu. Od innych osób oddzielają mnie półprzezroczyste zasłony. Na pytania, które słyszę przez słuchawki, mam odpowiadać na głos – staram się robić to jak najszybciej. „Nie”, „tak”, „tak”. Dopóki nie odpowiem, miły i ciepły kobiecy głos nie zada kolejnego pytania.
– Czy zostawiasz po sobie coś, co cię przetrwa?
– Czy boisz się śmierci?
Jestem w Berlinie, w miejskim zamku, dawnym królewskim pałacu położonym na wyspie na Sprewie, w którym mieści się Forum Humboldta. Leżę na białym leżaku przypominającym mary i odpowiadam na pytania o śmierci. Ostatnie z nich brzmi: – Co chciałabyś usłyszeć na swoim pogrzebie?
*
Wszyscy umrzemy.
To banalne i oczywiste zdanie dało początek wystawie w Forum Humboldta w Berlinie zatytułowanej „in_finite. Living with Death”. Jej tytuł można tłumaczyć jako „Nieskończoność. Życie ze śmiercią”, ale również jako „W stronę skończoności. Życie ze śmiercią”.
Jak pisze Detlef Vögeli, kurator wystawy: „Pomimo całego postępu nauki śmierć pozostaje fenomenem poza naszym zrozumieniem. O momencie tuż po śmierci wiemy mniej niż o czymkolwiek innym. Śmierć to prawdopodobnie ostatnia niedostępna granica dla społeczeństwa opartego na wiedzy”. Choć wiemy, że nasze życie zakończy się śmiercią, to pozostaje ona wielką niewiadomą. Właśnie tej niewiadomej poświęcona jest wystawa pomyślana jako dramat w pięciu aktach. Już na początku zostajemy skonfrontowani z wszechobecnością śmierci. Preludium do wystawy to film, którego pierwsze ujęcie pokazuje szarą powierzchnię pokrytą kraterami. Zza horyzontu wyłania się niebiesko-zielona kula. To widok na Ziemię ze statku kosmicznego okrążającego księżyc w ramach misji Apollo 8. Kolejne filmy i zdjęcia pokazują obraz coraz bardziej oddalony od Ziemi, aż do momentu, kiedy widzów otacza czerń przerywana rozbłyskami miliardów galaktyk.
Żyjemy na skalnym okruchu zawieszonym w bardzo rozległym i bardzo starym wszechświecie. Naukowcy szacują, że tylko w naszej galaktyce – Mlecznej Drodze – jest około 400 miliardów gwiazd, a jej planety liczy się w trylionach. Ziemia jest jedynym – znanym nam – domem wszystkich żywych istot, które kiedykolwiek pojawiły się we wszechświecie: od bakterii przez gady po homo sapiens. I wszystkich istot, które umarły.
To, że żyjemy, jest cudem.
To, że umieramy, pozwala nam ten cud docenić.
*
Ze wszystkich istot jedynie człowiek – jak piszą kuratorzy „in_finite”” – jest świadomy tego, że umrze. Ta świadomość zmienia jego życie – pustka, która pojawia się po ostatnim oddechu, daje powody do spekulacji, fantazji, tworzenia symboli i opowieści. I to jest akt pierwszy berlińskiej wystawy – dotyczy tego, w jaki sposób wyobrażają sobie życie po śmierci różne kultury. O tym, co czeka nas po drugiej stronie życia, opowiadają chrześcijanka, imam, kantor z berlińskiej synagogi, buddyjska mniszka, założyciel berlińskiej świątyni Sri Ganeśy, antropolog sądowy i specjalista od wierzeń ludu Joruba zamieszkującego dzisiejszą Nigerię, Benin i Togo. Ale to akt drugi i trzeci robią największe wrażenie. Porzucamy sferę wierzeń i opowieści snutych przez innych i sami stajemy się obiektami wystawy. Najpierw na leżakach przypominających mary rozmyślamy o tym, jaki jest nasz stosunek do śmierci, odpowiadając na pytania zadawane przez ciepły kobiecy głos:
– Czy widziałaś kiedyś martwą osobę?
– Czy myślisz, że istnieje dobra śmierć?
To ważne pytania, które na szczęście od jakiegoś czasu zadajemy sobie na nowo. Po całych dekadach nieobecności śmierci w życiu zachodniego społeczeństwa zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, jak wielkim problemem stało się ukrywanie śmierci i unikanie rozmowy o niej oraz ile niesie to ze sobą cierpienia.
Death Positive: Przywracanie śmierci ważnego miejsca w życiu
W głośnej książce „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji” amerykański dziennikarz Michael Hebb pisze o tym, że najczęstszym powodem bankructw w Stanach są nadmierne wydatki na podtrzymywanie życia i kosztowne pogrzeby. Decyzje o odłączeniu aparatury podtrzymującej życie, a później te dotyczące wydatków związanych z pogrzebem podejmuje się w skrajnie nieprzyjaznych warunkach: w obcych i niekomfortowych przestrzeniach szpitalnych korytarzy, domów pogrzebowych czy kancelarii adwokackich. A przecież można by tych bankructw uniknąć, gdyby tylko zawczasu porozmawiać. Dlatego Hebb proponuje rozmowy o śmierci w dobrym towarzystwie przy dobrym jedzeniu i winie, zamiast na OIOM-ie. Rozmowa o tym, czym dla nas jest dobra śmierć, jak długo chcielibyśmy podtrzymywać życie, co miałoby się stać z naszymi organami i jak wyobrażamy sobie własny pogrzeb, wprowadza w relacje niespodziewaną bliskość i spokój. Bo dobrze jest wiedzieć, że są ludzie, którzy zadbają o moje potrzeby po śmierci. Dobrze wiedzieć, że ja też mogę zadbać o potrzeby moich bliskich, a nie błądzić po omacku. Taką rozmowę warto przeprowadzić w różnych momentach życia i z różnymi osobami, jeśli tylko są na nią gotowe.
Książka Hebba wpisuje się w szerszy ruch Death Positive, czyli przywracania śmierci miejsca w naszym życiu bez tabuizowania jej, ze szczerością wobec naszych emocji i uczuć, ale też wobec nieuchronności tego, co nas czeka (w Polsce w tej sferze działa Instytut Dobrej Śmierci, do którego to kolektywu należę). Uzmysłowienie sobie własnej kruchości i przemijalności może, paradoksalnie, prowadzić do pełniejszego życia. I właśnie o tym mówią eksperci zaproszeni przez kuratorów berlińskiej wystawy na konferencję o śmierci, której wirtualna odsłona jest częścią aktu drugiego. Dwanaście osób – profesjonalistów towarzyszących umierającym z różnych kontynentów i kultur – opowiada o tym, jak może wyglądać dobra śmierć. Przesłanie każdego z nich – od towarzyszki śmierci z Jamajki, przez opiekunkę umierających z Turcji i jej odpowiednika z Indii, po pielęgniarkę z hospicjum w Nowym Orleanie – jest właściwie takie samo: „Nie bój się śmierci, bój się nieprzeżytego życia”.
A potem – w akcie trzecim – konfrontujemy się z samą śmiercią. W ciemnym pomieszczeniu, w którym mieści się jedna osoba, słuchamy, jak wygląda fizjologia umierania. Ostatni oddech, ostatnie uderzenia serca i ostatni wyrzut dopaminy, serotoniny i norepinefryny do mózgu. Neurolog Jens Dreier nazywa to „depolaryzacyjnym tsunami” – neurony pozbywają się zgromadzonego ładunku energetycznego (naukowiec porównuje to do spięcia w baterii, które prowadzi do całkowitego jej rozładowania). Mózg zalewa fala energii i neuroprzekaźników. Wiemy z opowieści tych, którzy niemal umarli i przeżyli doświadczenie śmierci, że to moment, kiedy pojawia się biały tunel albo poczucie bycia w wielu miejscach naraz w tym samym czasie i bycia w różnym wieku w tym samym momencie.
Po wyładowaniach przypominających fajerwerki przychodzi cisza.
*
Po śmierci zostajemy z tymi, którzy żyją. To czas żałoby po tych, którzy odeszli, ale również moment opieki nad ciałem. I pytanie o to, czy rzeczywiście wobec śmierci jesteśmy równi. Na tym skupia się akt czwarty „in_finite”, opisujący z jednej strony troskę o zachowanie godności ciała zmarłych, rytualne sposoby obmywania i namaszczania. A z drugiej, wykresy uwydatniające podział świata na ten bogatszy i ten biedniejszy. Tylko w Korei Północnej nie ma różnicy pomiędzy długością życia a zarobkami biednych i bogatych, bo tylko tam jest jedna płaca i jedna linia na wykresie. W reszcie przebadanych państw – Niemczech, Chinach, Szwajcarii, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, RPA, Wenezueli i Turcji –różnica zawsze wypada na niekorzyść biedniejszych. Oczywiście rozdźwięk jest większy na globalnym Południu, tak samo jak większe jest tam ryzyko śmierci z powodu zmian klimatycznych i zbrojnych konfliktów. Częściej również umierają tam dzieci do piątego roku życia – najwięcej jest ich w Sierra Leone: aż 22 485 na 100 tysięcy dzieci. Również w Sierra Leone umiera najwięcej matek podczas porodu (2450 na 100 tysięcy kobiet).
Jednak tym, co zrównuje wszystkich w śmierc, są nasze martwe ciała. W akcie piątym zwiedzający berlińską wystawę są zaproszeni do ułożenia się na dużych i miękkich poduchach. Nad głową – na nierównej powierzchni przypominającej spulchnioną ziemię – wyświetla się film. To nagrania z mikroskopu pokazujące rosnącą grzybnię, przemieszczające się bakterie, rozwijającą się pleśń. Tańczące nad naszymi głowami mikroby przypominają, że jesteśmy materią. Cząsteczki, które budują nas za życia, zostają rozłożone, wracają do obiegu. I mogą tworzyć nowe życie.
*
Detlef Vögeli we wstępie do wystawy ostrzegał, że „rozmawianie o śmierci wymaga przyzwolenia na polifonię i niejednoznaczność – i dużej cierpliwości wobec nich. Kiedy rozmyślamy o własnej śmierci i skończoności, to zastanawiamy się nad relacją człowieka i świata, umiejscawiamy siebie wobec wspólnoty, społeczeństwa, wszechświata. (…). Świadomość przemijania i ulotności ludzkiego życia i wszystkich żywych form konfrontuje nas z egzystencjalnymi i moralno-etycznymi pytaniami”.
I faktycznie, „in_finite” stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi.
„Czy istnieje życie po śmierci? Jaka jest relacja pomiędzy żywymi a zmarłymi? Na czym polega dobra śmierć? Gdzie szukać pocieszenia w żałobie i czy jest ono możliwe? Czy istnieje nieśmiertelna dusza? Co po nas pozostanie?” I – klasyczne – „Jaki jest sens życia?”.
Ale jeśli na chwilę się zatrzymamy i zaczniemy szukać własnych odpowiedzi na te pytania, może rzeczywiście uda nam się pogłębić to, jak żyjemy. Jak mówią w królestwie Beninu, skąd pochodzą Jorubowie: „urodziliśmy się, aby umrzeć, ale także po to, żeby żyć”.
Wystawę „in_finite. Living with Death” można oglądać w Forum Humboldta w Berlinie do 26 listopada 2023
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.