Nowosielski – malarz, scenograf, filozof, teolog, zawieszony między abstrakcją a figuracją, ciałem a duchowością, Wschodem a Zachodem – w swoim malarstwie uczynił postać kobiety ośrodkiem artystycznych poszukiwań. Temu tematowi poświęcona jest najnowsza wystawa z cyklu Masters prezentowana w Spectra Art Space.
W filmie Konrada Nałęckiego „Magia Jerzego Nowosielskiego” z lat 70., który otwiera przekrojową wystawę zmarłego w 2011 r. malarza, ten nieśmiały, skupiony mężczyzna w charakterystycznych czarnych oprawkach okularów, które stały się jego znakiem rozpoznawczym, opowiada, że nie wie, skąd przychodzą do niego obrazy. Nie wie, jak się rodzą, z jakich pokładów świadomości czy podświadomości wynikają: –To jest coś, czego nie umiem wytłumaczyć. I dlatego, że nie umiem tego wytłumaczyć, nazywam te sprawy magią. Mówi też: – Czuję się zdecydowanie nienowoczesny.
Może należałoby raczej stwierdzić, że Nowosielski jest ponad i poza czasem, szukając w swoich obrazach dostępu do ukrytego wiecznego porządku, niewidzialnej sprężyny, która nakręca świat przepływający wokół nas. A centrum tego świata, łączniczką pomiędzy ziemią a wiecznością, jest kobieta. I kiedy pan Jerzy snuje opowieść w dokumentalnej czarno-białej impresji z genialną muzyką Nahornego, w tle nieustannie towarzyszy mu cicha obecność ukochanej życiowej towarzyszki. Zofia Nowosielska (z domu Gutkowska) przynosi herbatę, krząta się po domu, przemyka w oddali. Nie zobaczymy jej twarzy.
A przecież ta miłość życia, poznana podczas studiów artystycznych w Krakowie malarka, scenografka, ilustratorka miała już swoje osiągnięcia, zanim zdecydowała się stanąć na drugim planie, pierwszeństwo oddając sztuce męża, a potem zakładając wspólnie z nim fundację chroniącą jego dorobek. Często o niej myślę, kiedy oglądam niezwykłe, intensywne wizerunki kobiece w malarstwie Nowosielskiego. Gimnastyczki, pływaczki, boginie, tajemnicze nieznajome, wyzwolone dziewczyny, ale i somnambuliczne niewolnice na statkach czy bezgłowe narzeczone – wszystkie są dla mnie Zofią.
Kobiety: Stały temat malarstwa Nowosielskiego
Wystawa Jerzego Nowosielskiego w Spectra Art Space jest kolejnym zbliżeniem na twórczość wybitnych polskich „klasyków współczesności”, których dzieła znajdują się w kolekcji Anny i Jerzego Staraków. Po takich mistrzach, jak Andrzej Wróblewski, Wojciech Fangor, Roman Opałka czy – ostatnio Magdalena Abakanowicz, przyszedł czas na urodzonego w 1923 r. artystę, który na równi czuł się malarzem, co filozofem, przy pomocy malarstwa zgłębiającym prawosławną teologię i studiującym sztukę „pisania” ikon. Twórca o łemkowskich korzeniach, po krótkim epizodzie nowicjatu w unickim klasztorze, na zawsze już sięgać będzie po kanon obrazowania rodem ze Wschodu, odnajdywany choćby w konstrukcji portretów (centralny wizerunek i rama ze scenkami wokół), w minimalistycznej plastyce twarzy, specyficznym kładzeniu laserunków czy ciepłej, spokojnej kolorystyce z emaliową czerwienią starych ikon. To w klasztorze, jak sam mówił, zetknął się po raz pierwszy z poważnym malarstwem, i to tam ikony zawładnęły jego światem wizualnym, duchowym, filozoficznym.
– Przygotowując kolejną odsłonę Masters, w tym przypadku twórczości Nowosielskiego, która obejmuje wiele dekad, sięgnęłam po jego stały temat: kobiety – wyjaśnia kuratorka wystawy Ania Muszyńska. – Tą kameralną prezentacją nie wyczerpiemy go, ale sygnalizujemy kilka ikonicznych cykli kobiecych, bardzo ważnych dla jego sztuki. Są jak klucz do jego twórczości, którą widzowie mogą potem zgłębiać sami, szukając nawiązań w muzeach i innych kolekcjach.
Obrazy, które zapowiadają nową epokę
Kuratorka zaczęła ekspozycję od wczesnych obrazów, które zwiastowały nadchodzące wydarzenia. Po jednej stronie – „Akt z okularami” z 1945 r.: nagie plecy spokojnej, zrelaksowanej, seksownej dziewczyny w łagodnym świetle słońca. Nadzieja na powojenne smakowanie codzienności. Obok te same nagie plecy kobiety... na szafocie. To „Beatrix Cenci”, malowidło z 1950 r., które przyniosło za sobą wszystkie opresyjne historie stalinizmu, socrealizmu, kajdan narzucanych na wiele aspektów życia. Beatrix to postać historyczna, Włoszka żyjąca w drugiej połowie XVI w., która została stracona za ojcobójstwo, wraz z macochą i braćmi. – Ta dziewczyna stała się dla ludu rzymskiego symbolem wolności i buntu przeciwko arystokracji i władzy pieniądza – opowiada kuratorka. – Jej ojciec był księciem, mężczyzną bardzo zamożnym, wpływowym, a przy tym sadystą i okrutnikiem znęcającym nad rodziną i poddanymi. Beatrix wielokrotnie pisała do papieża i do inkwizycji z prośbą o pomoc, ale jej ojciec, mimo że dokonywał strasznych zbrodni, nigdy nie został ukarany. Chroniły go pieniądze. Kiedy, ratując się przed potworem i kazirodczym gwałcicielem, rodzina pozbawiła go życia, zostali pojmani, osądzeni przed sądem papieskim i skazani. Beatrix pierwsza poszła na szafot ze słowami: „Matko, tak trzeba”.
Czyż ta ofiara męskiej opresji, nigdy niewysłuchana przez władze, broniąca rodziny choćby za ostateczną cenę, nie byłaby idealną bohaterką współczesnych aktywistek? W każdym razie stała się bohaterką dzieł wielu artystów, pojawiając się zarówno w sztukach wizualnych, jak i literaturze, choćby w dramatach Juliusza Słowackiego i Alberta Moravii, w obrazie Guido Reniego czy stylizowanych zdjęciach XIX-wiecznej pionierki fotografii artystycznej, Julii Margaret Cameron.
Na obrazie Nowosielskiego dedykowanym Beatrix pojawia się jeszcze pewien uwspółcześniony motyw, nieustannie powracający potem w jego malarstwie. Nad półnagą, bezbronną dziewczyną stoją mężczyźni „zakuci” w garnitury, niczym w zbroje. Sugerują patriarchalną przemoc, władzę, bezduszny system, iście kafkowski mrok. Tuż obok oglądamy kolejne obrazy z serii „portrety ślubne”, w tym słynną, namalowaną na wzór układu ikony „Tajemnicę narzeczonych”. Powtarzają motyw nagiego, często wizualnie uprzedmiotowionego i podzielonego na fragmenty ciała kobiety i ubranej, zwartej sylwetki mężczyzny. Społeczna opresja wobec kobiet była najwyraźniej widziana i dokumentowana przez malarza.
Bohaterki Nowosielskiego: Atletki, niewolnice, boginie
Lata 50. przynoszą w twórczości Nowosielskiego także słynny cykl inspirowany sportsmenkami, jego obrazy zaludniają akrobatki, pływaczki, koszykarki... Kiedy myślimy o gimnastyczkach, wyobraźnia podsuwa smukłe, dynamiczne postaci, a na tych obrazach kobiety są przeważnie krępe, mocne, przysadziste. Jakby swoją siłę czerpały wprost z ziemi. Czy to odpowiedź na panujący wówczas socrealizm i rzeczywistość, w której funkcjonują kobiety-kariatydy i kobiety-walkirie, dziewczyny z plakatów na traktorach i z kielnią?
W trudnych latach 80. znów bohaterkami jego obrazów są kobiety. Różne wersje niepokojącego, enigmatycznego „Statku niewolnic” malarz datował na rok stanu wojennego, 1981. Statek kojarzył się głównie z bardzo zmaskulinizowanym światem marynarzy, ale pokłady dryfujących bez celu okrętów namalowanych przez Nowosielskiego zaludniają senne, wiotkie dziewczyny w bikini i czarnych okularach, często na obcasach. Zwykle zwrócone ku nieodgadnionemu horyzontowi, jakby wyglądały celu, którego nie widać.
W podobnym układzie przez lata powstają obrazy z kobiecymi sylwetkami w różnych ujęciach na łące, na placu, na arenie czy na plaży. – Te kompozycje są szczególnie interesujące, dlatego że ich tematem jest pustka – uważa Ania Muszyńska. – To ona jest w centrum obrazu. I w tę pustkę wchodzą kobiety, jakby były rodzajem mgły, która przenika wszystko.
Na wystawie oglądamy emanujące seksualnością i mocą akty władczych kobiet z czerwoną szminką na ustach, odbijających się w niezliczonych lustrach i równie intensywne, uduchowione wizerunki „kapłanek” dokonujących rytuałów nieznanej przemiany. Jest tajemnicza seria „czarnych aktów”, na których żarzą się w ciemnościach pociągające i groźne emanacje żeńskich ciał. Są też uwodzące tajemnicą, nawiązujące wprost do ikon, obrazy z cyklu „Monografia nieznajomej”, przedstawiające odwróconą tyłem nierozpoznaną kobiecą sylwetkę-archetyp.
Kolekcjonerzy: Współpraca niesie korzyści dla sztuki
Jak zawsze w przypadku wystaw organizowanych przez Fundację Anny i Jerzego Staraków, bazę ekspozycji stanowi ich imponująca kolekcja, w której jest blisko 500 obiektów. Nieodmiennie jednak zestaw uzupełniają dzieła z innych galerii, kolekcji, instytucji sztuki, we wciąż mało rozpropagowanym polskim „art worldzie” partnerstwie publiczno-prywatnym.
– Od 2018 r. fundacja jest głównym mecenasem Muzeum Sztuki w Łodzi – mówi prezes Fundacji Rodziny Staraków, Elżbieta Dzikowska. – Wspieramy się wzajemnie, prowadząc działania mające na celu szeroką popularyzację polskiej sztuki współczesnej, szczególnie klasyków sztuki powojennej. Chętnie zapraszamy do współpracy innych prywatnych kolekcjonerów. Obecna wystawa prezentuje dzieła Jerzego Nowosielskiego zarówno z kolekcji Anny i Jerzego Staraków, jak i z łódzkiego muzeum, kolekcji Teresy i Andrzeja Starmachów oraz innych. Szczególne podziękowania kieruję w tym miejscu do Teresy i Andrzeja Starmachów, z którymi łączy nas wieloletnia pasja dla mistrzów polskiej sztuki. Nasza fundacja prowadzi program wypożyczeń dzieł z kolekcji, dzięki czemu mamy bardzo dobre relacje z ważnymi instytucjami, jak Tate Liverpool, Centre Pompidou w Paryżu, Museo Reina Sofía w Madrycie, a w Polsce z Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, Cricoteką w Krakowie, Fundacją Stefana Gierowskiego w Warszawie czy Muzeum Nadwiślańskim w Kazimierzu Dolnym.
Współpraca pozwala tworzyć unikatowe programy wystaw oraz daje możliwość prezentowania dzieł, na co dzień niedostępnych publicznie.
Jak mówi Elżbieta Dzikowska, cała kultura dotkliwie odczuwa skutki lockdownu. Bez wydarzeń i spotkań kulturalnych, bez wspólnego przeżywania sztuki życie stało się uboższe. – Część działań fundacji została przeniesiona do świata cyfrowego. Ten nowy trend pozwala kontynuować wiele inicjatyw w dobie epidemii. Jestem przekonana, że będzie mieć duże znaczenie dla edukacji kulturalnej, którą od lat realizujemy. Jednak nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu człowieka ze sztuką. Wszystkim bardzo brakuje doświadczania sztuki w świecie realnym.
Dlatego pani prezes cieszy się, że widzowie znów mogą odwiedzać galerię, choćby w zaostrzonym reżimie sanitarnym, zaś kuratorka Ania Muszyńska dodaje: – Dopiero w kontakcie z publicznością sztuka naprawdę żyje. Spotkanie widza z dziełem to zawsze intymna relacja. Z obrazami najlepiej obcować jeden na jeden i my to umożliwiamy. Dopóki Muzeum Narodowe wciąż nie otworzy ponownie Galerii Sztuki XX wieku, nasza galeria jest jednym z nielicznych miejsc w stolicy, gdzie można obcować blisko z dziełami tej miary z tego okresu.
* Wystawa Jerzy Nowosielski | Spectra Art Space MASTERS, ul. Bobrowiecka 6, Warszawa. Wystawa otwarta w soboty i niedziele, do 30 maja. Więcej na starakfoundation.org
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.