Unbotoxed – nowy trend w medycynie estetycznej
Nieinwazyjne metody, które dbają o wygląd, ale w sposób naturalny. Bez ingerencji w rysy twarzy. Założycielka Smart Aging Clinic, Klaudia Witczak, przyznaje, że idzie pod prąd – To trudna misja, niemal jak zawracanie prądu rzeki albo pokazanie, że może ona płynąć w innym kierunku – opowiada w rozmowie z Vogue.pl.
Klaudia Witczak nie krytykuje toksyny botulinowej, ale mówi, że zastrzyki z niej nie są konieczne, żeby skóra wyglądała na wypoczętą. Podobnie jak wypełniacze na bazie kwasu hialuronowego, które bywają w ostatnich czasach nadużywane. Misją jej i założonej przez nią Smart Aging Clinic nie jest walka z dostępnymi metodami medycyny estetycznej czy krytyka stosujących je lekarzy i pacjentów. Zamiast tego pokazuje, jak w inny sposób i sięgając po nieco odmienne techniki, można osiągnąć promienny wygląd. Wielu przychodzących do SAC pacjentów zmienia swoje nawyki i pozostaje wiernym zupełnie nowym technikom, które nie polegają na walce z wiekiem i pogoni za młodością.
Czym jest Smart Aging Clinic i na czym opiera się filozofia kliniki?
Moja definicja Smart Agingu to mądre, systematyczne pobudzanie skóry do autoregeneracji za pomocą nowoczesnych i nieinwazyjnych metod i technologii. To prawdziwa, niepodrasowana naturalność i radość z każdej cechy urody, która nie mieści się w powszechnie uznawanych kanonach piękna.
Kto pracuje w waszym teamie?
Jestem dumna, że udało nam się stworzyć zespół lekarzy, którym przyświeca ta sama idea świadomego dbania o skórę bez wypełniaczy i botoksu. Jesteśmy w tym podejściu wszyscy bardzo konsekwentni. Wierzę w biznesy oparte na prawdzie. Bo wyłącznie ona się obroni. Gdybym dziś opowiadała pani o autoregeneracji i niepodrasowanej naturalności, a jutro moi lekarze wstrzykiwaliby komuś wypełniacz, aby powiększyć usta – byłaby to hipokryzja. My nie poprawiamy – z takim przesłaniem powstała moja marka i tej idei jesteśmy wierni.
A czego najbardziej nie lubi pani w temacie anti-agingu?
Szeroko pojętej walki z upływającym czasem, za wszelką cenę. Walki ze sobą i swoim ciałem, katowania go – bez względu na konsekwencje. Nie lubię narzucania innym, jak powinni wyglądać, by spełnić czyjeś oczekiwania czy ogólnie przyjęte standardy. Stworzyliśmy alternatywę dla tych, którzy szukają swojego miejsca na gęstej mapie medycyny estetycznej, którzy chcą o siebie dbać, ale nie chcą się poprawiać. Przesadna ingerencja w urodę wiąże się często z tym, że mamy zaburzone poczucie własnej wartości. Patrząc na możliwości, jakie dziś daje chociażby psychologia, „poprawianie” warto zacząć od siebie, od środka.
Nie zawsze stosowanie toksyny botulinowej czy kwasu hialuronowego daje przerysowany wygląd. Dlaczego mówicie im "nie"?
Nie lubię „fast food’owych”, szybkich rozwiązań, które dają natychmiastowy efekt. Posługując się analogią do jedzenia – stosując botoks i wypełniacze, jesteśmy co prawda szybko syte, ale nieodżywione. Wolę mądre, świadome dbanie, które służy mojemu zdrowiu. Skóra potrzebuje tego samego – uważnego zaopiekowania i cierpliwości. Jest tarczą – chroni, a jednocześnie wskazuje drogę, jest elementem mocno powiązanym z układem nerwowym. Obserwujmy ją uważnie, bo gdy źle wygląda, to znaczy, że ma nam coś ważnego do powiedzenia. Nie bagatelizujmy tego.
Co jest w SAC alternatywą dla zabiegów z wypełniaczami i toksyną botulinową w roli głównej?
Systematyczny skin workout. Nie wierzymy w jednorazowe, inwazyjne techniki wykonywane przypadkowo raz do roku czy też szybkie i natychmiastowe efekty. Smart aging jest jak mądry trening w siłowni – zabiegi wykonujemy regularnie, dostosowując je do potrzeb skóry, zwracając uwagę na to, by skóra miała czas na odpoczynek i regenerację. Należy ją stymulować, ale jej nie przetrenowywać. Naszym znakiem firmowym są odpowiednio ze sobą połączone techniki laserowe, tzw. boostery laserowe, które uzupełniamy autorskimi boosterami igłowymi i pielęgnacyjnymi. Cały koncept został osadzony w rocznych planach, by efekty pracy były nie tylko zauważalne, lecz także trwałe. Nic w nich nie jest przypadkowe. Wykonujemy też inne zabiegi, które związane są z szeroko pojętą autoregeneracją skóry (w tym mezoterapię czy stymulatory tkankowe), koncentrując się przede wszystkim na profilaktyce, bo zgodnie z filozofią Smart Aging Clinic, to ona jest kluczem do zdrowej, zadbanej i młodo wyglądającej skóry przez długie lata.
Co pani myśli o stwierdzeniu „starzenie się z godnością”? Co oznacza ono w praktyce?
Starzenie się z godnością oznacza akceptację upływającego czasu – procesu, którego nie da się kontrolować. To dla mnie też zadbane, ale jednak widoczne zmarszczki opowiadające naszą historię czy wreszcie – spełnienie w życiu i odejście od koncentracji wyłącznie na wyglądzie zewnętrznym. A także większy wgląd w siebie i swoje potrzeby, również te emocjonalne. Należy akceptować fakt, że się starzejemy, ale dbać o siebie – na wielu płaszczyznach. No i stale się uśmiechać! Tak, by było to widoczne na całej twarzy: z dziurkami w policzkach i zmarszczkami pod oczami!
Zastanawiam się czy w branży medycyny estetycznej jest miejsce dla klinik, które promują naturalny wygląd?
Powiedziałabym wręcz – zdecydowanie tak, koniecznie! Smart Aging Clinic powstała w opozycji do poprawiania, nie po to, by walczyć z branżą – bo niewątpliwie pracuje w niej wielu wspaniałych lekarzy – ale przede wszystkim po to, by uświadamiać, czym jest profilaktyka skóry i jak ważne jest mądre dbanie o nią. I wreszcie po to, by rozpocząć dialog z lekarzami, że może jednak warto pójść inną drogą i w tym „poprawianiu” się zatrzymać.
A czy nie ma pani wrażenia, że wiele kobiet chce wyglądać zgodnie z promowanymi kanonami piękna? Mieć większe usta, gładkie czoło, pełniejsze policzki…
Tylko my sami decydujemy o tym, w którą stronę chcemy podążać i jak chcemy traktować swoje ciało. Nie mam prawa tego oceniać. Mogę jedynie proponować rozwiązania alternatywne, które są sprawdzone i bezpieczne. Wyjaśniać, rozmawiać. Ale decyzja zawsze należy do każdego indywidualnie. Żeby zrezygnować z oczywistej do tej pory ścieżki, potrzebna jest też odwaga, by zrzucić tę sztuczną zbroję i powiedzieć: „To prawdziwa ja, bez podrasowania. Jestem ok”. Będąc jednak optymistką i prekursorką tej idei w Polsce, wierzę, że niedługo nadejdzie moment przesytu. Jesteśmy zmęczeni pogonią za idealnym instagramowym lookiem, naśladowaniem, kopiowaniem. To proces, który nie dzieje się z dnia na dzień. Jestem dumna, że w pewnym sensie mogę zmieniać kierunek rzeki. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że nie będzie to łatwe zadanie. Wiem jedno – wolę tworzyć markę, która ma coś ważnego do powiedzenia niż biznes, którego nadrzędnym celem jest wyłącznie zysk.
Który zabieg poleciłaby pani czytelniczkom i czytelnikom vogue.pl na początek jesieni?
Osobiście uwielbiam nasz nieablacyjny laser ClearSilk, który został stworzony po to, by wyrównać koloryt skóry i zlikwidować rozszerzone naczynia. Idealna procedura w obecnej porze roku, w której zmiany temperatury są na porządku dziennym. Uwielbiam go również za to, że jest szybki i całkowicie bezbolesny, a jednocześnie wspaniale napina skórę. To jeden z naszych must-have w rocznych planach smart aging.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.