Znaleziono 0 artykułów
12.12.2024

Marieta Żukowska: Żałobę trzeba przeżyć

12.12.2024
Fot. Materiały prasowe

– Ta rola była dla mnie wyzwaniem – zdradza Marieta Żukowska. – Po raz pierwszy nie mogłam schować się za moją postacią. Mam wrażenie, że przeniknęła do mojej duszy

„Próba łuku” to już druga współpraca Mariety Żukowskiej z reżyserem Łukaszem Barczykiem. Po raz pierwszy spotkali się na planie w 2008 r., gdy kręcił niepokojącego „Nieruchomego poruszyciela”, za którego otrzymała nominację do Orła. Wstrząsająca kreacja, jaką stworzyła w nim aktorka, na długo pozostaje w pamięci. Film katapultował Żukowską do aktorskiej pierwszej ligi, a Barczykowi, z którym gwiazda związana jest również prywatnie, nadał status reżysera artysty, który nie kręci dzieł pod publikę, ale dla samej przyjemności tworzenia. „Próba łuku” to kolejny popis jego wizjonerstwa, dla Żukowskiej zaś – zawodowego kunsztu.

Fot. Materiały prasowe

– Zdajemy sobie sprawę, że formuła filmu jest wymagająca – mówi nam Żukowska. – Ale taki był zamysł. Wierzę w widza. Nie uważam, że trzeba mu podawać wszystko jak na tacy. Przeciwnie, myślę, że dziś widz jest spragniony kina skłaniającego do refleksji. Widzę to po córkach. Cały czas pokazujemy im w domu klasykę kina. Miały okazję obejrzeć m.in. „Szaradę” z Audrey Hepburn w maleńkim kinie Amondo w Warszawie i były zachwycone. Dlatego wierzę, że kino autorskie wciąż jest potrzebne.

„Próba łuku” miała swoją premierę podczas międzynarodowego festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Film pokazywano w specjalnej sekcji Mistrzynie, Mistrzowie. – Spotkanie z widzami tuż po projekcji było czymś wspaniałym, bardzo ciekawym  – wspomina aktorka. – Ta wymiana energii, różnorodność interpretacji. Z przyjemnością słuchaliśmy, jak postrzegają naszą opowieść. Okazało się, że film dla każdego jest o czymś innym. Bardzo mnie to cieszy, bo właśnie tego pragnęliśmy – nie być mądrzejszymi od widza, pozostawić mu dowolność odbioru naszej historii. Każdy ma możliwość przefiltrowania jej przez własną wrażliwość i osobiste doświadczenia – dodaje Żukowska.

Gwiazda zdradza, że jedna wypowiedź szczególnie zapadła jej w pamięć. – Pewna pani wyznała, że film bardzo ją poruszył, ale wzbudził też pewną wątpliwość – opowiada. – Zapytała, czy naszym zdaniem warto wracać do swojej traumy. Myślę, że jeśli gdzieś zabrnęliśmy i czujemy, że nie damy rady zrobić już ani kroku naprzód, warto się cofnąć. Bo tylko po śladach, niczym w labiryncie, uda nam się znaleźć wyjście i wrócić do siebie.

Fot. Materiały prasowe

Właśnie o takim powrocie do bolesnej przeszłości opowiada „Próba łuku”. Marta (Marieta Żukowska) przed laty straciła męża, Krzysztofa. Byli wtedy razem na greckiej wyspie Thassos, którą ten fascynował się od dawna. Wyprawa zamieniła się w koszmar – Krzysztof zniknął bez śladu. Marta po 10 latach wraca na wyspę, by odtworzyć i zrozumieć bieg wydarzeń. Towarzyszy jej ekipa filmowa, której przewodzi przyjaciel Krzysztofa, Łukasz (grany przez Barczyka). Tylko czy Marta aby na pewno nie rozumie, dlaczego mąż zaginął? Czy raczej postanowiła nie pamiętać? 

– Nie ma czegoś takiego, jak pamięć obiektywna – mówi Żukowska. – To, co przeżywamy, przekształcamy we wspomnienia, wybierając, zwykle podświadomie, co chcemy zachować, a czego nie. To, co nas przerasta, często próbujemy wyprzeć – zwłaszcza jeśli, jak w przypadku mojej bohaterki, są to doświadczenia traumatyczne. Wyparcie nie jest jednak cudownym lekiem na trudne emocje. Bo te zawsze upomną się o naszą uwagę

Po tym, co spotkało jej męża, Marta jest w szoku. Był jej pierwszą miłością, razem wchodzili w dorosłość, chcieli budować wspólną przyszłość. Ale z czasem coś w ich relacji zaczęło się psuć. Jednak Marta nie była gotowa odejść. Naznaczona przeszłością, kurczowo trzymała się teraźniejszości – tłumaczy aktorka. – Marta nosi w sobie lęk przed odrzuceniem – gdy była dzieckiem, porzucił ją ojciec. Panicznie bała się więc kolejnej utraty i była gotowa na wszystko, by jej zapobiec.

Zdeterminowana, by ratować związek, pojechała więc z mężem w ostatnią wyprawę. W środowisku, które on zdążył już sobie oswoić, oraz wśród ludzi, z którymi się zaprzyjaźnił, nie czuła się komfortowo. W pewnej chwili zachłysnęła się jednak wyjątkową energią wyspy. Jej dzikością, zmysłowością, wolnością. Wszystkie te cechy uosabia jeden z jej mieszkańców, Martin, z którym Krzysztof celowo poznał żonę. Dlaczego to zrobił? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że akt, którego był reżyserem, go przerósł. 

Skok w głębinę to oczywiście metafora wolności – do życia czy do śmierci. Skoczyć – dosłownie – postanowiła też Marieta Żukowska. To była jej prywatna konfrontacja z lękiem. – Miałam siedem lat, gdy tonęłam – wspomina. – Do dziś pamiętam to uczucie paniki, tę niemocŁukasz, znając moje doświadczenia, dał mi wybór. Mogłam wspiąć się na skałę i skoczyć, mogłam też to sobie odpuścić. Chciałam jednak być jak najbliżej mojej postaci, a przecież film opowiada o jej konfrontacji z traumą. Zrozumiałam, że tak jak Marta muszę stanąć twarzą w twarz z tym, czego boję się najbardziej. 

Żukowska wahała się, czy skoczyć. Ostatecznie przekonały ją słowa włoskiego aktora Davide Denci. Powiedział: – Marieta, woda jest kobietą – wspomina. – Natura jest kobietą. Po prostu zaufaj przestrzeni, ja cię uratuję. I… wskoczyłam. Było doprawdy niezwykle  – śmieje się gwiazda. – Akurat na mnie skonfrontowanie się z traumą podziałało kojąco. Ale ważna była też możliwość wyboru. Bo zarówno podjęcie wyzwania, jak i rezygnacja z niego może być doświadczeniem uzdrawiającym. 

Fot. Materiały prasowe

Marta od początku była pomyślana trochę niczym przedłużenie Mariety Żukowskiej. Dlatego nie dziwi, gdy wraz z ekipą filmową klatka po klatce rekonstruując wydarzenia feralnego wyjazdu na Thassos, reżyser pyta: – Mówić do cebie Marta czy Marieta? – Marta – odpowiada. – Marta to jednak postać odrębna, obdarzona jedynie cząstką mnie – wyjaśnia nam aktorka. – Nasze tożsamości się przenikają, co, w moim mniemaniu, czyni film Łukasza jeszcze bardziej intrygującym. To mieszanka dokumentu i fabuły. A jak zagrać postać z dokumentu? Dlatego „Próba łuku” to dla mnie tak wielkie zawodowe wyzwanie. W części dokumentalnej musiałam zapomnieć o wszystkich narzędziach aktorskich pozwalających zachować dystans między tym, kogo gram, a tym, kim jestem. Potem musiałam natomiast przenieść tę postać do części fabularnej… Postanowiłam zapomnieć o wszystkich zasadach i po prostu odczuwać, być w danej chwili z emocjami, które mi towarzyszyły. Byłam po prostu zawieszona między „dwoma światami”.

Żukowska tłumaczy także, że w „Próbie łuku” reżyser podjął próbę opowiedzenia mitu o Odyseuszu i Penelopie à rebours. – Dziś kobieta nie czeka na mężczyznę, lecz wyrusza we własną podróż, jak Odyseusz – mówi aktorka. – Musi przejść długą drogę wiodącą przez dziewczęcość, kobiecość, partnerstwo czy też macierzyństwo, by zrozumieć, kim jest. Te wszystkie doświadczenia ją umacniają, dają wiedzę, siłę i, na koniec, akceptację. To z nich ostatecznie zbuduje siebie.

Nowy film Barczyka porusza również jeszcze jeden ważny, a trochę wypierany przez nas temat. Żałobę. Marta przechodzi ją późno, bo świadomie i konsekwentnie blokuje emocje. Z Thassos wróciła w ciąży. Bliskim mówi jedno, sama wie drugie. Żyje w przygniatającym poczuciu winy. Gdy zaginął jej mąż, była w szoku, ale wszystko, co czuła, zakopała najgłębiej, jak się dało. Pogodzenie się z tym, co się stało, przyjdzie dopiero wtedy, gdy dopuści do głosu skrywane emocje. Wtedy spłynie na nią też spokój i nadzieja. – Nie da się wyprzeć żałoby – mówi Żukowska. – Trzeba utulić swój ból, dać sobie prawo do cierpienia po utracie, a potem czule pożegnać przeszłość

Ostatecznie to właśnie robi Marta – żegna swoją przeszłość, z miłością i szacunkiem. I jest już wtedy inną osobą. Widać to nawet na zewnątrz, bo zamiast eleganckich płaszczy i swetrów z francuskich butików ma na sobie kiczowatą różową sukienkę i brokatowe szpilki. Już nie próbuje nikogo odgrywać, nareszcie może być sobą.

Te błyszczące szpilki to Miu Miu, jedna z ulubionych marek aktorki. Bo Marieta Żukowska po raz pierwszy była na planie nie tylko aktorką, lecz także kostiumografką. – To była dla mnie frajda, bo kocham modę – wyznaje. – Wizerunek jest w filmie szalenie istotny, buduje postaćDlatego długo zastanawiałam się, jak ma wyglądać Marta, która przecież na naszych oczach przechodzi przemianę. Za pomocą stroju chciałam uzewnętrznić to, co się w niej dzieje. Początkowo jest zupełnie nieprzystosowana, z rezerwą traktuje ekipę filmową, alienuje się, wypiera, po co rzeczywiście przyjechała na Thassos. Jej absurdalnie, jak na okoliczności, szykowny wizerunek odzwierciedla moment, w jakim się znajduje. Jest usztywniona, nieprzyjazna, zamknięta. Stopniowo look Marty staje się mniej zobowiązujący, „normalnieje”. Moja bohaterka wchodzi w specyfikę sytuacji i aurę wyspy. Myślę, że to, jak wygląda i jak zmienia się na zewnątrz, mówi widzowi więcej niż poszczególne słowa czy sceny. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Żukowska zdradza też, że w nowej roli zaliczyła małą wpadkę. – Przyznaję, dałam plamę – wspomina ze śmiechem. –„Próbę łuku” kręciliśmy w marcu i na wyspie, zamiast słonecznie i ciepło, było wietrznie i zimno, padał nawet śnieg. A ja zapomniałam o puchowych kurtkach dla całej ekipy! Przyjaciele, z którymi kręciliśmy nasz kameralny film, na szczęście mi wybaczyli. 

Więcej o filmie „Próba łuku” w reżyserii Łukasza Barczyka tutaj.

Marieta Żukowska – polska aktorka filmowa, telewizyjna i teatralna. Doceniana za wnikliwe analizy granych przez nią postaci oraz wielowymiarowe kreacje aktorskie. Na koncie ma 12 nagród aktorskich, zarówno na polskich, jak i międzynarodowych festiwalach. Członkini Polskiej Akademii Filmowej.

Natalia Hołownia
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Marieta Żukowska: Żałobę trzeba przeżyć
Proszę czekać..
Zamknij